Hejter Kubicy oszukiwał na podatkach. Niewygodna prawda wyszła na jaw

Jacques Villeneuve, po tym jak Robert Kubica zakończył jego karierę w F1, stał się głównym krytykiem Polaka. Kanadyjczyk podczas startów dorobił się fortuny i unikał płacenia podatków. Przez to ma teraz spore problemy.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Jacques Villeneuve Getty Images / Vladimir Rys / Na zdjęciu: Jacques Villeneuve
Sprawa Jacquesa Villeneuve'a wyszła na jaw dzięki współpracy dziennikarzy śledczych z całego świata. Wszystko w ramach "Pandora Papers", czyli wycieku 11,9 mln dokumentów z 14 firm, które pomagały gwiazdom ekranu i sportu w unikaniu płacenia podatków. Dzięki temu świat dowiedział się, że chociaż Kanadyjczyk zarabiał fortunę na Formule 1, to równocześnie przed fiskusem udawał... biednego.

Villeneuve to dla przeciętnego Polaka główny hejter Roberta Kubicy. Krakowianin zajął jego miejsce w BMW Sauber w połowie sezonu 2006, przyczyniając się do przedwczesnego końca jego kariery w F1. Dlatego też później, przy każdej nadarzającej się okazji, Villeneuve nie pozostawał mu dłużny.

Kierowca z Kanady kwestionował m.in. zdolność Kubicy do powrotu do F1 po fatalnym wypadku. Gdy stał się on faktem, Villeneuve określał to mianem "wstydu", bo w jego opinii "niepełnosprawni kierowcy nie powinni trafiać do królowej motorsportu".

ZOBACZ WIDEO: 17-latek stracił rękę. To, co zrobił, zszokowało cały świat

Miliony, które "wyparowały"

Villeneuve ma na swoim koncie tytuł mistrza świata F1, który wywalczył z Williamsem w roku 1997. Wygrywał też IndyCar i prestiżowy wyścig Indianapolis 500. Po sukcesie z Williamsem jego kontrakt z British American Racing w F1 opiewał na kwotę 100 mln dolarów.

Do tego czerpał korzyści z praw do wizerunku, bo gadżety z nim związane świetnie sprzedawały się w połowie lat 90. Nabył też elegancki bar w Montrealu, a także kilka luksusowych nieruchomości. "Mowa o sumach, które mogą przyprawić o zawrót głowy" - tak o biznesowej działalności hejtera Kubicy pisał serwis CNBC.

Jednak, jak wynika z "Pandora Papers", nie przeszkodziło to Villeneuve'owi w zadeklarowaniu w roku 2010 ledwie 6431 dolarów dochodu. W związku z tym były mistrz świata F1 wystąpił wtedy do fiskusa o... ulgę podatkową dla rodzin o niskich dochodach. Przez następne dwa lata wpływy na konto Kanadyjczyka były jeszcze mniejsze - mowa o 3224 i 5782 dolarach - donosi CBC News.

Villeneuve swoje dochody umiejętnie lokował w rajach podatkowych. Nie mieszkał też w Kanadzie przez większość swojego życia, dlatego nie musiał tam płacić podatków. Z dokumentów wynika jednak, że był rezydentem Quebeku w latach 1993-1996 i 2007-2013. Dlatego też kanadyjski fiskus oskarżył go o nieprzedstawianie pełnych dochodów i aktywów. Były kierowca F1 "zapomniał" m.in. o kontach w szwajcarskich bankach.

Eksperci podatkowi, przepytani na okoliczności sprawy przez Radio Canada, mają spore wątpliwości, co do legalności zabiegów prawnych stosowanych przez Villeneuve'a. Były gwiazdor F1 m.in. przeniósł do zagranicznych firm swoje prawa do wizerunku. Wszystko po to, by zaoszczędzić na podatkach. Mógł przy tym złamać prawo - ostrzega z kolei portal CBC.ca.

Villeneuve kombinował od początku kariery

Z "Pandora Papers" wynika, że pierwsza spółka offshore (położona za granicami kraju) została założona przez Villeneuve'a w roku 1992. Wtedy Kanadyjczyk najpewniej nie myślał jeszcze o podbijaniu F1, ale zarobił pokaźne sumy na startach w Japonii i świeżo co wrócił do ojczyzny. Podmiot Goldstar Holdings Corp. został został zarejestrowany na Bahamach jako spółka holdingowa "zajmująca się zwycięskimi kierowcami i sponsoringiem".

