Dariusz Marzec: Między nami a zachodnią Europą jest rów

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
Tydzień temu dostał się pan do zarządu EPFL. Co to oznacza? Jaka jest rola tej organizacji?

- Kiedy rok temu zaczynałem tam swoją pracę, nie miałem jednoznacznego stanowiska, jak ta organizacja może wpłynąć na futbol. Teraz staraliśmy się o jedno z dwunastu miejsc w zarządzie, mimo że sportowo znajdujemy się gdzieś w okolicach końca pierwszej dwudziestki. Prezydent Lars-Christer Olsson przez lata był sekretarzem generalnym w UEFA, zna środowisko, zarządzał szwedzką ligą i stał się naszym solidnym liderem. W zarządzie zasiada także Javier Tebas, który w Hiszpanii dokonał rzeczy niebywałej i potrafił zintegrować wielkie marki jak Real i Barcelona z innymi klubami, by wspólnie sprzedały prawa telewizyjne zagranicę. To była inwestycja, która teraz posłuży wyrównaniu szans w lidze. Odważny człowiek, zwiększył środki finansowe każdemu z klubów. Wszyscy razem mówimy jednym głosem, nasza organizacja jest coraz ważniejsza, bo kto będzie bardziej kompetentny do oceny atrakcyjności rozgrywek niż ci, którzy zarządzają rozgrywkami i patrzą na produkt jako całość?

Największe kluby w Europie. Bo one chcą zarabiać, jak najwięcej.

- Oczywiście, ale one patrzą krótkoterminowo. Półfinalistów obecnej Ligi Mistrzów możemy poznać po pierwszych meczach fazy grupowej, kiedy niektórzy wygrywają po 7:0 i wiadomo, że są za mocni dla reszty. Dziś jest to produkt interesujący na przykład dla rynku chińskiego, ale jak się Chińczycy nauczą futbolu, to za pięć lat nie będą chcieli po raz kolejny oglądać starcia tych samych drużyn. My, jako organizacja lig zawodowych mamy doświadczenie - damy rekomendację, co robić w przyszłości. Mamy nowych prezydentów UEFA i FIFA, Euro już zostało poszerzone, mówi się, że w mundialu zagra 48 drużyn. To świetne wiadomości. Będziemy wspierać ten kierunek, będziemy otwierać szanse dla mniejszych klubów. Ostatni turniej pokazał, że to świetny pomysł, wszyscy pasjonowali się losami Polski, Walii czy Islandii.

ZOBACZ WIDEO Nowy stadion Widzewa doczekał się murawy (Źródło: TVP S.A.)
Czy widmo stworzenia Superligi tylko dla najbogatszych ciągle wisi nad Europą?

- Superliga nieformalnie tak naprawdę już istnieje. Ciągle te same drużyny grają od lat w Lidze Mistrzów, to było naturalne, biorąc pod uwagę system podział pieniędzy promujący najsilniejszych. W Ekstraklasie wprowadziliśmy takie proporcje, że zwycięzca dostaje maksymalnie 2,5 razy tyle, co ostatnia drużyna, bo taki jest trend w najlepszych ligach w Europie. W Anglii czołówka jest tak wyrównana, że każdy może wygrać z każdym, a na koniec mistrzem zostaje niespodziewanie Leicester City. Oczywiście Leicester nie będzie mistrzem co roku, ale samo otwarcie drzwi i stworzenie możliwości dla mniejszych i średnich klubów daje realne szanse na dobrą rywalizację w Europie.

Rzeczywiście możliwe jest rozegranie finału Ligi Mistrzów na przykład w Nowym Jorku?

- Osobiście jestem temu przeciwny. Chwalić rozgrywkami możemy się na tournee przed sezonem, najważniejszy mecz sezonu musi zostać w domu. Trudno mi jakoś wyobrazić sobie, by sprawa tytułu w NBA czy NHL decydowała się w Meksyku czy Pekinie.

Czy w Polsce jest problem z chuliganami?

- Zawsze byliśmy aktywną stroną rozwiązywania problemów w polskiej piłce, bo to jest nasza odpowiedzialność na równi z PZPN, ministerstwem i klubami. Jako grupa doprowadziliśmy już do pewnych zmian w prawie, choćby ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych, które ułatwiły nam zwiększanie frekwencję. Na dzisiaj w sprawie chuliganów najgorszy wydaje się być brak egzekucji prawa. Mamy przepisy, które potrafią ich wyeliminować, ale państwo rzadko je stosuje. Na razie mamy do czynienia z incydentami, ale oczywiście należy zapalić czerwone światło, by nie zmieniły się w coś masowego. Przez ostatnie dwa sezony naprawdę na naszych stadionach zanotowaliśmy ogromy progres, a to jest wielka zasługa klubów.

