Wirtuoz rozegrania mówi "do widzenia". Paweł Zagumny żegna się z reprezentacją Polski
Nie był on jedynym, którego Zagumny zaskoczył dużym poczuciem humoru. Wbrew obowiązującym stereotypom, nigdy nie był on bowiem człowiekiem szarym, ponurym. Pewnego razu, na warszawskim lotnisku "Okęcie", jeden z kibiców zapytał go: "Pan Andrzej Juskowiak, prawda?" Siatkarz przytaknął i złożył autograf w imieniu znanego piłkarza. Jeszcze jako uczeń, na życzenie jednego z księży, napisał z kolei podczas lekcji religii fraszkę o treści "Paweł Zagumny to dla księdza gwóźdź do trumny".
Płacz i pomoc
Od zawsze wolał jednak żartować w wąskim, zaufanym gronie. Poza boiskiem odznaczał się dużym opanowaniem, wrodzonym spokojem. W trakcie meczowej rywalizacji pokazywał natomiast znacznie bardziej ekspresyjne oblicze. Nie jeden otrzymał z jego ust solidną reprymendę. Wszystko robił jednak dla dobra reprezentacji. Po niepowodzeniach z reguły udawało mu się powstrzymywać łzy. Ale nie zawsze.
Raz płakał z powodu wyniku sportowego, jakim było zajęcie 4. miejsca w Lidze Światowej 2005. Trzy lata wcześniej uczynił to z bezsilności, spowodowanej urazem pleców, który wykluczył go z udziału w mistrzostwach świata w Argentynie. Poleciał z drużyną do Ameryki Południowej, walczył do końca, ale ból okazał się silniejszy. Choć nie był zdolny do gry, przez kilka dni pozostał przy drużynie i pomagał jej z boku.
- Zaproponowałem Pawłowi, żeby pozostał z nami jak najdłużej. Przebywał z zespołem podczas pierwszej fazy grupowej, którą wygraliśmy. W trakcie meczu i podczas odpraw rozmawiał z naszymi dwoma statystykami na temat gry rozgrywających. Jego obserwacje też miały wpływ na to, że rozpoczęliśmy udział w turnieju od trzech zwycięstw - komentuje Wspaniały.
Sukcesy przysłaniają problemy
Mundial w 2002 roku nie był jedyną ważną imprezą, którą Zagumny ominął z powodów zdrowotnych. Z tej samej przyczyny nie wziął także udziału w mistrzostwach Europy 2005, a podczas igrzysk w Atenach (2004) pomagał drużynie właściwie tylko na krótkich zmianach. Miło nie wspomina także olimpijskiego turnieju w Londynie (2012), w którym praktycznie wcale nie stawiał na niego Andrea Anastasi.
Te nieprzyjemne wspomnienia schodzą jednak na dalszy plan w momencie wymieniania jego reprezentacyjnych osiągnięć. Największymi z nich są mistrzostwo świata (2014) i mistrzostwo Europy (2009), a także srebrny medal na mundialu w 2006 roku, który sam siatkarz uważa za punkt zwrotny w historii polskiej siatkówki. Ponadto, ma na swoim koncie niezliczoną liczbę nagród indywidualnych dla najlepszego rozgrywającego.
W nadchodzących meczach pokazowych w Gdyni (9 września) i Katowicach (11 września), w wieku niespełna 39 lat, definitywnie założy po raz ostatni koszulkę z orłem na piersi. Poprzednio nosił ją w pamiętnym finale mistrzostw świata 2014 z Brazylią. Mimo że zaczynał go w kwadracie dla rezerwowych, wszedł na boisko w drugim secie i spisał się tak, jak podczas całej, trwającej łącznie ponad 20 lat, reprezentacyjnej kariery. Fenomenalnie.