Tomasz Gollob: Żużel był kiedyś piękny i finezyjny. Teraz robimy z niego Formułę 1

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski
Chciałem zapytać również o zmagania w cyklu Grand Prix, który od sezonu 2016 ma szanse stać się znowu zdecydowanie bardziej "polski". Jak ocenia pan szanse naszych reprezentantów?

- Czy będziemy mieć zdecydowanie więcej Polaków, to się dopiero dowiemy. Jak na razie nie wiemy przecież, jak dokładnie będzie wyglądać sytuacja z Jarkiem. To rzecz, na którą każdy czeka. Inna sprawa, że Grand Prix staje się powoli turniejem młodzieżowców, którzy przejęli tam stery. Ostatnim weteranem jest Hancock, a poza tym mamy Pedersena, który dobija do 40 lat. Jeśli chodzi o młodsze pokolenie, to prym z pewnością będzie wiódł Woffinden. Nasi zawodnicy również mają na to szanse. W tym gronie widzę Janowskiego, Zmarzlika, młodego Pawlickiego. Jarek to weteran w cyklu i na niego też bardzo liczę. Spodziewam się, że w tych zmaganiach będzie widoczna rotacja. Cykl się bardzo odmłodził.

Wiele mówi się o pana relacjach i współpracy z Bartoszem Zmarzlikiem. To zawodnik, który imponuje wszystkim swoim podejściem do żużla. Wiele osób podkreśla, że myśli o nim 24 godziny na dobę. W pana przypadku też tak było?

- To jest prawidłowe myślenie. Bartek to rzeczywiście pokazuje. Obok niego stoi także młodszy z braci Pawlickich i Maciej Janowski. Zmarzlik to bardzo młody żużlowiec, który jest na starcie swojej wielkiej przygody. Życzę mu, by popełniał jak najmniej błędów i się dobrze rozwijał. Doradzam mu i podpowiadam, kiedy tylko mogę. Zauważam, że na tym korzysta, aczkolwiek dochodzę też do wniosku, że już sam wszedł na etap profesjonalnego jeżdżenia. Z każdym kolejnym rokiem będzie mu łatwiej. On już pokazał, że potrafi wygrywać z zawodnikami, którzy w cyklu Grand Prix będą jego rywalami. Oby pokonywał ich w każdym biegu i zdobywał jak najwięcej punktów.

Co powinno być dla niego celem w pierwszym sezonie w cyklu?

- Bartek powinien znaleźć się w ósemce. Tak jak powiedziałem, jechał już kilka razy w mocno obsadzonych zawodach i był na czołowych pozycjach. W cyklu jest kilku weteranów, którzy mają ogromne doświadczenia, ale reszta jest młoda. W związku z tym Bartek będzie mógł sobie z nimi poradzić. Potrafi przecież pokonywać ich w lidze.

Wspomniał pan wcześniej o Gregu Hancocku, który jest weteranem w cyklu, a wciąż startuje w nim na najwyższym poziomie. Z czego bierze się fenomen Amerykanina?

- Greg miał po drodze drobne wypadki, ale nie spotkała go nigdy seria trudnych wydarzeń. To dało mu pozytywne myślenie i chęć jazdy na najwyższym poziomie. Być może, gdyby doświadczył tego co ja w ostatnich latach, to jego decyzje byłyby inne. Trzeba mu jednak szczerze wszystkiego gratulować, bo ciągle ma zapasy energii. Niech jedzie jak najdłużej szczęśliwie. Dla Grand Prix to jest wzór. Pokazuje, że przy 46 latach na karku można podjąć jeszcze rękawicę. Oby w dalszym ciągu unikał też kontuzji.

A to unikanie kontuzji wynika ze zwykłego szczęścia czy również z odpowiedniej kalkulacji w niektórych momentach?

- Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, ale takie kalkulacje nie są raczej łatwe. Żużel jest sportem bardzo kontaktowym. Proszę zresztą spojrzeć na mój przypadek. Nie miałem żadnego wyjścia. Co mogłem zrobić, kiedy zawodnik wjechał mi w plecy? Tak samo było, kiedy samolot, którym leciałem, spadł do lasu. To mnie po prostu nie omijało. Nie miałem na nic wpływu i nie mogłem tego przewidzieć. W związku z tym chodzi raczej o szczęście. Greg miał go po prostu więcej i dlatego wciąż walczy na takim poziomie.

Ale złoto po takich przejściach ma pewnie inny, niepowtarzalny smak.

