Patryk Rombel potwierdza: MMTS zagra w Lidze Zawodowej

MMTS Kwidzyn wyjechał z Kielc z dwoma porażkami. - Grając z takim przeciwnikiem można nauczyć się jak walczyć pomimo mniejszych możliwości - mówi Patryk Rombel. Szkoleniowiec gości opowiada o pierwszym zgrupowaniu kadry oraz przyszłości MMTS-u.

Maciej Szarek
Maciej Szarek
WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara

WP SportoweFakty : Jest pan bardzo młodym trenerem, zawodnicy czasem są pana rówieśnikami. Trudno w takiej sytuacji zyskać szacunek i posuch w szatni?

Patryk Rombel: Ba! Są i nawet starsi! Nigdy nie robię czegoś tylko po to, by zyskać szacunek. Albo się go ma, albo nie. Jeżeli zespół czuje, ze ja jako trener mogę im coś dać, stara mi się to pokazywać i oddawać dobrą energię. Jeżeli nie mieliby we mnie wiary, nie poszliby za moim projektem. Dlatego tym bardziej cieszę się z ich aprobaty i zaufania. Widzą, że to co robimy na treningach jest potrzebne. Uważam, że wymagam dość dużo i wiem, że czasami było im ciężko zrozumieć moje intencje, więc moja radość jest jeszcze większa. Teraz zbieramy plony naszej pracy.

Zgodnie z pana przedmeczowymi zapowiedziami, MMTS napsuł sporo krwi faworytom z Kielc. Siła pańskiego zespołu tkwi właśnie w psychice?

-
Zdajemy sobie sprawę, że nie jesteśmy wybitnymi zawodnikami. Większość zespołu to gracze młodzi lub z małym doświadczeniem. To sprawia, że tylko grając zespołowo, z poświęceniem i zaangażowaniem zarówno na treningach, jak i na parkiecie, jesteśmy w stanie osiągać dobre rezultaty.

Trudno gra się z rywalem, który z góry skazywany jest na awans. Dobrze czujecie się w roli outsidera?

- Sam fakt gry w półfinale pokazuje, że nasze założenia zostały spełnione. Grając z takim przeciwnikiem można nauczyć się jak walczyć pomimo mniejszych możliwości. Szczególnie druga połowa niedzielnego starcia jest dla nas świetnym materiałem szkoleniowym. Z pewnością przyjazd do Kielc zaprocentuje na przyszłość.  MMTS jest czarnym koniem tego sezonu. Półfinał i w perspektywie walka o brąz muszą cieszyć.

- Nawet bardzo. Zwłaszcza, że przed sezonem wielu skazywało nas w najlepszym wypadku o walkę w środku tabeli. Sam za sukces przyjąłem już awans do "szóstki". Teraz jesteśmy w półfinale i czujemy się z tego niesamowicie dumni.

Niestety, w przyszłym sezonie może nie być tak kolorowo. Pod koniec marca klub wydał oświadczenie, w którym postawił pod znakiem zapytania swój występ w Lidze Zawodowej. Coś zmieniło się od tego czasu?

- Tak. Myślę, że nie jest to już tajemnicą, że przystąpimy do Ligi Zawodowej w przyszłym sezonie. Dzięki zarządowi udało się doprowadzić do przekształcenia w spółkę akcyjną, choć wciąż są prowadzone prace. Mam nadzieję, że już niedługo będziemy mogli wydać oficjalne oświadczenie. Czy to problemy finansowe były główną przeszkodą?
- Nie. Nie można w ten sposób powiedzieć. MMTS to klub, w kontekście którego o problemach finansowych się w zasadzie nie mówi. Mamy takie założenie, że u nas nie ma "kokosów", natomiast jeżeli wypłata ma być do 15-ego, to jest. Myślę, że chłopaki mają komfort psychiczny i nie muszą się o to martwić. Sprawa rozchodziła się głównie o problemy organizacyjne.
Jak w tej sytuacji czuli się zawodnicy?

- Nasz byt stał pod znakiem zapytania, wiadomo, niepewność była. Zwłaszcza w okolicach dwumeczu z Legionowem morale wyraźnie siadło, gdy dowiedzieliśmy się, że może to być ostatni sezon w obecnym składzie. Cieszę się, iż wszyscy zaprezentowali profesjonalne podejście do swoich obowiązków, cały czas mogłem liczyć na ich zaangażowanie i walkę na boisku. Na parkiecie wszyscy wyrzucaliśmy te problemy z głowy. Wciąż dopinamy sprawy kontraktowe chłopaków.

A pan? Zewsząd płyną pochwały, rozumiem, że kolejny sezon spędzi pan w Kwidzynie.

- Tak. Kwidzyn to moje miasto, jestem wychowankiem klubu, urodziłem się tutaj, jestem dumny, że dostałem taką szansę. Jeszcze bardziej, że chłopaki mi zaufali. Razem wybraliśmy pewną drogę, która na razie prowadzi nas do sukcesów, bo tak trzeba traktować awans do półfinału.

Myślicie więc już o wzmocnieniach na przyszły sezon? Czego brakuje MMTS-owi?

- Przede wszystkim myślimy, żeby pozostać w tym samym składzie co obecnie. Zmiany będą bardziej kosmetyczne. O tych sprawach na poważnie zaczniemy myśleć dopiero po zakończeniu sezonu.

Za nami także pierwsze zgrupowanie kadry. Odnalazł się pan w sztabie trenera Dujszebajewa?

- Jestem bardzo dumny z tego, że zostałem dostrzeżony przez trenera Dujszebajewa i miałem ogromną okazję na zobaczenie zgrupowania od środka, udziału i pomocy w nim. Miałem tam swoje zadania. To niesamowite przeżycie. Bardzo się cieszę, że mogłem reprezentować Polskę w takiej funkcji, bo to od zawsze było moje marzenie. Jestem tam, gdzie marzyłem. Jak określiłby pan rolę swoją oraz trenera Roberta Lisa? Trener współpracujący - co to tak naprawdę znaczy? - Z założenia pomagamy trenerowi głównemu. Wypełniamy zadania, których w danym momencie nie może podjąć się trener prowadzący kadrę. Na przykład, gdy on prowadzi zajęcia z jedną grupą zawodników, my zajmujemy się pozostałymi. Pomagamy w treningach bramkarskich i innych pomniejszych sprawach. Jest to także świetny moment żeby się uczyć. Nie ma co ukrywać - mamy jednego najlepszych trenerów na świecie i należy czerpać z tego garściami.

Rozmawiał Maciej Szarek

Zobacz wideo: Urodziny Fabiańskiego i Szczęsnego
 
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×