James Hunt - playboy za kierownicą cz. VII

James Hunt wraz z zespołem Hesketh Racing stanowił zaprzeczenie wszelkich reguł rządzących Formułą 1. Bez wielkich sponsorów kierowcy o reputacji jeźdźca bez głowy łatwo jednak nie było.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Przed sezonem 1974 team zbudował nowy bolid, Hesketh 308, a także dorobił się logo - żółtego misia w białym kasku z flagą Wielkiej Brytanii. Wokół emblematu powstała cała kampania reklamowa pod hasłem "Hesketh Racing - największy mały zespół wyścigowy na świecie. Jeździmy dla ojczyzny, jeździmy dla ciebie". Pocieszny miś wylądował też na koszulkach, które przed wyścigami mógł kupić każdy fan F1. - Chcemy dać ludziom możliwość wyrażenia swojego wsparcia zarówno w kraju, jak i za granicą - tłumaczył Alexander Hesketh. - To jest dla nas niezwykle ważne. Podczas gdy bolidy ścigające się w stawce królowej sportów motorowych wyglądały jak bilbordy, białe auto Jamesa Hunta bez ani jednej reklamy prezentowało się naprawdę dostojnie. Samochód wyposażono w ośmiocylindrowy silnik o pojemności trzech litrów, a reprezentant Zjednoczonego Królestwa miał w nim wreszcie pokazać, na co go naprawdę stać. W tamtym czasie zarabiał też już całkiem przyzwoicie, gdyż jego roczne honorarium wzrosło do piętnastu tysięcy funtów. W zamian jednak musiał poświęcić zdecydowanie więcej czasu na obowiązki związane m. in. z testowaniem sprzętu. Z tego też względu nowa konstrukcja po raz pierwszy została użyta dopiero w trzeciej gonitwie sezonu 1974, gdyż po próbach na torze Silverstone okazało się, iż wymaga ona kilku poprawek.
James należał do ludzi, którzy nie lubią owijać w bawełnę, dlatego nie miał większych problemów z wyrażeniem swoich opinii na łamach prasy. Nawet jeśli pytano go o rywali z toru. - "Superszwed" jest zdecydowanie najszybszym kierowcą w stawce - chwalił Ronniego Petersona. O brazylijskim mistrzu, Emersonie Fittipaldim, powiedział natomiast: - Nie jest demonem prędkości, ale podczas wyścigu myśli i dlatego trzeba go respektować. Potrafi wprawdzie stracić głowę, kiedy wszystko idzie niezgodnie z jego założeniami, ale szybko zbiera się do kupy. Wielki szacunek Hunt miał także do utalentowanego Austriaka, Nikiego Laudy, z którym jeszcze całkiem niedawno dzielił mieszkanie: - To prawdziwy myśliciel, taktyk i pan sytuacji. Pod presją nie popełnia żadnych błędów. Słodzić przeciwnikom jest o wiele łatwiej niż ich krytykować. "Hunt the Shunt" jednak z tym również nie miał problemu: - Carlos Reutemann ma tendencje do rezygnacji z walki, Clay Regazzoni jest już starawy, a Hans Stuck zbyt często ląduje poza torem. Wbrew oczekiwaniom, kampania 1974 nie była w wykonaniu Jamesa Hunta marszem triumfalnym. Kierowca Hesketh Racing z pierwszych sześciu wyścigów ukończył zaledwie dwa, a pierwsze podium zanotował dopiero w połowie zmagań, kiedy to na szwedzkim torze Anderstorp zajął trzecie miejsce. Podobnie było w Austrii oraz Stanach Zjednoczonych, ale sześć gonitw zakończonych minięciem flagi z szachownicą to zdecydowanie zbyt mało, żeby myśleć o jakiejkolwiek lokacie w czubie klasyfikacji generalnej. Dwudziestosiedmiolatek zgromadził 15 punktów i po raz drugi uplasował się na ósmej pozycji w tabeli mistrzostw świata Formuły 1. Zwyciężył Fittipaldi przed Regazzonim i Scheckterem, a Lauda był czwarty. Ten ostatni zwykł mawiać, że zasiadając za kierownicą bolidu godzi się na dwudziestoprocentowe ryzyko śmierci, ale nie większe. Austriak wiedział co mówi, gdyż w sezonie 1974 najwyższa seria wyścigowa znów zebrała swoje żniwo. W RPA zginął Amerykanin Peter Revson, a w USA rodak Nikiego - Helmutt Koinigg. Tymczasem w prywatnym życiu Jamesa zaszło sporo zmian. Zgodnie z zaleceniami firmy IMG, która dbała o jego finanse, przeprowadził się on do... Hiszpanii. Mieszkanie z dala od przyjaciół i znanych kątów początkowo wydawało mu się głupim pomysłem, ale perspektywa zaoszczędzenia osiemdziesięciu procent podatków wzięła górę nad sentymentami. Hunt pospiesznie anulował umowę najmu londyńskiego mieszkania, spakował trochę rzeczy do Porsche należącego do Alexandra Hesketha i udał się samotnie w kierunku Costa del Sol. Szukając odpowiedniego dla siebie lokum, zatrzymał się w hotelu. Poszukiwania czterech kątów wypełniały jednak tylko część pustki, jaką coraz bardziej doświadczony kierowca zaczął odczuwać z dala od ojczyzny. Przypominały mu się czasy, gdy jako chłopiec uczęszczał do prywatnej szkoły i mieszkał w internacie.
W andaluzyjskim Torremolinos nikt z tubylców nie słyszał o kimś takim jak James Hunt. - Nagle zdałem sobie sprawę z tego, że jestem sam jak palec - opowiada Brytyjczyk. - Nie znałem tam nikogo i ciężko mi było z kimkolwiek się dogadać. Wrodzona nieśmiałość w stosunku do obcych dodatkowo utrudniała reprezentantowi Zjednoczonego Królestwa funkcjonowanie w nowym środowisku. Do tamtej pory uważał za mit opinię, iż poczucie życiowej stabilności ułatwia kierowcom wyścigowym koncentrację na wykonywanej profesji. Z dala od domu dotarło jednak do niego, że znalezienie tej jedynej kobiety i założenie z nią rodziny może rozwiązać wiele problemów i sprawić, że nie będzie już każdego dnia rozmyślał nad niepewnością swojego losu.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×