Lodowy wojownik ponad hejterami. Adam Bielecki napisał filmową historię

Po wyprawie na Broad Peak z 2013 roku Adam Bielecki musiał zmierzyć się z falą internetowego hejtu. Swoją heroiczną postawą podczas akcji ratowniczej na Nanga Parbat zyskał podziw wielu ludzi. Również tych, którzy tak chętnie go krytykowali.

Michał Bugno
Michał Bugno
Adam Bielecki Agencja Gazeta / Jakub Ociepa / Na zdjęciu: Adam Bielecki

Heroiczna akcja na Nanga Parbat. "To było mistrzostwo świata!"

27 stycznia. Himalaje. Nanga Parbat. Wysokość około 6000 metrów. Od ośmiu godzin Adam Bielecki i Denis Urubko wspinają się po ścianach ośmiotysięcznika Nanga Parbat. Pokonali już ponad 1000 metrów przewyższenia, a w tym najtrudniejszy fragment, czyli Ścianę Kinshofera.

Jest noc. Temperatura odczuwalna wynosi -50 stopni Celsjusza, a prognozy pogody są bardzo złe. W wyższych partiach gór, na wysokości około 7000 metrów wieje z prędkością około 70 km/h, a wkrótce będzie wiało mocniej, przez co temperatura odczuwalna może wynosić -60 stopni Celsjusza. Zwykłemu człowiekowi trudno to sobie wyobrazić. W takich warunkach nikt nie jest w stanie funkcjonować.

Bielecki i Urubko wykorzystują swoje doświadczenie, umiejętności, możliwości kondycyjne i predyspozycje genetyczne. Wspinają się z niezwykłą prędkością, wbijając raki i czekany w zmrożony lód. Na tej wysokości to nieprawdopodobny wysiłek.

Idą, żeby ratować znakomitą francuską alpinistkę Elisabeth Revol oraz himalajskiego pasjonata Tomasza Mackiewicza, dla którego zdobycie góry Nanga Parbat zimą stało się życiową misją i największym marzeniem.

Kiedy dowiedzieli się, że Francuzka i Polak walczą o życie, na bok odłożyli swoje marzenia. Natychmiast spakowali sprzęt, możliwie szybko opuścili bazę pod K2 i helikopterem polecieli 200 kilometrów dalej. Pod Nanga Parbat.

Po wielu godzinach wspinaczki w końcu docierają do francuskiej alpinistki. - Elisabeth, dobrze cię widzieć - mówi Denis Urubko, z trudem łapiąc oddech. Choć tak naprawdę widzi niewiele, bo otacza go ciemność. - Adam, słyszę ją! - krzyczy uradowany do Bieleckiego, o czym możemy się przekonać dzięki udostępnionemu na Facebooku nagraniu.

Eksperci przewidywali, że Urubko i Bielecki będą potrzebowali do tego kilkunastu godzin, a być może nawet półtora dnia. Ostatecznie dokonują tego w około osiem godzin. W tych warunkach i na tej górze to ekstremalnie szybkie tempo.

Elisabeth jest głodna, wyczerpana i odwodniona. Ma odmrożone ręce i palce stóp. Bielecki i Urubko zostają z nią do rana, po czym - wraz z drugim zespołem ratunkowym Jarosławem Botorem i Piotrem Tomalą - sprowadzają ją do obozu pierwszego. Tam czekają helikoptery. Alpinistka trafi do szpitala w Islamabadzie. Jest uratowana.

Jednocześnie na górze rozgrywa się prawdziwy dramat. Warunki pogodowe nie pozwalają ruszyć wyżej, żeby ratować znajdującego się na wysokości 7200 metrów Tomasza Mackiewicza. - Przykro mi, ale nie mieliśmy żadnych szans pomóc Tomkowi - mówi Adam Bielecki.

- Nie odważyłbym się sugerować komukolwiek, żeby udał się na taką akcję. Nie mamy aklimatyzacji na wysokości 7200 metrów, a poza tym ma tam wiać z prędkością 80 km/h - wyjaśnia w rozmowie z RMF FM szef zimowej wyprawy narodowej na K2 Krzysztof Wielicki.