- Rzeczywiście. Zaczynałem jeździć na motocyklach jako młody chłopak. Miałem wtedy chyba 11 lat i od razu powiedziałem sobie, że będę mistrzem świata. Nie było dla mnie ważne, czy to będzie żużel czy motocross. Ten plan był realizowany przez bardzo długi czas. Mogło się to znacznie skrócić i wydarzyć w 1999 roku, kiedy miałem tytuł na wyciągnięcie ręki. Niestety, wydarzyła się tragedia. Musiałem poczekać jeszcze około 10 lat, żeby to się powtórzyło. To była naprawdę bardzo długa droga, ale cel został w końcu zrealizowany. I dlatego jestem dziś w stu procentach spełniony. Wypełniłem to, co sobie założyłem. Nie przewidziałem tylko, że będzie mnie to kosztować aż tak wiele pracy i zdrowia.

A to prawda, że ostatnio powiedział pan działaczom GKM-u, że chce jeździć na żużlu do 50 roku życia?

- Rzeczywiście, jest taki plan. Chciałbym się jeszcze bawić żużlem, ale warunkiem jest zdrowie. Jeśli go zabraknie, to nie będę mógł tego kontynuować. Na ten moment robię wszystko, żeby być na tej dobrej drodze i to się udaje. Gdyby miało być tak dalej, to powspieram tak fajny i poukładany klub, którym jest GKM Grudziądz.

Zapytam także o Bydgoszcz. W Polonii stery przejął Władysław Gollob. Pan dowiedział się o tym z pewnością znacznie wcześniej niż środowisko żużlowe. Jaka była reakcja?

- Zaskoczony nie byłem, bo mówimy o człowieku, który jest w żużlu od ponad 40 lat i kierował takimi klubami jak Leszno, Bydgoszcz czy Warszawa. Teraz mówimy tylko o kontynuacji. Ułożenie Polonii w sposób prawidłowy to jednak z pewnością jedna z ostatnich rzeczy, którą chciałby zrobić. Myślę, że mu się to uda. Wtedy będzie człowiekiem, który zrobił wszystko, a nawet trochę więcej. Miasto będzie również wdzięczne. A ja będę się bardzo cieszyć, że mój ojciec zrealizował kolejną rzecz, która przez wiele lat była omawiana. Najpierw tak było z mistrzostwami w kraju, z tymi zdobywanymi z różnymi drużynami, później z sukcesem na świecie, a na końcu z kolan wstać może jeszcze Polonia. Jestem dumny, że mam takiego ojca. Imponuje mi, że ma w sobie jeszcze tyle energii i pomysłów. Robi wiele rzeczy nie tylko za pieniądze, ale przede wszystkim dlatego, że kocha ten sport.

Pana ojciec chce odbudować Polonię, stawiając na młodych zawodników. To odważny, ale trudny kierunek.

- Ale innego kierunku nie ma. Oceniam to pozytywnie. Klub ma potężne problemy, z których trzeba powoli wychodzić. Przez następne lata można zobaczyć, co potrafią młodzieżowcy, którzy tam są. To także czas na szkolenie kolejnych zawodników. Na tej podstawie można budować później zespół. Gdyby ojciec zaczął od razu kupować, to po pierwsze nie starczyłoby mu pieniędzy. Zakupy na minutę też mijają się z celem, kiedy nie ma solidnych fundamentów. Wielu zawodników było w Polonii, ale odeszli stamtąd bez patrzenia na kogokolwiek. Zdrowa logika nakazuje zatem oparcie tego na młodzieży. Drużyna powinna pojeździć rok, może dwa w pierwszej lidze i po zbudowaniu podstaw opartych na trzech, czterech młodych zawodnikach iść dalej. Wtedy można dobudować ten starszy trzon i walczyć o trofea.

Władysław Gollob bardzo często słyszy pytania, czy wróci pan do Bydgoszczy na koniec swojej kariery. Czy jest na to szansa?

- Na ten moment to jest niemożliwe. Jestem z boku i kibicuję. Dałem słowo Grudziądzowi, że będę tutaj tak długo, jak będzie to możliwe w dwie strony. Jeśli plany się zmienią, to wtedy możemy rozmawiać. Grudziądz ma pierwszeństwo, a Bydgoszczy kibicuję. Inna sprawa, że niezależnie od mojej obecności tam czy jej braku, ten klub musi się rozwijać. W związku z tym trzeba budować podstawy w oparciu o młodych zawodników. Pojawienie się w klubie jednego człowieka nic nie zmieni. Zespół składa się z wielu żużlowców. Ja jestem teraz w Grudziądzu i będę tam tak długo jak to możliwe. Przy okazji, chciałbym pozdrowić wszystkich kibiców, a szczególnie tych, którzy trzymają na co dzień kciuki za GKM-em.

Rozmawiał Jarosław Galewski




KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Cz w przeszłości żużel był zdecydowanie bardziej widowiskowy niż obecnie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×