Brazylia czwarty raz z rzędu zagrała w finale igrzysk olimpijskich. I drugi raz go wygrała

Podczas igrzysk w Sydney w 2000 Brazylijczycy przegrali w ćwierćfinale z Argentyną i musieli zapomnieć o medalach. Ale to był ostatni raz, kiedy tej reprezentacji zabrakło w finale turnieju olimpijskiego.

Ola Piskorska
Ola Piskorska
Materiały prasowe / FIVB

Już w następnym turnieju olimpijskim, w 2004 w Atenach, reprezentacja Brazylii wygrywała w swojej grupie spotkanie za spotkaniem. Tylko Włosi byli w stanie ugrać z nimi więcej niż seta, a ten mecz zakończył się niewiarygodnym wręcz tie breakiem 33:31 dla Canarinhos. Dopiero ostatni pojedynek fazy grupowej Brazylijczycy przegrali 1:3 ze Stanami Zjednoczonymi, ale nie przeszkodziło im to w zajęciu pierwszego miejsca w grupie. W ćwierćfinale dość łatwo rozprawili się z Polakami (3:0), a potem ponownie spotkali na swojej drodze Amerykanów. W pełni zrewanżowali im się za porażkę z fazy grupowej, w dwóch pierwszych setach pokonując ich do 16 i do 17, a w ostatnim do 23.

W finale olimpijskim spotkali również po raz drugi Włochów, drużynę, która rządziła w siatkówce w latach 90-tych i marzyła o zdobyciu złotego medalu na igrzyskach. To było jedyne trofeum, jakiego im brakowało. Jednak wyszarpali Kanarkom tylko seta, i to na przewagi, a złote medale na szyjach zawiesili sobie Brazylijczycy. Dokonała się symboliczna zmiana warty i reprezentacja z Ameryki Południowej ugruntowała swoją wielką dominację. Jeszcze przez kilka następnych lat grali siatkówkę kosmiczną, na poziomie nieosiągalnym dla nikogo.

Z tego powodu na igrzyskach w 2008 w Pekinie właśnie podopieczni trenera Bernardo Rezende byli od początku głównymi faworytami. W fazie grupowej przegrali jeden mecz, z Rosją 1:3 i zakończyli ten etap turnieju na pierwszym miejscu. Ale tylko dzięki ratio setowemu, które mieli lepsze od drugiej Rosji i trzeciej Polski, bo wszystkie te zespoły wygrały cztery spotkania na pięć. Dzięki temu w ćwierćfinale dostali słabiutką reprezentację Chin i pokonali ją bez straty nawet jednej partii.

W półfinale spotkali się ze swoimi odwiecznymi rywalami Włochami (którzy wtedy wyeliminowali Polskę po tie breaku na przewagi) i wygrali 3:1. Tymczasem w drugim morderczym półfinale USA walczyło pięć setów z Rosją i ostatecznie wyszło zwycięsko. I choć wypoczęci i grający najszybciej na świecie Brazylijczycy byli bezdyskusyjnym faworytem tego finału, to ugrali tylko seta, pierwszego. W następnych trzech koncert gry dali Clayton Stanley i jego koledzy. Prawie wszyscy z wyjściowej szóstki USA zdobyli ponad 10 punktów w tym meczu (Stanley 20), mimo że w fazie pucharowej grali same pięciosetowe spotkania.

ZOBACZ WIDEO Dziarski 40-latek. Nietypowa radość Sergio Dziarski 40-latek. Nietypowa radość Sergio

W 2012 do Londynu Brazylijczycy przyjechali pałając żądzą odbicia tego utraconego złota olimpijskiego, i to w czasach, w których wygrywali wszystkie międzynarodowe imprezy. Pierwszą okazję do rewanżu mieli już w fazie grupowej, gdzie spotkali USA, ale ponownie przegrali 1:3. To była ich jedyna porażka, bowiem Rosję pokonali gładko 3:0, i zajęli drugie miejsce w grupie. W ćwierćfinale trafili na Argentynę, którą łatwo odprawili z kwitkiem, a w półfinale nastąpił siatkarski klasyk olimpijski fazy pucharowej czyli pojedynek z Włochami. Canarinhos wręcz zdemolowali bezradnych podopiecznych Mauro Berruto, wygrywając z nimi do 21, do 12 i znowu do 21. Nawet Rosja z Bułgarią w drugim półfinale męczyła się o seta dłużej.

Tym samym do wielkiego finału Brazylijczycy ponownie podeszli jako faworyci. Zwłaszcza, że Rosja, przy całej swojej potędze, miała od lat znane problemy z graniem meczów o największą stawkę i ze zdobywaniem trofeów. Ich słabość mentalna zawsze ich gubiła w najtrudniejszych momentach.

I tak to właśnie wyglądało przez dwa i pół seta. Spokojni, pewni siebie Brazylijczycy, a po drugiej stronie siatki rozedrgani, przybici Rosjanie, którzy chcieli już do domu. I wtedy mistrz strategii trener Władimir Alekno przesunął Michajłowa na przyjęcie, a Muserskiego na atak i odmieniła się cała gra. Jego podopieczni wygrali trzecią partię po dramatycznej walce na przewagi 29:27, a potem czwartą i piątą odsłonę, wyrywając Brazylijczykom złoto, z którym już się witali.

Ten niespodziewany cios został w pamięci reprezentacji z Południowej Ameryki na zawsze, znacznie bardziej ich zabolał niż porażka z USA w Pekinie. Od tamtego czasu nie ukrywali swojej niechęci do Rosji, zgrabnie ją demonstrując przy nadarzających się okazjach, jak na przykład turniej finałowy Ligi Światowej we Florencji. Wtedy Brazylijczycy w ostatnim meczu fazy grupowej oddali spotkanie Iranowi, żeby wyeliminować Rosjan z turnieju.

Dwa z rzędu przegrane finały olimpijskie to dla wielu byłby powód do dumy, bowiem oznacza dwa srebra z tych jakże prestiżowych rozgrywek, ale dla Brazylijczyków to była wielka zadra w sercu. Od kiedy okazało się, że igrzyska w 2016 zostały przyznane ich ojczyźnie, to wszystko zostało podporządkowane dwóm celom: obronie tytułu mistrza świata w 2014 oraz odzyskaniu złota olimpijskiego na własnym terenie przed własną publicznością. To pierwsze im się nie udało, ale to drugie, chyba nawet ważniejsze dla nich, wykonali doskonale.

Tym razem podeszli do finału maksymalnie skoncentrowani i zagrali doskonały mecz w starciu ze swoim odwiecznym rywalem - Włochami. Mimo że dwa sety grali na przewagi, to nie oddali ani jednego, a podczas ceremonii dekoracji wielu z nich miało w oczach łzy. Marzyli o tym momencie od ośmiu lat.

ZOBACZ WIDEO "Policja traktuje nas jak zwierzęta, bo jesteśmy czarni" (źródło TVP)
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×