W tamtym okresie kierowca wraz z menedżerem Craigiem Pollockiem negocjował z Imperial Tobacco powrót do Kanady i ściganie w Formule Atlantic. Założenie spółki na Bahamach, gdzie podatek od osób prawnych wynosi 0 proc., był sposobem na uniknięcie podatku dochodowego.

Jak podaje CBC News, w styczniu 1994 roku Villeneuve i Pollock założyli fundusz powierniczy na Wyspach Dziewiczych. Tam również stawka podatku wynosi 0 proc. Moritz Settlement, bo taką nazwę mu nadano, powstał w celu "zarządzania i ochrony majątku rodzinnego" kierowcy i jego menedżera.

Fundusz został udziałowcem Goldstar Holdings, czyli spółki wcześniej założonej przez Villeneuve'a. Papiery Goldstar zamieniono na tzw. akcje na okaziciela, ale w żadnym rejestrze nie podano do kogo konkretnie trafiły. To tylko pogłębia niejasności wokół finansów mistrza świata F1 z sezonu 1997.

- Jedynym powodem używania akcji na okaziciela jest chęć zachowania tajemnicy i nieujawnianie nikomu innemu szczegółów transakcji, chociażby organom podatkowym albo innym akcjonariuszom - powiedział CNBC Andre Lareau, profesor nadzwyczajny prawa podatkowego na Uniwersytecie Laval w Quebeku.

Bahamy zniosły prawo do korzystania z praw na okaziciela w roku 2000.

Wkroczenie w świat unikający podatków

W roku 1995 kanadyjski kierowca wygrał tytuły w USA, co otworzyło mu drogę do jazdy w F1. W kolejnym sezonie dołączył do Williamsa i przeprowadził się do Monako, gdzie tamtejsi rezydenci nie płacą podatków. Wkroczył do świata, w którym unikanie podatków jest normą.

- Był otoczony przez ludzi, którzy chronili swoje dochody w rajach podatkowych. W F1 robili to wszyscy. Zaczynając od Berniego Ecclestone'a, a na właścicielach zespołów kończąc - powiedział "Le Journal de Montreal" Martin Leclerc, dziennikarz sportowy.

Gdy w roku 1997 Villeneuve zostawał mistrzem świata F1, jego kontrakt z Williamsem miał mu gwarantować 15 mln dolarów. Kilka miesięcy po tym sukcesie na Bahamach została zarejestrowana kolejna firma powiązana z Kanadyjczykiem. Villeneuve Multi-Media, której głównym udziałowcem stał się... Goldstar Holdings.

Wszystko po to, aby księgować przychody z praw do gier wideo, których twarzą stał się Villeneuve. Kanadyjczyk promował serię Speed Challenge, którą firma Ubisoft stworzyła z myślą o komputerach i konsolach.

- Moje prawa do wizerunku należą do mnie i mogę nimi dysponować. Dzięki fikcji prawnej jestem w stanie je przenieść na inną zagraniczną firmę. To sztuczne. To tak jakbym stwierdził, że jestem dobrym baseballistą, po czym odciąłbym sobie rękę i wysłał ją do spółki offshore, aby zarabiała na tej ręce - tak praktyki Villeneuve'a skomentował profesor Lareau.

W roku 1999 Villeneuve podpisał najwyższy kontrakt w karierze. Umowa z British American Racing, zespołem mającym podbić F1, opiewała na 100 mln dolarów. - Był wtedy jednym z najlepiej opłacanych ludzi w świecie F1 - stwierdził Leclerc.

Ostatecznie Villeneuve nie wygrał ani jednego wyścigu dla BAR, ale w tym okresie nabył m.in. 40-metrowy jacht Bliss i rezydencję w Szwajcarii. W roku 2002 utworzył na Wyspach Dziewiczych kolejny fundusz powierniczy. Glion Trust powstał, by "zarządzać i chronić majątek rodzinny pana Villeneuve'a".