Żona Tomasza Mackiewicza podchodzi do tego z dużym zrozumieniem.

- Chciałabym wyrazić wdzięczność wszystkim, którzy pomogli uratować Elisabeth Revol i zrobili wszystko, co w ich mocy, żeby ocalić mojego Ukochanego Męża Tomka. Eli żyje. W moim nieopisanym bólu jestem szczęśliwa, że przetrwała - napisała na Facebooku.

ZOBACZ WIDEO: "Akcja Bieleckiego i Urubki była spektakularna i heroiczna. Przejdzie do historii światowego himalaizmu"

Akcja ratownicza była heroiczna i spektakularna. Pozwoliła ocalić życie Elisabeth Revol i na zawsze zapisze się w historii światowego himalaizmu. Adam Bielecki, Denis Urubko, Jarosław Botor i Piotr Tomala zostali bohaterami. To, czego razem dokonali, jest niewyobrażalne.

- Ta akcja ratunkowa to mistrzostwo świata. Polacy uratowali ludzkie życie - mówi wybitny himalaista Ryszard Pawłowski. - Zrobili to we wspaniałym stylu, dali z siebie wszystko, a nawet więcej. Chwała im za to! - dodaje prezes PZA Piotr Pustelnik. - Ta sytuacja pokazuje, że nie ma granic dla naszego organizmu, których nie da się przekroczyć - komentuje kierowca rajdowy Krzysztof Hołowczyc.

Internetowy hejt po wyprawie na Broad Peak

Marzec 2013. Warszawa. Adam Bielecki i Artur Małek wraz z kierownikiem Krzysztofem Wielickim wracają do Polski po wyprawie na Broad Peak. Sukces sportowy w postaci pierwszego zimowego wejścia na szczyt znajduje się w cieniu tragedii - śmierci Tomasza Kowalskiego i Macieja Berbeki.

- Wracając do kraju, nie zdawaliśmy sobie sprawy z rozmiarów medialnej burzy, którą zastaniemy. (…) Nie miałem ochoty dzielić się ze światem emocjami związanymi ze śmiercią kogoś bliskiego. A Maciek i Tomek stali mi się bliscy - pisze później Adam Bielecki w swojej książce "Spod zamarzniętych powiek".

- Wtedy jeszcze nie przyszło mi do głowy, że ktoś może szukać winnych. Media rzuciły się jednak na tę historię jak sępy. Oskarżenia formułowali zarówno dyletanci, jak i osoby ze środowiska wspinaczkowego. Inni wzięli nas w obronę. Dyskusja odbywała się za pośrednictwem gazet, telewizji i internetu. (…) Znaczące było to, że nikt nie miał odwagi powiedzieć mi czegokolwiek w twarz - dodaje Adam Bielecki.

Zdaniem niektórych schodząc w szybkim tempie z wierzchołka Adam Bielecki wraz z Arturem Małkiem przyczynili się do śmierci kolegów. Pierwszy z nich przez dobre półtora roku odpiera zarzuty. W swojej książce szczegółowo opisuje przebieg ataku szczytowego na Broad Peak. Nie czuje się winny.

Podkreśla, że proponował towarzyszom wyjście o drugiej w nocy, żeby wszyscy spokojnie zdążyli wrócić przed zachodem słońca. Nie było na to zgody. Stanęło na piątej. Wyjaśnia, że jeszcze przed wierzchołkiem Rocky Summit, pytał kompanów, czy w związku z późną godziną, nie powinni zawrócić. Nikt się na to nie zdecydował.

W końcu przekonuje, że atak szczytowy na Broad Peak stał się wyścigiem z czasem, a granica która dzieliła ich od śmierci, była bardzo cienka.

- Na grani każdy z nas musiał podjąć decyzję, czy idzie w górę czy zawraca. Dziś trzeba uszanować decyzję chłopaków. Pomimo, że zapłacili najwyższą możliwą cenę, to spełnili swoje marzenie - weszli na szczyt Broad Peak. Mam przekonanie, że nawet jeśli była to decyzja błędna, bo kosztowała ich życie, to mieli prawo ją podjąć. To też trzeba uszanować - mówił później Adam Bielecki w naszym programie "Sektor Gości".

