Zawodnik usłyszał o sobie paskudne słowa. Wybuchł wtedy międzynarodowy skandal

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Motor Lublin / Piotr Wieczorek / Na zdjęciu: Grigorij Łaguta
WP SportoweFakty / Motor Lublin / Piotr Wieczorek / Na zdjęciu: Grigorij Łaguta
zdjęcie autora artykułu

"Perfidna ruska świnia" - wściekał się na niego prezes klubu. Ale w innym zespole miał status bożyszcza. Grigorij Łaguta to jedna z najbarwniejszych postaci w polskim sporcie. W minioną niedzielę cudem uniknął tragedii.

Karetka, nosze, tabun ludzi wokół. Nikt nie wiedział, co ze zdrowiem zawodnika. Telewizja na powtórki zdecydowała się dopiero, gdy było jasne, że nie doszło do poważnych obrażeń. Prezes Motoru Lublin, Jakub Kępa, przyznał, że tak koszmarnego wypadku nie widział nigdy, a to, że jego podopieczny uniknął tragicznych konsekwencji jest zasługą jego fantastycznego wytrenowania.

Stadion w Lublinie był wypełniony po brzegi kibicami. Motor zaczynał świętowanie historycznego awansu klubu do finału PGE Ekstraligi, czyli najsilniejszej i najbogatszej żużlowej ligi świata. Chwile radości na kilkanaście minut przerwał jednak potwornie wyglądający wypadek kapitana miejscowej drużyny.

Grigorij Łaguta chcąc wyprzedzić rywala, Szymona Woźniaka zahaczył o jego tylne koło i stracił kontrolę nad swoim motocyklem. Na wejściu w wiraż, gdzie prędkość wynosi mniej więcej 100 km/h, spadł z maszyny i kilkukrotnie głową uderzył o tor. Następnie sunął po nim w kierunku dmuchanej bandy, pod którą wcisnął się z impetem. Trybuny zamarły, zamilkli też komentatorzy nSport+. Kolejne sekundy ciągnęły się w nieskończoność, a żużlowiec nadal przebywał na torze.

ZOBACZ WIDEO Stadion aż zamarł! Zobacz groźny wypadek Grigorija Łaguty (od 01:50)

Nie pierwszy raz Łaguta wykaraskał się z opresji.

Kibice zbierali pieniądze na kontrakt

"Bestia ze Wschodu" - takiego przydomku dorobił się Rosjanin w swoim pierwszym sezonie w PGE Ekstralidze. W 2011 roku urodzonego w niewielkiej miejscowości Bolszoj Kamień pod Władywostokiem zawodnika zatrudnił częstochowski Włókniarz. Od pierwszego meczu Łaguta rozkochał w sobie miejscową publikę nieustępliwością i odwagą na torze. Meczem, którym kupił sobie sympatię całej Częstochowy, było spotkanie z gorzowską Stalą.

W decydującym biegu wcisnął się pod bandą w taką lukę, gdzie zwykły śmiertelnik bałby się włożyć palec. Tymczasem Łaguta na pełnym gazie wjechał tam przy ogromnej prędkości, minął Nickiego Pedersena i wygrał Włókniarzowi mecz. To wtedy kibice definitywnie oszaleli na jego punkcie. Do tego stopnia, że wybrali go zawodnikiem 65-lecia klubu i zrobili zrzutkę pieniędzy na nowy kontrakt, bo to był czas, kiedy we Włókniarzu się nie przelewało.

Doping i międzynarodowy skandal

Łaguta został w Częstochowie jeszcze na trzy sezony. W tym czasie w klubie zmieniła się władza, z którą najpierw Rosjanin kochał się jak w rodzinie, by na koniec rozstać z niesmakiem. Artur Sukiennik, nieżyjący już były boss Włókniarza, którym zarządzał z tylnego fotela, fundował Łagucie drogie prezenty, jak Chevrolet Camaro. Rosjanin zapracował sobie na status bożyszcza, był kapitanem zespołu, w wolnych chwilach kosił trawnik na stadionie i wszystko układało się pięknie do momentu, aż klub znów zaczął mieć problemy z pieniędzmi.

Wtedy Łaguta odmówił jazdy, czego śp. Sukiennik nie mógł mu wybaczyć, wyliczając, ile dotychczas w niego zainwestował. To był pierwszy konflikt zawodnika ze swoim pracodawcą i jak pokazał czas, nie ostatni.