Życie po F1

W połowie 2006 roku Kubica zakończył karierę Villeneuve'a w F1, a Kanadyjczyk zaczął się kłócić z BMW Sauber o odszkodowanie za wcześniejsze zakończenie współpracy. Wtedy też wrócił na dobre do Quebeku, próbując sił m.in. w amerykańskiej serii NASCAR. Z dokumentów "Pandora Papers" wynika, że wprowadził się do ekskluzywnego penthouse'u w Starym Montrealu.

W tamtym okresie były mistrz F1 zrezygnował z udziałów w Goldstar Holdings. Jako że przestał zarabiać kokosy, to niektóre ze spółek na Wyspach Dziewiczych przestały być aktywne, inne rozwiązano.

Gdy w roku 2009 Villeneuve zdecydował się na sprzedaż penthouse'u w Starym Montrealu, wyszło na jaw, że należał on tak naprawdę do spółki Sapphire Blue Holdings. Zarejestrowanej na Wyspach Dziewiczych. Z "Pandora Papers" wynika, że dokumenty w imieniu tej firmy niejednokrotnie podpisywał Villeneuve.

Po wycieku "Pandora Papers" były kierowca i jego menedżer odmówili komentowania sprawy. Kwestia finansów Villeneuve'a budziła jednak wątpliwości już wcześniej. W roku 2013 w "La Presse" bronił się on przed zarzutami i twierdził, że za każdym razem postępował zgodnie z prawem.

Villeneuve na celowniku fiskusa

Jednak władze kanadyjskiego fiskusa i Quebeku są innego zdania. W ramach prowadzonego śledztwa Villeneuve musiał przekazać urzędnikom listę wszystkich zagranicznych aktywów. Były kierowca F1 długo zwlekał z odpowiedzią, a gdy to zrobił, miał nie przedstawić dokumentacji wyciągów z kont w szwajcarskich bankach.

Jeden z urzędników, do którego dotarło Radio Canada, zdradził, że wątpliwości budzą też przelewy, jakie wykonywano na konto bankowe HSBC w Montrealu. Zakwestionowano też "pożyczkę" w wysokości 300 tys. dolarów, jaką Villeneuve miał zaciągnąć w spółce Goldstar Holdings, bo to holding tak naprawdę należący do byłego kierowcy.

Prawnicy Villeneuve'a toczą spór w kanadyjskim sądzie. Podkreślają, że klient działał zgodnie z prawem i nie musiał deklarować niektórych kwot, bo zgodnie z prawem m.in. Wysp Dziewiczych i Bahamów, nie podlegały one opodatkowaniu.

Co więcej, były mistrz F1 był na tyle bezczelny, że w roku 2010 wystąpił w Kanadzie o ulgę podatkową dla rodzin o niskich dochodach. W złożonej dokumentacji napisał, że zarobił tylko 6431 dolarów. W dwóch kolejnych latach powtórzył swoje wnioski - wtedy jego dochody wynosiły ledwie 3224 i 5782 dolary.

Aby było śmieszniej, gdy w roku 2012 przez Quebec przetoczyła się fala protestów studentów, którzy manifestowali przeciwko podwyżkom czesnego, Villeneuve zabrał głos na ten temat i krytykował młodą społeczność. - Skąd rząd czerpie pieniądze? Z podatków. Młodzi powiedzą, że rząd powinien zabrać je bogatym. No cóż, przez takie żądania potem bogaci przenoszą firmy do rajów podatkowych - stwierdził były kierowca.

Chociaż w latach 2011-2013 Villeneuve odcinał kupony, to z dokumentów przekazanych fiskusowi wynika, że zarobił ponad 1 mln dolarów. Tymczasem zapłacił wtedy ledwie 27 tys. dolarów podatku.

W roku 2013 Villeneuve, w związku z oskarżeniami fiskusa, opuścił Kanadę. Przeprowadził się do Andory, która w Europie również ma status raju podatkowego. Stamtąd przeniósł się do Szwajcarii, by ostatecznie zamieszkać we Włoszech. Skorzystał przy tym na uldze podatkowej, jaką na Półwyspie Apenińskim wprowadzono z myślą o cudzoziemcach. Płacą oni podatek liniowy w wysokości 100 tys. euro rocznie, niezależnie od ich zagranicznego majątku.

Czytaj także:
Koronawirus atakuje Dakar. Dramat kilku zawodników
"Więzień w swoim ciele". Słowa o Michaelu Schumacherze mówią wszystko

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×