Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. IV
Kevin Garnett trafił do Minnesoty Timberwolves bezpośrednio po szkole średniej i w sezonie 1995/96 został wybrany do grona najlepszych debiutantów NBA. Rok później Kobe Bryant postanowił mu dorównać.
Lista zawodników przystępujących w czerwcu 1996 roku do draftu NBA z dzisiejszej perspektywy prezentuje się naprawdę imponująco. Graczy takich jak Allen Iverson, Marcus Camby, Shareef Abdur-Rahim, Stephon Marbury, Ray Allen, Antoine Walker, Peja Stojakovic, Jermaine O'Neal, Zydrunas Ilgauskas, Derek Fischer czy Steve Nash fanom basketu przedstawiać nie trzeba, a eksperci prognozowali, że Kobemu przypadnie w tym znacznie szerszym gronie numer od dziesiątego do piętnastego. Nie wszyscy jednak zgadzali się z opiniami specjalistów. - Ktokolwiek nie wybierze go z "jedynką", popełni duży błąd - oceniał "Chubby" Cox. - Wiem, co mówię. On będzie prawdziwym wymiataczem w NBA. Już nie mogę się doczekać, kiedy ludzie w całym kraju będą mogli podziwiać go w akcji na co dzień.
Niektórzy nie podzielali entuzjazmu wujka Bryanta juniora. - On sam siebie oszukuje. Rozumiem chęć pokazania się, ale ja dla przykładu chciałbym być gwiazdą filmową. Według mnie Kobe nie jest jeszcze gotów na NBA - oceniał Marty Blake - dyrektor do spraw skautingu w lidze zawodowej. - Moim zdaniem to jest totalne nieporozumienie - dodał Jon Jennings - szef do spraw koszykówki w Boston Celtics. - Kevin Garnett był najlepszym licealistą jakiego widziałem w akcji i nawet jemu nie doradzałem natychmiastowego przeskoku do NBA. A Bryant to nie Garnett.
Sam Kobe starał się nie słuchać głosów sceptyków. Wiedział, że profesjonalna gra w basket będzie wymagać od niego jeszcze większego poświęcenia niż do tej pory i nie bagatelizował tego, lecz próbował podchodzić do sprawy jak dojrzały facet, a nie nastolatek. - Kiedy ja miałem siedemnaście lat, to zachowywałem się jak siedemnastolatek. Kobe to dwudziestopięciolatek w ciele siedemnastolatka - chwalił syna Joe Bryant. - Ludzie zawsze starają się wtrącić swoje trzy grosze i jestem zawiedziony niektórymi komentarzami, jakie się pojawiają w tym temacie. U części osób zyskaliśmy szacunek, a u części go straciliśmy. Ja już kiedyś przez to przechodziłem, kiedy grałem w Europie. Teraz jednak staram się tylko przyglądać wszystkiemu z boku. Nie dyktuję niczego Kobemu, ponieważ jeśli ktoś wie jacy są nastolatkowie, to jest świadom, iż nie wolno im niczego narzucać.Tak jak mówił Joe, wielu znawców było przeciwnych szybkiemu przejściu Kobego na zawodowstwo. Spora liczba raportów skautów tuż przed czerwcowym draftem była nieprzychylna młodziutkiemu koszykarzowi: - Jego umiejętności panowania nad piłką to wielki znak zapytania. Może jeszcze nie być gotów do sprostania ciężkiemu harmonogramowi NBA, a jego budowa fizyczna również nie sprzyja wymaganiom ligi. Zawodnik ten nie ma określonej pozycji na boisku. W liceum grał na wszystkich, prezentując się dobrze, lecz nie znakomicie. Porównuje się go do Granta Hilla, ale niektórzy skauci oceniają, iż Bryant jak na obrońcę zbyt słabo panuje nad piłką i dysponuje zbyt słabym rzutem.
Nie wszystkie zakulisowe głosy były jednak negatywne dla młodzieńca rodem z Filadelfii. Gdzieniegdzie dało się też przeczytać, że Kobe budzi takie kontrowersje ze względu na chęć gry w NBA zaraz po liceum, i że nadaje się do tej ligi z powodu olbrzymich jak na siedemnastolatka umiejętności oraz sportowej dojrzałości daleko wykraczającej poza jego nastoletni wiek. Wątpliwości co do skali talentu "Czarnej Mamby" nie miał również ówczesny generalny menadżer New Jersey Nets - John Nash. - Raz w tygodniu dzwoniłem do Johna Lucasa i pytałem, co porabiają jego chłopcy - wspomina. - Pewnego razu zapytałem konkretnie o Jerry'ego Stackhouse'a, a w odpowiedzi usłyszałem: "Cóż, jest tu drugim najlepszym obrońcą". "Jak to drugim?", drążyłem temat, gdyż frapowało mnie, kto jest w hierarchii wyżej do niego. "Kobe codziennie łoi mu skórę", odparł nie owijając w bawełnę coach 76ers.