Wings for Life daje nadzieję! - Rozmowa z Colinem Jacksonem

8 maja World Run po raz trzeci zagości w Poznaniu. Polska uzupełni listę 33 Państw zaangażowanych w fundację Wings for Life.

Angelika Nowak
Angelika Nowak
PRESSFOCUS / NEWSPIXPL Newspix / TOMASZ FOLTA / PRESSFOCUS / NEWSPIX.PL

Wings for Life to największy do tej pory charytatywny bieg, rozgrywany pod hasłem "Dla tych którzy nie mogą". Rolę dyrektora biegu pełni Colin Jackson, dwukrotny mistrz świata, czterokrotny mistrz Europy, rekordzista świata, a także srebrny medalista olimpijski na dystansie 110 metrów przez płotki. O tym czym jest dla niego współpraca przy tak szczytnej inicjatywie, o swoich życiowych wyborach, a także o tym, dlaczego Szwajcarzy nie mają poczucia humoru, w ekskluzywnej rozmowie dla Grupy WP.

WP SportoweFakty.pl: Powinniśmy zacząć od twojej koronnej dyscypliny i porozmawiać o twoich sukcesach. Ja jednak wychodzę z założenia, że kibicom nie trudno zdobyć takie informacje o legendzie lekkoatletyki. Dlatego zapytam ciebie o inny sport, który cyklicznie odbywa się na stadionie Millenium w twoim rodzinnym mieście Cardiff, zapewne wiesz co mam na myśli…

Colin Jackson: Bardzo dobrze, że o to pytasz, faktycznie mieszkając w Cardiff, nie ma możliwości nie być na tym przepięknym obiekcie i oczywiście czasami warto skupić się na innych sportowcach. Wiem, że Mistrzem Świata 2015 na żużlu jest Tai Woffinden i oczywiście miałem okazję być na tym stadionie podczas rundy SGP. Zdradzę tobie, choć wstyd się przyznać, że byłem na stadionie Millenium na żużlu, na piłce nożnej, na wielu koncertach, ale nigdy nie byłem tam na rugby, a to przecież narodowy stadion reprezentacji Walii.

A czy oprócz dużych imprez międzynarodowych, kibicujesz jakieś drużynie ligowej?

- Nie śledzę żadnej ligi w żadnej dyscyplinie, teraz tak sobie myślę dlaczego i zdaję sobie sprawę, że mnie zawsze interesowało wszystko na najwyższy światowym poziomie, taki miałem zawsze cel będąc sportowcem.

Chyba, że diamentową ligę?

- Tu mnie masz, oczywiście ale to liga światowa i jestem reporterem dla stacji BBC. Muszę się skupić, żeby się już nie dać zaskoczyć.

Taka nasza rola dziennikarzy. Spotykamy się z legendą lekkoatletyki i mamy zaledwie 15 minut, żeby zadać pytanie, którego jeszcze nikt nie zadał, dowiedzieć się czegoś o czym w mediach jeszcze nie było i oczywiście sprawić, że nie będziesz się nudził odpowiadając na to pytanie po raz setny. Mamy jeszcze trudniej ponieważ masz na swoim koncie 3 książki w tym autobiografię. Tak naprawdę o czym chciałeś powiedzieć, to zawarłeś w ich treści. Czy jest taki rozdział w twoim życiu, o którym nie zdecydowałeś się opowiedzieć?

- Dobre pytanie muszę przyznać. Tak naprawdę w mojej książce starałem się być bardzo szczery. Zazwyczaj sport czyni nas dwuwymiarowymi w szczególności tak było ze mną. Ponieważ ja kocham sport jako sport i kocham mój sport, jako profesjonalnie uprawianą dyscyplinę. Książka, którą napisałem, była dokładnie o lekkoatletyce, dlatego dorzucanie czegokolwiek z zewnątrz nie miało sensu. Dałem się poznać jako człowiek i odkryłem siebie, ale w konkretnych momentach mojego sportowego życia. Opowiadałem o tym, co czułem kiedy przygotowywałem się do ważnych zawodów, co tak naprawdę musieli znosić moi bliscy, moja rodzina i jak wygląda psychika sportowca. Każdy z nas jest zupełnie inny. Mój przyjaciel Linford Christie miał takie samo założenie jak ja, wygrać złoty medal w swojej koronnej dyscyplinie. Na zawody jeździliśmy razem, mieszkaliśmy razem w pokoju, a każdy z nas był innym człowiekiem. Ja chciałem przedstawić moje życie sportowca jako siebie, nie jako komentatora, który o tym opowiada. Dlatego zajrzałem do tego co działo się w mojej głowie i tym się podzieliłem.