Himalaista z Tychów w ostatnich latach przyzwyczaił się do hejtu w internecie, choć uważa, że "na zewnątrz mogło to wyglądać gorzej niż było w rzeczywistości".

- Cały ten hejt odbywał się w internecie, w rzeczywistości wirtualnej. W życiu codziennym tego nie doświadczałem. Dostawałem wiele wyrazów wsparcia i - pomimo, że nie schowałem się w domu, jeździłem na prelekcje oraz w Tatry - wszędzie spotykałem się z dużą dawką życzliwości - mówił nam Adam Bielecki.

- Ten internetowy hejt i tak był dla mnie drugorzędny wobec faktu, że na Broad Peak straciłem dwóch przyjaciół. Bo podstawowym problemem nie było dla mnie to, że ktoś nas krytykuje czy wręcz oskarża, ale to, że Maciek i Tomek nie wrócili z góry - zaznaczył.

Akcje ratunkowe na K2 i Gran Paradiso

Lato 2012. Karakorum. Baza wysunięta pod ośmiotysięcznikiem K2. Trzy godziny drogi od bazy głównej. Adam Bielecki i Marcin Kaczkan słyszą, że w jednym z namiotów ktoś krzyczy jakby go ćwiartowali. To Rosjanka Oksana Morniewa, która doznała poważnej kontuzji nogi. Jej trzech towarzyszy to za mało, żeby ją znieść.

Polacy zostawiają im radio oraz leki przeciwbólowe i ruszają do bazy głównej po wsparcie. Chcą zorganizować akcję ratunkową. Na miejscu chodzą od namiotu do namiotu, prosząc o pomoc. Długo nie znajdują chętnych. W końcu pojawia się trzech chętnych Pakistańczyków. Polscy wspinacze - mimo zmęczenia po kilku dniach akcji górskiej - jeszcze o trzeciej w nocy ruszają po Rosjankę.

- Ta droga zajmuje trzy godziny. To trzysta metrów piargów, pięćset stromego, pełnego szczelin lodospadu, trzy kilometry przyjemnego lodowca i na koniec znów kilkaset metrów piargów. Myślałem, że tam padnę. (…) Nieśliśmy Oksanę przez sześć godzin. A ona biedna, nie miała już siły krzyczeć i tylko cicho chlipała - opisuje Adam Bielecki w swojej książce "Spod zamarzniętych powiek".

W swojej książce Bielecki opisuje też akcję ratunkową na czterotysięczniku Gran Paradiso w Alpach Graickich blisko Mont Blanc, gdzie wprowadzał na szczyt grupę sympatyków gór.

Udzielił wówczas pomocy międzynarodowemu przewodnikowi, który wraz ze swoim klientem spadł w stumetrową przepaść. Przewodnik zaczął pluć krwią i szybko został zabrany przez helikopter, podczas gdy klient - z bardzo poważną kontuzją nogi - przez pięć godzin był znoszony przez Bieleckiego i współtowarzyszy.

Kilka lat później podczas rozmowy w studiu Wirtualnej Polski wracamy do jego akcji ratowniczych.

- Osobiście oczekuję, że jeżeli coś mi się w górach stanie, a ktoś inny będzie w stanie mi pomóc, to to zrobi. A skoro oczekuję takiej postawy od innych, to innej postawy nie mogę wymagać od siebie - podkreśla Adam Bielecki.

- Dla mnie to naturalne, że jeżeli coś się dzieje i jesteśmy w stanie komuś pomóc, to po prostu trzeba to zrobić. To zupełnie oczywiste - zapewnia.

O akcjach ratowniczych z K2 i Gran Paradiso w Polsce słyszało niewielu. O sobotniej akcji z Nanga Parbat usłyszeli wszyscy. Adam Bielecki - wraz z Denisem Urubko, Jarosławem Botorem i Piotrem Tomalą - napisał filmową historię.

Michał Bugno

Autor na Twitterze:



Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×