Droga Vive Targów Kielce do Final Four Ligi Mistrzów
Czternaście spotkań rozegrać musieli zawodnicy Vive Targów Kielce, by wywalczyć awans do turnieju FF Ligi Mistrzów w Kolonii. Przypominamy drogę, jaką przeszła drużyna Bogdana Wenty od fazy grupowej.
U stóp schodów do handballowego nieba
Po rozczarowaniu, jakim było odpadnięcie w 1/4 finału Ligi Mistrzów w sezonie 2011/12 z prezentującym podobny poziom RK Cimosem Koper, w Kielcach porządnie wzięto się do pracy nad poprawą wyniku na europejskich parkietach w sezonie kolejnym. Sprowadzone do stolicy województwa świętokrzyskiego światowe gwiazdy - Ivan Cupić, Manuel Strlek, Krzysztof Lijewski i Karol Bielecki zapewnić miały co najmniej ćwierćfinał najbardziej elitarnych rozgrywek na Starym Kontynencie. W tym pomóc miało korzystne losowanie fazy grupowej.
W odróżnieniu od sezonu wcześniejszego, gdy mistrzowie Polski występowali w przysłowiowej grupie śmierci, kielczanie ominęli cały szereg tuz europejskiego szczypiorniaka (THW Kiel, MKB Veszprém, Füchse Berlin itd.), trafiając do stosunkowo łatwej grupy z AG Kopenhagą, RK Gorenje Velenje, Chambery Savoie, St. Petersburgiem i Metalurgiem Skopje. Kolejne "ułatwienie" przyszło jeszcze przed samym startem rozgrywek - upadającego najgroźniejszego rywala z Kopenhagi zastąpił przeciętny wicemistrz Danii Bjerringbro-Silkeborg. Vive z miejsca stało się faworytem do wygrania grupy.Droga Vive Targów Kielce do Final Four okiem ehfTV --->>>
Słowom prezesa wtórował trener Bogdan Wenta: - Mamy nowych zawodników, więc jesteśmy oczywiście silniejsi niż w roku ubiegłym. Jesteśmy bardzo ambitni, lecz ambicja idzie dla nas w parze z szacunkiem dla innych zespołów grających w Lidze Mistrzów. Bez wątpienia jednak marzeniem moim i zespołu jest być częścią Final Four - dodał, a do ich słów dołączył się Artur Siódmiak: - To chyba pobożne życzenie nas wszystkich. Drużyna Wenty jest w stanie zdziałać naprawdę wiele, łącznie z awansem do Final Four - stwierdził.
Choć marzenie sztabu trenerskiego i prezesa Vive nie było wcale takie nierealne, to mało kto rzeczywiście przypuszczał, że stojący u stóp schodów do handballowego nieba kielczanie w swej wspinaczce zawędrują aż do światowej mekki szczypiorniaka w Kolonii. Zawędrują przetrzebieni po drodze kontuzjami, problemami zdrowotnymi, ale cały czas trzymający fason i wkraczający w progi europejskiej elity z fantastycznym wynikiem: trzynastu zwycięstw w czternastu meczach.