Ale przecież nie było sezonu w Lidze Europejskiej, w której polski stadion nie byłby zamknięty w całości, albo chociaż tylko jedna jego trybuna.

- Zgadzam się, chociaż akurat my jesteśmy przeciwni zamykaniu stadionów. Walczymy o frekwencję, bo kiedy stadiony nie są pełne, nie ma na nich pełnej reprezentacji środowiska. Nie chcemy systemu zero-jedynkowego, nie powiemy, że tych kibiców chcemy, a tych już nie. Przecież ultrasi na większości spotkań robią świetną atmosferę. Chcemy tylko wyeliminować pewne zachowania, a nie ludzi.

Chuligani podzielili prezesów Legii. Zna pan dobrze ten klub - jest szansa na zgodę między Bogusławem Leśnodorskim a Dariuszem Mioduskim?

- Chciałbym, aby tak się stało. I aby właściciele klubu sami rozwiązali tę sytuację między sobą.

Ale oni sami pokazali brudy mediom…

- Tak, ale ostatnio panowie wydali oświadczenia, w których zapewnili, że będą już rozmawiać w zaciszu gabinetów. Na pewno takie zamieszanie nie przysparza pozytywnych głosów lidze, sprawy własnościowe były ostatnio problemami także w Wiśle Kraków i Koronie Kielce. Tyle że ja znowu staram się szukać pozytywów - są ligi, jak choćby szwajcarska, gdzie do zmian właścicielskich w jednym klubie dochodzi nawet kilka razy w trakcie jednego sezonu. Musimy się pogodzić z tym, że nasze kluby powoli stają się podmiotami coraz bardziej atrakcyjnymi, bo wykonaliśmy na przykład olbrzymią pracę w zakresie licencyjnym. Połowa klubów jest rentowna, skumulowany dług zmalał ze 110 do nieco ponad 20 milionów złotych. To doskonały wynik na skalę całej Europy. Nasi partnerzy EPFL są pełni uznania. Myślę, że chęci zakupów naszych klubów będzie coraz więcej, dlatego jak najszybciej musimy się spotkać z PZPN, żeby przedyskutować wszystkie problemy, jakie mogą się pojawić przy zmianach właścicielskich. Bo jednak to nie tylko czysty biznes, ale także instytucje społeczne. Potrzebujemy większej transparentności działań.

Powiedział pan: biznes. To na ligowej piłce można już zarobić?

- Trzeba zadać sobie najprostsze pytanie: czy klub piłkarski jest dobrym miejscem do zarabiania pieniędzy, czy raczej do promowania marki. Przecież Barcelona i Real też ostatnio miały po pół miliarda euro długów. Angielskie i niemieckie kluby poruszają się w ramach finansowej dyscypliny, mają olbrzymie możliwości odzyskania środków z wpływów medialnych, ale czy ci najwięksi właściciele, jak Roman Abramowicz, idą tam, by zarabiać pieniądze? Nie sądzę. Dlatego myślę, że w Polsce na piłkarskim klubie najłatwiej zyskać starając się wypromować markę. Zainwestowane pieniądze partnera tytularnego zwracają się 15 razy, jako ekwiwalent mediowy. Jeżeli firma zostaje sponsorem danego klubu, to następnego dnia wie o tym cała Polska.

Jest pan za tym, by zmienić ustawę hazardową?

- Jesteśmy za taką zmianą przepisów, by w polskiej piłce pojawiło się jak najwięcej pieniędzy. Wiadomo, że bukmacherzy zarabiają na naszych rozgrywkach. Byłoby fair, gdyby część tych środków do nas wracała. Wiadomo, że prace nad ustawą trwają, zależy nam, by przepisy zostały wprowadzone jak najszybciej. W EPFL zebraliśmy doświadczenia odnośnie tego, jak wyglądają systemy w innych krajach Europy i przekazaliśmy rekomendacje, co zrobić, by środki popłynęły w dobrym kierunku.

U nas problemem jest nawet ustalenie sposobu głosowania. Opozycja Bońka boi się głosowania jawnego.

- Są różne modele. W UEFA czy EPFL mamy doświadczenie głosowanie niejawnego. Ważne, aby każdy głosował bez obawy, czy ktoś inny dowie się, jakiego dokonał wyboru. Głosowanie powinno być przecież tylko formalnością - ostatnią częścią szerszej debaty i wsparciem tego, kto może coś zmienić.

Rozmawiał Michał Kołodziejczyk

Kto zostanie prezesem PZPN?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×