W tym artykule dowiesz się o:
[color=#222222]Bydgoska Grand Prix i DPŚ niewypałem
W Bydgoszczy ewidentnie skończyła się moda na żużel. Przynajmniej do takiego wniosku można dojść po frekwencji na dwóch najważniejszych imprezach, jakie w tym sezonie odbyły się w mieście nad Brdą. Pod koniec kwietnia, pierwsza europejska runda Grand Prix okazała się kompletną klapą. W przeszłości wielokrotnie stadion pękał w szwach i nawet trzeba było dostawiać trybuny, a i tak nie wszyscy chętni na obejrzenie Tomasza Golloba i innych gwiazd, mogli zakupić bilety. [ad=rectangle] Tak słabej frekwencji jak w Bydgoszczy nie miał żaden turniej Grand Prix w Polsce w 20-letniej historii cyklu. - [/color]Sukces polskich żużlowców mocno kontrastował z fatalną frekwencją na trybunach. Nie chcę jednak komentować tej sprawy -[color=#222222] odpowiedział po zawodach na pytanie o puste trybuny Andrzej Witkowski, prezes Polskiego Związku Motorowego.
Jerzy Kanclerz, który prognozował, że stadion w Bydgoszczy podczas turnieju Grand Prix wypełni się w niespełna połowie, także się pomylił. Trybuny świeciły pustkami, a świetne zawody obejrzało mniej niż 5 tysięcy kibiców. - [/color]Szkoda, że nie było więcej kibiców, bo na pewno milej wygrywać przy wypełnionym po brzegi stadionie, kiedy wiwatuje kilkanaście tysięcy polskich fanów - powiedział po zawodach w Bydgoszczy Krzysztof Kasprzak, który wygrał wówczas swój pierwszy turniej SGP.
Kilka miesięcy później podczas Drużynowego Pucharu Świata również z frekwencją w Bydgoszczy nie było najlepiej. Na baraż bez udziału gospodarzy tradycyjne już trudno przyciągnąć sporo kibiców. Mimo przystępniejszych cen biletów niż na kwietniowe Grand Prix, podczas finałowych zawodów DPŚ stadion także nie był wypełniony w komplecie. - Osoba Tomasza Golloba nie jest już jednak tak dużym magnesem, by przyciągnąć komplet kibiców. Gdyby Marek Cieślak umieścił go w składzie, sprzedano by z tysiąc dodatkowych wejściówek. Moim zdaniem na takie zawody powinno było przyjść 12 tysięcy widzów. Niestety, realia w Bydgoszczy są obecnie takie, a nie inne - mówił wówczas Jerzy Kanclerz.
W Gorzowie i Toruniu pełne stadiony na Grand Prix
O tym, że frekwencja na zawodach rangi międzynarodowej jest w dużej mierze uzależniona od koniunktury w danym ośrodku żużlowym, świadczą dwa inne turnieje Grand Prix w Polsce. W Gorzowie w przeszłości też były problemy z wypełnieniem Stadionu im. Edwarda Jancarza podczas zawodów SGP. Tym razem było zupełnie inaczej. Pewnie złożyło się na to wiele czynników. M.in. świetna postawa reprezentanta gospodarzy w Grand Prix, Krzysztofa Kasprzaka, a także jakże udany sezon dla Stali Gorzów w Enea Ekstralidze.
Tradycyjne już komplet publiczności obejrzał toruńską rundę Grand Prix. To jednak nie dziwi. Motoarena to jeden z najnowocześniejszych stadionów żużlowych świata i uważany przez wielu za najpiękniejszy obiekt. Dodatkowo, geometria toruńskiego toru sprawia, że kibice mogą być pewni, że zobaczą tam żużel na najwyższym światowym poziomie. Kolejnym atutem Torunia był fakt, że w ostatnich sezonach Grand Prix Polski kończyło rywalizację w całym sezonie i na Motoarenie poznawaliśmy nowego mistrza świata. Komplet publiczności także z tych względów było więc zgromadzić znacznie łatwiej niż chociażby w Bydgoszczy.
