Henryk Petrich. Mógł być mistrzem, ale podczas walki przestał widzieć

- Miałem przed oczami czarną dziurę. Jedną rundę przetrzymałem, ale ślepy w karty nie gra - mówi pięściarz Henryk Petrich. Polak mógł być mistrzem olimpijskim, ale nagle przestał widzieć. Trener Andrzej Gmitruk rzucił ręcznik.

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut
WP SportoweFakty
Seul, rok 1988. 29-letni mechanik z Łodzi idzie przez olimpijski turniej jak burza. Pokonuje przed czasem Parka Byuna-Jina, później na punkty nie mają z nim szans Niels Madsen oraz Ahmed Elnaggar. Wreszcie w półfinale na jego drodze staje Andrew Maynard - ciemnoskóry Amerykanin wychowany w sali treningowej Sugara Raya Leonarda.

Gong. Petrich się nie boi, idzie na wymianę ciosów. Rywal uderzeń wyprowadza więcej, ale to rękawica Polaka częściej sięga celu. Kilkanaście sekund przed końcem pierwszej rundy Maynard atakuje prawym sierpowym, ale nadziewa się na kontrę. Upada na ring, sędzia go liczy. Amerykanin wstaje, ale punkty zbiera przeciwnik.

Petrich już wówczas boksuje prawie na ślepo. Będzie później mówił, że miał czarno przed oczami. Boks zamienia się w zapasy. Polak klinczuje, ale sędziowie nie zabierają mu punktu. Gra na czas. Po ciosie na korpus pozwala, żeby sędzia go liczył. Runda się kończy, Petrich podchodzi do narożnika. Krótka rozmowa. Koniec. Trener poddaje walkę.

Stres zabrał złoto

Maynard został w Seulu mistrzem olimpijskim. - A mogłem to złoto zdobyć ja - wspomina Petrich. - Rozmawiałem z lekarzem. Wyjaśniał mi, że przez stres i nerwy coś się po prostu przytkało. Po walce jeszcze długo siedziałem w szatni. Widziałem tylko ciemność. Bałem się, że coś mi się już porąbało na dobre. W końcu doszedłem jednak do siebie. Na drugi dzień było wszystko w porządku.

Był jednym z najlepszych pięściarzy lat osiemdziesiątych. Dziś już nie bije, tylko uczy. Rozmawiamy w Ośrodku Treningowym na Forcie Bema. Stary, wojskowy budynek w barwach Legii Warszawa. Masywne drzwi wejściowe, na prawo szatnia, za nią ciemny bufet. Lada, trzy stoliki. Tu Petrich spędza przedpołudnia - pije kawę, spotyka się z przyjaciółmi.

Przechodzimy do saloniku połączonego z recepcją. Eleganckie, odnowione pomieszczenie, na ścianie zdjęcia dawnych gwiazd. Rodzinnie. Krzyki, pozdrowienia, powitania, wulgaryzmy. Najbardziej dokazuje Krzysztof Kosedowski. Medalista z Moskwy, obecnie znany raczej z roli Siwego w "Chłopaki nie płaczą". - Co, wywiad? Powiedz, że byliśmy razem w Reno - woła.

"Niektórzy sprzedali już mieszkania"

W Reno Petrich zdobył brązowy medal mistrzostw świata, w 1987 roku został wicemistrzem Europy. Sześć razy wygrywał z późniejszym mistrzem świata zawodowców Svenem Ottke.

Chciał być piłkarzem, ale koledzy przekonali go do boksu. Fachu uczył się w Widzewie Łódź, aż rękę położyła na nim Legia. Do domu przyszło powołanie. - Chciałem uniknąć wojska. Miałem rękę w gipsie, leżałem w szpitalu, ale nie było zmiłuj. Drugiego dnia Bożego Narodzenia wsiadłem do pociągu i pojechałem do Braniewa - wspomina.

Czy polski boks olimpijski podniesie się w końcu z kolan?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×