Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. IX

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Pierwsza piątka Tłoków prezentowała się imponująco, gdyż Chauncey Billups, Richard Hamilton, Ben Wallace i Rasheed Wallace jeszcze w lutym reprezentowali Wschód w All-Star Game. Po dwóch meczach w Detroit stan rywalizacji brzmiał 1-1 i gracze Żaru w dobrych nastrojach powrócili do Miami, gdzie odnieśli dwa kolejne zwycięstwa. Zawodników Pata Rileya od awansu do wielkiego finału NBA dzielił już tylko krok, który został postawiony 2 czerwca na Florydzie, dwa dni po dość wyraźnej porażce w The Palace of Auburn Hills. - Tamten triumf dał nam przepustkę do pierwszego finału w historii Miami Heat - wspomina z dumą Alonzo Mourning. - Zamknęliśmy usta wszystkim niedowiarkom, a następnego dnia Dallas Mavericks wygrali rywalizację na Zachodzie i wiedzieliśmy już, z kim będziemy walczyć o tytuł. Dziś Lance Amstrong jest w świecie sportu persona non grata, ale w czerwcu 2006 roku stanowił dla "Zo" wzór do naśladowania po tym jak wygrał walkę z rakiem jąder, powrócił do zawodowego uprawiania sportu i siedem razy z rzędu zwyciężył w Tour de France. Mężczyźni sporo esemesowali w trakcie meczów finałowych NBA w 2006 roku. - Chociaż Lance pochodzi z Teksasu i graliśmy z zespołem z tego regionu, to on chciał, żeby wygrała moja drużyna - wspomina Mourning. - Dla mnie i moich kolegów nie miało większego znaczenia, kto był naszym rywalem. Liczyło się, że dotarliśmy do ostatecznej rozgrywki i dokonaliśmy w ten sposób czegoś naprawdę wielkiego. Ja jestem najlepszym strzelcem i zbierającym w historii Heat, więc jeśli występ w finałowej serii to coś ważnego bez względu na klub w jakim się gra, to dokonanie tego w barwach ukochanej drużyny było dla mnie czymś absolutnie wspaniałym.

Mistrzowskie pierścienie same się jednak nie włożą na palce, a koszykarze Dallas Mavericks nie sprawiali wrażenia chłopców do bicia. Na ich czele również stał nie byle kto, bo Dirk Nowitzki - jeden z najlepszych zawodników urodzonych na Starym Kontynencie. Wysoki i lubiący grać z dala od kosza Niemiec dostarczał wówczas średnio ponad 26 punktów oraz 9 zbiórek. - Do meczu numer sześć nie pilnowałem go zbyt wiele, ale gdy już otrzymałem takie zadanie, to robiłem wszystko, żeby poczuł moją obecność - wspomina "Zo".

Heat nie rozpoczęli dobrze finałowego serialu, przegrywając dwa pierwsze starcia w Dallas dwucyfrową liczbą "oczek". Media w USA prorokowały wtedy rychły koniec rywalizacji i oceniały, iż Shaq oraz "Zo" są już zbyt starzy na trudy długiego sezonu NBA. Pat Riley zadbał jednak o to, żeby jego gracze nie uwierzyli w te rewelacje i kładł im do głów, że nic nie jest jeszcze rozstrzygnięte, gdyż żaden z zespołów nie przegrał do tej pory na własnym parkiecie. Kolejne trzy starcia zaplanowano natomiast w AmericanAirlines Arena, więc ekipa z Florydy miała mnóstwo czasu, żeby odwrócić losy serii.

- W spotkaniu numer trzy przegrywaliśmy już trzynastoma punktami, ale "D-Wade" poprowadził nas ostatecznie do zwycięstwa 98:96. Zdobył 42 punkty, w tym 15 w czwartej kwarcie. Ponadto przez jedenaście minut grał z pięcioma faulami na koncie - wspomina z błyskiem w oku "Zo". - Shaq w końcówce trafił dwa ważne rzuty wolne, Udonis Haslem zaliczył kluczowy przechwyt, a Gary Payton na 9,3 sekundy przed końcową syreną trafił rzut, po którym wyszliśmy na prowadzenie. To było naprawdę wielkie zwycięstwo.

W czwartym spotkaniu serii Żar poszedł za ciosem i rozgromił Mavs aż 98:74, a po kolejnym, zakończonym dogrywką i zaledwie jednopunktowym triumfem, objął prowadzenie w rywalizacji 3-2 i był już tylko lub aż o krok od najważniejszego tytułu w zawodowym baskecie. - W meczu numer cztery Wade znów rozegrał kapitalne zawody, zapisując na swoim koncie 36 "oczek", a O'Neal dołożył 17 punktów i 13 zbiórek - opowiada Alonzo. - Rezerwowi również świetnie się spisali: Posey w 26 minut zaliczył double-double, a ja zebrałem 6 piłek i zanotowałem 3 bloki. Mavericks w czwartej kwarcie zdobyli tylko 7 punktów - najmniej w historii finałów. Nasza obrona była naprawdę niesamowita. Czułem, że pragnęliśmy tego tytułu znacznie bardziej niż oni. W piątym spotkaniu serii Shaq uzbierał 18 "oczek" i 12 zbiórek, lecz pierwsze skrzypce znów grał Dwyane, który zdobył 43 punkty i na 1,9 sekundy przed końcem dogrywki trafił dwa rzuty wolne, które zapewniły nam zwycięstwo.

Starcie numer sześć zaplanowano w American Airlines Center w Dallas. Ewentualna wygrana Heat oznaczała dla teamu z Miami chwałę i sławę po wsze czasy, a porażka równała się z koniecznością rozegrania jeszcze jednego spotkania w celu wyłonienia czempiona sezonu 2005/06. Pat Riley nie miał jednak zamiaru zostawać w Teksasie ani jednego dnia dłużej, więc na przedmeczową odprawę przyniósł wszystkie swoje pierścienie mistrzowskie. Jeden wywalczył jako zawodnik Los Angeles Lakers, a cztery jako trener Jeziorowców. - Oddam je wszystkie za ten jeden, który możemy dziś wywalczyć - powiedział, po czym zapadła cisza jak makiem zasiał. Zawodnicy zrozumieli przekaz, wyszli na boisko niczym głodne wilki na żer i wygrali 95:92. Każdy dołożył swoją cegiełkę do tego triumfu, a Alonzo Mourning zaraz po końcowej syrenie został wykreślony z listy wielkich graczy, którzy nigdy nie zostali mistrzami NBA. - Skakałem z radości przytulając wszystkich dookoła - wspomina "Zo". - Wyściskałem nawet Shaqa, a przecież zaledwie dwa lata wcześniej nie dopuszczałem do siebie takiej myśli. W tłumie wypatrzyłem też moją żonę. Chwyciłem ją w objęcia i oboje płakaliśmy.

Koniec części dziewiątej. Kolejna (ostatnia) już w najbliższy piątek.

Bibliografia: Miami Herald, Miami Today, Sports Illustrated, Alonzo Mourning i Dan Wetzel - Resilience: Faith, Focus, Triumph.

Poprzednie części:
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. I
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. II
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. III
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. IV
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. V
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. VI
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. VII
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. VIII

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×