Sukces frekwencyjny to także spory zastrzyk finansowy dla organizatora turniejów Grand Prix. - Wpływy z samych biletów to kwota rzędu dwóch milionów złotych. Jesteśmy z nich bardzo zadowoleni, bo taki był cel - mówił na łamach SportoweFakty.pl jeden z działaczy Unibaksu. - Jeśli odejmiemy od tego koszty organizacyjne na poziomie 700 000 złotych, to klub zarobił na Grand Prix Polski około 1 300 000 złotych. To naprawdę znakomity wynik - dodawali wówczas w Unibaksie.[i][color=#222222]
[/color][/i]Co godne podkreślenia, zarówno Grand Prix w Gorzowie jak i Toruniu musiały rywalizować z innymi sportowymi wydarzeniami w Polsce. 30 sierpnia, gdy po zwycięstwo w Gorzowie sięgał Bartosz Zmarzlik, na Stadionie Narodowym w Warszawie miało miejsce otwarcie Mistrzostw Świata w Siatkówce. Z kolei 11 października, gdy na Motoarenie Grand Prix wygrywał i zdobywał tytuł wicemistrza świata Krzysztof Kasprzak, polscy piłkarze odnosili historyczny sukces nad reprezentacją Niemiec. Żużel, co prawda zniknął w cieniu w przekazach medialnych ogólnopolskich mediów, ale kibice na stadionach stawili się w komplecie.
Towarzyskie mecze Polaków wielkim sukcesem Już poprzedni sezon pokazał, że żużlowa reprezentacja Polski może być magnesem dla tysięcy kibiców, szczególnie w ośrodkach, gdzie kibice są spragnieni wielkiego żużla. W roku 2013 mecze Polaków w Ostrowie czy Lublinie cieszyły się ogromną popularnością.
Sukces ten powtórzono w sezonie 2014 w Ostrowie i Rybniku. W mieście położonym w południowej Wielkopolsce 1 maja starcie Polaków z Australią obejrzało ponad 8 tysięcy kibiców. Biało-czerwoni zwyciężyli 54:39, odnosząc historyczne zwycięstwo nad "kangurami" . Organizatorzy zadbali o moc atrakcji. Po widowisku żużlowym na Stadionie Miejskim koncert dała grupa TSA. Zwieńczeniem święta sportu żużlowego w Ostrowie Wielkopolskim był pokaz fajerwerków.
Jeszcze większym zainteresowaniem cieszył się mecz Polska - Reszta Świata w Rybniku. Na trybunach rybnickiego stadionu zasiadło 13 tysięcy widzów. - Najwidoczniej kibiców z Rybnika ściągnęły wielkie nazwiska, których na co dzień w swoim mieście nie mają okazji oglądać. Wypełnione po brzegi trybuny na pewno radowały organizatorów niedzielnego spotkania towarzyskiego - tak relacjonowały SportoweFakty.pl hitowy pod względem frekwencji mecz w Rybniku. - Naprawdę są jeszcze ośrodki, gdzie żużel przyciągną kibiców. Pokazały to chociażby mecze reprezentacji Polski. Zarówno w Ostrowie jak i Rybniku stadiony były wypełnione po brzegi - podkreśla nasz ekspert, Krzysztof Cegielski.
Nie zawsze jednak wystarczy nazwać zawody meczem Polaków z inną reprezentacją, by przyciągnęły na trybuny tłumy kibiców. Pokazał to tegoroczny mecz w Lublinie. Przed rokiem obiekt przy Alejach Zygmuntowskich pękał w szwach, gdy stawili się tam Tomasz Gollob i spółka, rywalizując z mistrzami świata. Tym razem nawet zaproszenie Tomasza Golloba nie pomogło. Mecz Polska - Ukraina - według relacji SportoweFakty.pl - obejrzało około 800 widzów. Z pewnością wpływ na to miała klasa rywala biało-czerwonych, a także nieudany sezon lubelskiego klubu. Pokazuje to jednak, że nie ma patentu na to, że w danym ośrodku każda impreza się sprzeda. Wiele zależy od koniunktury, czasu i pomysłu na rozegranie zawodów.
