Grzegorz Lato: Król zbyt nisko upadł

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
W tym czasie w światowym futbolu trudno wyobrazić sobie kogoś szybszego, co utrwaliła w głowach kibiców jego bramka z meczu o 3. miejsce z Brazylią. Chyba jedna z najczęściej powtarzanych w historii. Choć na mundialu wyszło, że nie jest tylko bezmyślnym pędziwiatrem, ale też ma świetną umiejętność wyczuwania, gdzie spadnie piłka. Zresztą poza 1978 z każdym rokiem ewoluował. Mundialu w Argentynie nie wspomina najlepiej, a zwłaszcza współpracy z Jackiem Gmochem.

"Jacek nie dawał nam zbyt wielu powodów, żeby go lubić. Kiedyś rozmawiał w łazience z Gadochą o grze ze mną i Andrzejem Szarmachem. Panowie myśleli, że są sami. "Słuchaj Robert, musisz podawać piłkę tym wieśniakom, bo oni mają szczęście" mówi Gmoch. W tym momencie wychodzi z toalety Szarmach: "Słucham?!". Jacka zatkało. Zaczął się później usprawiedliwiać, że chciał w ten sposób zmobilizować Gadochę. Po czymś takim trudno, żebyśmy pałali do siebie jakąś większą sympatią" - opowiadał w książce "Gracze" Bogdana Rymanowskiego.

W Argentynie nie zrobił furory, jak i cały zespół. Ale dwie bramki strzelił. W Hiszpanii, 4 lata później, już jako zawodnik belgijskiego KSC Lokeren, był zupełnie odmienionym zawodnikiem. Mądrzejszym, wiele widzącym, bardzo inteligentnym. Zagrał świetnie w najważniejszych meczach Polski na turnieju. Z Peru i Belgią. W pierwszym strzelił bramkę, w drugim zaliczył 2 asysty. W sumie, z 10 bramkami na 3 mundialach, zajmuje 8. miejsce na liście najlepszych strzelców wszech czasów.

W 1982 roku miał już 32 lata i w ten sposób rozstał się z kadrą narodową. Wystąpił w jeszcze jednym meczu, dwa lata później z Belgami, ale to był tylko mecz pożegnalny. W tym czasie był już za oceanem. Najpierw dwa lata w Meksyku, potem w Hamilton w Kanadzie.

Po powrocie do kraju nie miał na siebie pomysłu. Choć zarzekał się, że go to nie interesuje, zajął się trenerką. Nie było to jego przeznaczenie, ale trudno mówić o paśmie klęsk. Choćby odkrycie dla futbolu Mirosława Szymkowiaka to spory sukces.

- Mogę wypowiadać się o nim tylko w superlatywach. Pamiętam, że naszym trenerem był Janusz Białek, z którym spadliśmy do II ligi. Przyszedł do nas Lato. Nie dość, że od razu awansowaliśmy do I ligi, to jeszcze w rundzie jesiennej zajmowaliśmy w niej piąte miejsce. To był wtedy dla nas niesamowity wynik. Miałem wtedy 16 lat, a pan Grzesiek postawił na mnie, dał mi szansę. Grałem w każdym meczu. Ilu młodych zawodników dzisiaj dostaje taką szansę? Ilu trenerów ma tyle odwagi? - pytał piłkarz.

Potem wszedł w politykę.

Na następnej stronie: O tym jak pisał dwie autobiografie jednocześnie i jak nie zrobił kariery politycznej
Grzegorz Lato to przede wszystkim:

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×