W 2017 roku Rosjanin wpadł na dopingu. Po meczu ROW-u Rybnik, którego był wówczas zawodnikiem, notabene z Włókniarzem, wykryto u niego meldonium. Jest to lek stosowany w leczeniu niedokrwienia czy przy rekonwalescencji po epizodach niedokrwiennych. Sęk w tym, że to substancja zakazana w sporcie, bo to środek podnoszący wydolność. Za meldonium zdyskwalifikowano m.in. Marię Szarapową.

Łaguta obecność zakazanej substancji w organizmie tłumaczył wypadkiem na motocrossie na Łotwie. To tam w szpitalu, bez wiedzy zawodnika, miał on otrzymać meldonium w celach leczniczych. Prezes klubu z Rybnika, Krzysztof Mrozek bronił swojego zawodnika jak lew we wszelkich możliwych instytucjach, ale POLADA pozostała nieugięta. Grigorij Łaguta został zawieszony na 22 miesiące.

Bez swojego lidera ROW Rybnik spadł z PGE Ekstraligi. Mrozek był przekonany, że w podzięce za otrzymane wsparcie wracający po odbyciu kary Łaguta wspomoże jego klub w walce o powrót do elity. Tymczasem on wybrał ofertę Motoru Lublin.

Prezes ROW-u nie wytrzymał. Nazwał Łagutę "perfidną ruską świnią", "ruską panienką" oraz "parszywym panem". Tymi słowami wywołał międzynarodowy skandal. - To mowa nienawiści - grzmiał adwokat Jerzy Synowiec. Menedżer rosyjskiej kadry poszedł o krok dalej. - Będziemy się domagali usunięcia prezesa Mrozka ze struktur sportowych, bo obraża nas jako naród - mówił Andriej Sawin.

- Dlaczego nie używa tych samych, obraźliwych słów względem innych narodowości? Nie możemy tego tak zostawić. Dlatego wyślemy pisma do federacji światowej, europejskiej i polskiej. Liczymy oczywiście na zdecydowaną reakcję - kontynuował. Ostatecznie sprawa rozeszła się po kościach, bo Krzysztof Mrozek, gdy emocje opadły, zreflektował się i przeprosił.

Szansa na historyczny sukces

Teraz Grigorij Łaguta i jego Motor Lublin, dla którego ściga się od 2019 roku, staje przed historyczną szansą. Drużyna ta wystąpi w finale PGE Ekstraligi, gdzie jej rywalem będzie Betard Sparta Wrocław. Pierwszy takt najważniejszego dwumeczu sezonu już w najbliższą niedzielę. Rosjanin mistrzostwa Polski w swojej kolekcji jeszcze nie ma, tak samo jak klub z Lublina, który posiada jedynie wicemistrzostwo kraju zdobyte... 30 lat temu.

Tymczasem Łaguta, a jakże, jest kapitanem Motoru, tak jak był nim we Włókniarzu czy ROW-ie. W tej materii nic się nie zmieni, bo wiadomo już, że zostaje w klubie z Lublina na przyszły rok. To czy wystąpi w pierwszym finałowym meczu po fatalnym wypadku sprzed tygodnia zależy tylko od jego decyzji. Prezes Motoru Jakub Kępa, z którym ma przyjacielskie relacje, zapewnił, że nie będzie wywierać presji na zawodniku. - Zbyt wiele mu zawdzięczamy - podkreślił.

CZYTAJ WIĘCEJ: Żużlowi bracia razem debiutowali. Po dekadzie staną na przeciw siebie w finale Finansowe szaleństwo w eWinner 1. Lidze. Takich stawek nie było jeszcze nigdy

Źródło artykułu:
Komentarze (13)
avatar
sed18
25.09.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Denerwuje mnie to podkreślanie ile to zawodnikom się zawdzięcza tj.Unia zawdzięcza Sajfutdinowowi, Motor Łagucie itd. lecz nikt nie zaznacza że oni wykonywali swoją dobrze opłacaną pracę i żadn Czytaj całość
avatar
Kazimierz Klimek
24.09.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
"To był pierwszy konflikt zawodnika ze swoim pracodawcą i jak pokazał czas, nie ostatni." Czytaj całość
avatar
mari
22.09.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Mrozka nie tłumaczę, ale tak po ludzku, mnie to nie dziwi. Nie znam szczegółów, ale jeśli ktoś daje słowo i tak lekko to traktuje, to nie jest wart funta kłaków. Zwłaszcza, że w sporcie czasami Czytaj całość
avatar
kros
18.09.2021
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
Kto zostal zlapany na dopingu nie jest sportowcem tylko oszustem do konca zycia!  
avatar
evela
18.09.2021
Zgłoś do moderacji
5
2
Odpowiedz
"przyznał, że tak koszmarnego wypadku nie widział nigdy" - Pan Kępa mało widział w swoim życiu