Finał IMŚJ w Ostrowie z lepszą frekwencją niż SEC w Częstochowie
Bez dwóch zdań czwarty, finałowy turniej Speedway European Championship w Częstochowie był bardziej prestiżowymi zawodami niż 2. Finał Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów w Ostrowie. Klasa żużlowców, którzy wystartowali w obu imprezach jest nieporównywalna. Mimo tego, to właśnie juniorski czempionat w Ostrowie przyciągnął na trybuny więcej kibiców niż Mistrzostwa Europy w Częstochowie.
Piotra Pawlickiego, Kacpra Gomólskiego i inne wschodzące gwiazdy światowego żużla w Ostrowie oklaskiwało 6,5 tysiąca widzów. Pewnie, że niektóre imprezy w Ostrowie cieszyły się większym zainteresowaniem, ale biorąc pod uwagę, że był to tylko drugi, a nie decydujący finał IMŚJ oraz zawody odbywały się w trakcie długiego weekendu, frekwencja była niezła. Organizatorzy na dużo więcej na pewno nie liczyli, choć w 2007 roku w tym samym mieście jednorazowy finał IMŚJ obejrzała rekordowa liczba 14 tysięcy widzów.
Zupełnie inaczej było w Częstochowie. Tam odbywała się czwarta, finałowa runda SEC, w której nie oglądaliśmy juniorów, ale gwiazdy żużla, jak Emila Sajfutdinowa, Tomasza Golloba, czy Nickiego Pedersena. I co się okazało? Pojemny stadion w Częstochowie świecił pustkami. Według nieoficjalnych danych obejrzało go 5 tysięcy widzów. Frekwencję ratowała spora grupa fanów Martina Vaculika z Żarnowicy.
- Jesteśmy rozczarowani i jest to dla nas duży cios. Nie chcę teraz narzekać i mówić, że trzeba było tutaj przyjść, bo było świetne ściganie. Każdy, kto obejrzał te zawody na żywo widział, jakiej klasy było to widowisko. Był to przecież finał prestiżowych rozgrywek, do tego fajna godzina i data wydarzenia, rozsądne ceny biletów, świetna obsada zawodów, a efekt końcowy pokazał, że warto było tutaj być. Mimo tych wszystkich pozytywnych przesłanek, coś nie zagrało – powiedział na naszych łamach po finale w Częstochowie Jan Konikiewicz z One Sport. Nic więc dziwnego, że organizator SEC po takich doświadczeniach rozważa rezygnację z turnieju Mistrzostw Europy w Polsce.
Memoriały i imprezy towarzyskie z różną frekwencją
Wielokrotnie słyszeliśmy z ust prezesów poszczególnych klubów, że organizowanie towarzyskich czy memoriałowych zawodów jest nieopłacalne, bo imprezy te nie przyciągają na trybuny kibiców. W tym sezonie mieliśmy wysyp różnych nowych inicjatyw towarzyskiego ścigania. Jedne okazały się sukcesem, inne niewypałem. Podobnie z memoriałami. Te z dużą historią się obroniły. Z innymi bywało różnie.
Memoriał Alfreda Smoczyka, impreza z ogromnymi tradycjami, przyciągnęła na trybuny 5100 kibiców, co jest całkiem niezłą frekwencją. Z kolei organizowany w Zielonej Górze Memoriał Rycerzy Speedwaya obejrzało nieco ponad 3 tysięce widzów. Prezes SPAR Falubazu Zielona Góra Marek Jankowski nie był zadowolony z takiej frekwencji. - Marketingowo czy frekwencyjnie trochę słabiej to wypadło. Nie ukrywam, że liczyłem, że będzie ponad 4 tysiące ludzi i będziemy zbliżać się do 5 tysięcy, bo tak sobie założyliśmy. Było trochę więcej niż 3 tysiące osób. To trochę poniżej oczekiwań. Trzeba przyjąć, że takie jest zainteresowanie tym turniejem, być może pomyśleć nad inną formułą, innym sposobem finansowania. Ale to jest zadanie na przyszły rok, bo myślę, że taki turniej powinien w kalendarzu pozostać - oceniał imprezę Jankowski.