To prawda, że byliście na tyle różni z Linfordem, że jego strona pokoju hotelowego wyglądała idealnie jak z katalogu, a po twojej stronie zawsze leżały rozrzucone skarpetki?

- Tak to prawda, moja połowa pokoju wyglądała jak po Armagedonie. Powiem więcej, skarpetki Linforda zawsze były wyprasowane. Ja nie znam drugiego człowieka, który by prasował bieliznę.

Zodiakalne Wodniki żyją trochę w chaosie, wiem coś o tym…

To mnie trochę pociesza, myślałem, że to tylko ja ciągle wszystkiego szukam.

Zatrzymajmy się na wspomnianych 15 minutach. Czy jest możliwe, aby poznać kogoś dobrze w tak krótkim czasie? Oczywiście nie mówię o zaufaniu, mam raczej na myśli instynkt, kiedy spotyka się ogrom ludzi na swoje drodze i trzeba dokonywać selekcji…

- Czasami od pierwszego momentu da się odczuć, że się ma z kimś dobry kontakt, ja wiem, że ty stąd wyjdziesz i ja dam tobie odczuć, że znasz mnie bardzo dobrze. Nie jesteśmy głupi, uczymy się czytać ludzi. Spotykamy wielu ludzi na swojej drodze i uważam, że dobrą energię da się szybko zauważyć. Da się też poczuć, których ludzi chcemy jak najszybciej omijać i na to czasami wystarczy 5 minut. Ja widzę radość w ludziach, ale widzę też kiedy się boją.

Zostało mi 12 minut zatem…

Pamiętaj, że przez te 12 minut, ja też muszę się starać, abyś poznała mnie z dobrej strony. Zawsze możesz stąd wyjść po wywiadzie i powiedzieć o super chciałabym pójść z Colinem na kolację i pogadać dłużej, inny powie, że chciałby pojechać ze mną na snowboard, bo mamy podobną pasję. Kto wie, może się okazać, że powiesz – chce wyjść za tego faceta za mąż. Odpowiadając na pytanie - tak uważam, że zdecydowanie możesz w 15 minut zachwycić się kimś i mieć wrażenie, że znasz go całe życie. Ja miałem tak w moim życiu nie raz i nie są to odosobnione przypadki.

Jesteś Walijczykiem nie masz łatwo. W Wielkiej Brytanii ogólnie ludzie słyną ze specyficznego poczucia humoru. Miałeś może odwrotną sytuację. Latasz po całym świecie, spotykasz mnóstwo obcokrajowców, w którym z krajów twoim zdaniem ludzie nie rozumieją, albo wręcz nie mają poczucia humoru?

- Szwajcarzy! Kraje przesadnie konserwatywne nie rozumieją specyficznego żartu. Japończycy, u nich też jest wszystko poukładane, włącznie z poczuciem humoru. Nawet śmiech mają jak nagrany i puszczany z taśmy. W Tajlandii też rozumieją dobry żart, tam ludzie są już bardziej liberalni w swoim zachowaniu i postrzeganiu świata. W Wielkiej Brytanii dużo ludzi ukrywa swoje poglądy, ale da się je odczuć w poczuciu humoru. Poza tym dobrym początkiem na znalezienie w sobie zabawy, jest umiejętność śmiania się samemu z siebie. To duża sztuka, oczywiście śmianie się z innych też jest przyjemne, nie ukrywam to też mi wychodzi. Ja osobiście nie rozumiem amerykańskiego żartu.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×