Polski tenisista stołowy pokonał koronawirusa. Teraz chce pomóc innym chorym

Zdjęcie okładkowe artykułu: Materiały prasowe /  / Na zdjęciu:  Artur Kramarczyk
Materiały prasowe / / Na zdjęciu: Artur Kramarczyk
zdjęcie autora artykułu

- Części personelu szpitala udzielał się stres. Zwłaszcza paniom, które sprzątały oddział. Były przerażone - opowiada Artur Kramarczyk, polski tenisista stołowy, który zachorował na koronawirusa.

W tym artykule dowiesz się o:

Polski zawodnik przebywał w raciborskim szpitalu rejonowym, który został przekształcony w jednoimienny zakaźny. Początek choroby nie wskazywał na koronawirusa: - Przez tydzień miałem gorączkę i inne typowe dla grypy objawy, czyli bóle stawów, mięśni i głowy - opowiada nam Kramarczyk. - Nie miałem kaszlu i duszności. W niedzielę 15 marca poczułem się bardzo źle, mama odwiozła mnie do szpitala i pobrali ode mnie wymaz. Dzień później dostałem pozytywny wynik testu na koronawirusa - tłumaczy tenisista. W szpitalu przebywał do 2 kwietnia.

- Najpierw leżałem w izolatce, kilka dni później zostałem przeniesiony do szpitala jednoimiennego. Wtedy nie miałem już żadnych objawów. Podawano mi paracetamol, raz dostałem antybiotyk na powiększone węzły chłonne. Lekarze byli spokojni - opowiada. - Ale pozostałej części personelu udzielał się stres. Zwłaszcza paniom, które sprzątały nasz oddział. Były przerażone - dodaje.

Kramarczyk od 12 roku życia gra w tenisa stołowego. Obecnie amatorsko występuje w lidze opolskiej i regionalnej lidze czeskiej. Typuje, że właśnie za granicą zaraził się wirusem SARS-CoV-2. W marcu rozgrywał zawody w Bruntalu.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film

- Mój kolega z drużyny chciał grać za wszelką cenę. Przyjechał z katarem, kaszlem, gorączką i dusznościami. Wtedy nikt nie spodziewał się, że mógł być zakażony koronawirusem. Obawy pojawiły się później, gdy okazało się, że jego kolega z pracy zataił chorobę. Inny znajomy zawodnik z Czech zaraził swoją matkę. Zmarła - mówi nam 46-latek.

Czesi planują rezygnować z restrykcyjnych obostrzeń i stopniowo wracać do życia. Już teraz mieszkańcy mogą uprawiać sport na zewnątrz. Rząd liczy, że uchroni ich "odporność stadna". Podobną metodę próbowała zastosować Wielka Brytania, ale szybko się z niej wycofała.

- To nie jest tak, że wszyscy Czesi są jednakowo zadowoleni z tego, że rząd chce poluzować kaganiec. Koledzy martwią się szczególnie o swoich rodziców i ludzi starszych, bo nie wszyscy z nich przeżyją chorobę - nie ma wątpliwości Kramarczyk.

Nasz rozmówca po wyzdrowieniu chce pomóc innym chorym. Zgłosił się do szpitala jako wolontariusz i do punktu krwiodawstwa, żeby oddać krew. Osocze ozdrowieńców ma pomóc w leczeniu chorych na Covid-19.

Ratowniczka medyczna opowiada: Z takim rozmiarem pandemii się jeszcze nie spotkaliśmy

Anna Kiełbasińska o wizycie w Wuhan. "To mną wstrząsnęło"

Źródło artykułu:
Komentarze (5)
avatar
Paweł Kopydłowski
15.04.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nie istnieje taki sport jak „Ping pong”  Jako redakcja sportowych faktów wypadałoby chyba używać słownictwa profesjonalnego czyli tenis stołowy. Ale co ja tam wiem :)  
avatar
Gsmline Serwis
15.04.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Liczba dziwnie spada a powinna wystrzelić u nas w okolicy zaczyna być bum.... A spadanie to chyba sztucznie bo wybory za parę tygodni.... Byśmy się nie obudzili z ręką w nocniku  
avatar
Małgorzata Walczak
15.04.2020
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
Bóg honor i ojczyzna: liczba zachorowań spada??? A kto wie ile ich było!! Znane są przypadki osób chorych w domu , które nie doczekały się testu, do których nikt się nie odezwał w sprawie lecze Czytaj całość
avatar
Bog Honor Ojczyzna
15.04.2020
Zgłoś do moderacji
1
3
Odpowiedz
Z tego wynika, że niepotrzebnie zajmował łóżko w szpitalu zamiast leczyć się w domu. W Polsce liczba nowych zakażeń od kilku dni spada, tak zwana epidemia się wycofuje.