Całkiem niezłym wynikiem frekwencyjnym może poszczycić się siódma edycja turnieju o Koronę Bolesława Chrobrego - Pierwszego Króla Polski. Na trybunach Stadionu Miejskiego w Gnieźnie zasiadło ok. 6500 widzów, pomimo tego, że impreza odbywała się w pierwszym dniu długiego majowego weekendu.
Zupełnie inaczej wypadł organizowany w Gdańsku międzynarodowy czwórmecz o Puchar Św. Dominika. Zawody obejrzało raptem 1200 kibiców. - Niestety interesująca stawka nie zgromadziła licznej publiczności. Wielu ludzi wybrało inne atrakcje, jakich w sobotę w Trójmieście nie brakowało - relacjonowały SportoweFakty.pl
Chwaliliśmy frekwencję podczas meczu Polska - Australia w Ostrowie oraz 2. Finału IMŚJ. Tak różowo już nie było podczas meczu Ostrovia - Ostrowianie, który ŻKS Ostrovia zorganizowała na początek długiego czerwcowego weekendu. Owszem, kibiców na Stadionie Miejskim było więcej niż w innych ośrodkach na typowo towarzyskim meczu, ale organizatorzy liczyli na nieco więcej fanów.
Co z finałem IMP, IMME i WLS?
Czasy się zmieniają i imprezy, które kiedyś były bardzo prestiżowe i cieszyły się zainteresowaniem nie tylko kibiców, ale przede wszystkim najlepszych żużlowców nie świecą już takim blaskiem. Najlepszym tego przykładem jest tegoroczny finał Indywidualnych Mistrzostw Polski, który w Zielonej Górze obejrzało około 4 tysiące widzów. - To pokazuje, że cały czas ta impreza ma poważny problem - powiedział Marian Maślanka. GKSŻ od kilku lat próbuje coś zmienić i sprawić, by finał IMP odzyskał dawny prestiż, ale w tym roku ewidentnie się to nie udało. Nie zawsze w ośrodku, który wywalczył tytuł DMP i ma prawo w kolejnym roku organizować finał IMP jest nadal duże zainteresowanie speedwayem. W Zielonej Górze ten rok pod względem frekwencji był najsłabszy od dłuższego czasu.
Potwierdziła to także liczba kibiców podczas FIM Worlds Speedway League, którą obejrzało około 5 tysięcy widzów. Mimo tego, że była to nowa formuła zawodów, a obsada zawodów wydawałoa się naprawdę ciekawa, nie cieszyła się ona dużym zainteresowaniem. Pewnie zupełnie inaczej by to wyglądało, gdyby SPAR Falubaz Zielona Góra zakończył sezon z tytułem mistrzowskim, a nie za podium Enea Ekstraligi.
W tym sezonie WSL nie była jedynym debiutem w kalendarzu imprez. Po raz pierwszy w historii rozegrano także Międzynarodowe Mistrzostwa Enea Ekstraligi w Tarnowie. W Polsce taka impreza to nowość, ale doskonale znana jest w Wielkiej Brytanii, gdzie rok rocznie odbywają się Mistrzostwa Elite League. Stawka IMME była naprawdę ciekawa. Tyle tylko, że w ośrodkach ekstraligowych kibice tych żużlowców oglądają na co dzień. Frekwencja na poziomie 6 tysięcy wydaje się być całkiem niezła jak na debiut tej imprezy.
Jak widać, w sezonie 2014 w Polsce nie brakowało imprez pozaligowych. Pewnie, że to liga najbardziej elektryzuje kibiców. Były jednak w Polsce także trzy turnieje SGP, baraż i finał DPŚ, runda SEC, jeden z finałów IMŚJ, mamy kilka kalendarzowych imprez PZM, towarzyskich meczów reprezentacji Polski i w końcu całą masę mniej lub bardziej prestiżowych zawodów towarzyskich czy memoriałowych. I jak tu potem przeciętny kibic nie ma czuć przesytu tym wszystkim?
A jakie są Wasze opinie na temat imprez pozaligowych w Polsce. Co decyduje o dobrej frekwencji na zawodach? Prestiż i ranga imprezy, jej promocja, dodatkowe atrakcje dla kibiców czy decydujące znaczenie ma koniunktura w danym ośrodku. Czekamy na Wasze opinie w komentarzach. Głosujcie także w sondzie.