Statystyk reprezentacji Polski przekonuje: Naszą siłą jest czternastu zawodników

Dominika Pawlik
Dominika Pawlik
Kolejny nasz rywal to Japończycy. Czy to prawda, że jedyną siłą jest Kunihiro Shimizu?

- Tak naprawdę to zespół oparty na jednej siódemce, oni nie robią zbyt wielu zmian. To ciekawa drużyna, dwóch przyjmujących, choć kluczowy rzeczywiście jest atakujący. Środkowi też robią swoją robotę, jest bardzo ciekawy rozgrywający. Mają swoje atuty, ale my potrafimy wykorzystać ich minusy i tego będziemy się trzymali. To jest pierwszy przeciwnik, na którym się skupiamy. Na razie jesteśmy na dobrej drodze, żeby zbierać zwycięstwa, bo po dwóch dniach na pewno każdy brałby w ciemno 3:2. Najważniejsze, że do przodu i nikt nie miałby nic przeciwko, żebyśmy wszystko wygrywali w takim stosunku.

Mówi się, że obok Japonii na jednym zawodniku oparte są także Australia i Wenezuela. Prawda czy stereotyp?

- Nie porównywałbym tych drużyn. Japonia jest trochę inna. Australia rzeczywiście czasami wygląda tak, jakby mecze były oparte wyłącznie na jednym zawodniku, czyli stereotypowo wystawa tylko w jednym kierunku i tego się trzymają, nieważne jaka piłka i tak dostaje ją na prawym skrzydle Edgar. Japonia gra urozmaiconą siatkówkę, zarówno jakieś kombinacje na środku, zejścia na skrzydła, czego my gramy mniej w Europie, mają dobrego pipe'a. Wykorzystują maksa z tego, co po prostu mają w zespole. Wenezuela rzeczywiście jest oparta na jednym zawodniku, który ciągnie grę. Pinerua wielokrotnie to pokazywał, chociaż znamy tego siatkarza, że potrafi sam wyciągnąć mecz. Tam brakuje tak naprawdę przyjmujących, środkowi też są niepewni, to zespół oparty zdecydowanie na jednej postaci.

Kibice w hali byli mocno zawiedzeni, że ich drużyna poległa z Chinami. To jednak nie była niespodzianka?

- Chińczycy już wcześniej wygrali z Japończykami. To zespół wyższy, ma lepsze parametry, dobrze blokuje. Są ciekawie poukładani. My mamy tak naprawdę tych dwóch przeciwników przerobionych, wiemy jak będziemy chcieli grać z nimi. Nie skupiamy się oczywiście na Chinach, dopiero krok po kroku, teraz Japonia.

Czyli siatkarze stopniowo dostają wskazówki przed każdym spotkaniem?

- Nie możemy mylić zawodnikom tych zespołów, bo są do siebie podobne, ale na pewno też nam nie jest łatwo czasami to rozgraniczyć, żeby przekazać najlepsze informacje na dany mecz. Nie jest to łatwe. Była ciekawa sytuacja, rozmawiamy z jednym zawodników, a on zasugerował, że może moglibyśmy szybciej przekazywać informacje. Ale mamy 24 godziny do następnego meczu, a jeszcze trzeba ich ostatnie spotkanie obejrzeć, potwierdzić wieści. Te turnieje są bardzo specyficzne, ale my bardzo dobrze wiemy jak działać, nie ma żadnej paniki. Jesteśmy nauczeni choćby z Pucharu Świata, jak to ma funkcjonować. Nie ma tutaj pośpiechu ani spóźnionych sytuacji, wiemy co dokładnie robić. Trzeci rok pracujemy razem, więc cieszymy się, że mamy wypracowane takie systemy. Zespołowi, który pierwszy raz gra takie zawody, ciężko jest się skonfigurować, żeby funkcjonować pod dane potyczki.

Od niedawna statystycy mogą siedzieć też na ławce, a nie wyłącznie za bandami.

- Przede wszystkim pomaga to w lepszym komunikacie między Stefanem Antigą a Oskarem Kaczmarczykiem. Ja siedziałem w Bydgoszczy na ławce i mi też łatwiej było porozumiewać się z trenerem. Spokojnie sobie radzę sam poza boiskiem, wręcz nie ma żadnego problemu, skupiam się na swojej robocie i staram się przygotować wszystkie informacje kompleksowo i bez żadnych błędów. Wiadomo, że na tyle tych kodów czasami ta koncentracja gdzieś ucieka, ale myślę, że jest ok.

Tak naprawdę ten turniej jest specyficzny i ciężki pod moim kątem. Samo rozpisanie czterech spotkań codziennie, rzadko się zdarza, bo tak naprawdę mówi się, że Puchar Świata jest ciężkim turniejem, a mi się wydaje, że tu jest trudniej, ze względu na to, że są cztery mecze dziennie. Wychodzi na to, że te dni spędzone na hali tutaj są trochę bardziej wyczerpujące, bo od 8 do 22 w hali, to wiadomo, że trochę czasu. Nie narzekam, ale tak po prostu wygląda praca statystyka.

Innymi słowy - nie ma czasu na sen? 

- Mało się śpi. Codziennie 3-4 godziny się znajdą na sen. Po 14-16 godzinach pracy, to mało, żeby się zregenerować. Jestem jednak już nauczony co jeść, co pić, żeby po prostu trzymać energię przez cały turniej.

W Tokio rozmawiała Dominika Pawlik. 

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×