Facebook

Kibicowała mu rodzina królewska i sponsorował go gangster. Mistrz świata skończył jako dozorca osiedla

Robert Czykiel

Charlie Magri w latach 80 był gwiazdą brytyjskiego boksu. Zarobił jednak marne pieniądze, bo trafił na menedżera oszusta. Niedawno otrzymał kolejny cios. Z powodu artretyzmu stracił pracę jako dozorca i chce zostać stróżem.

Około 100 mln dolarów ma zarobić Floyd Mayweather Jr za walkę z Conorem McGregorem. Możliwe, że słynny pięściarz dostanie jeszcze więcej, bo wiele zależy od wyników sprzedaży transmisji w systemie pay-per-view. Oczywiście to jest wyjątek, ale normą jest, że największe gwiazdy boksu za walki o mistrzowskie pasy swoje zarobki liczą w milionach.

Cofnijmy się teraz do 1983 roku. To wtedy bohater naszego artykułu, Charlie Magri, wspiął się na sportowy szczyt i został mistrzem świata organizacji WBC w kategorii muszej. Wiecie, ile za walkę z Eleoncio Mercedesem otrzymał? 25 tys. funtów. Najwięcej zarobił dwa lata później podczas starcia z Sotem Chitaladą, bo Brytyjczyk dostał 40 tys. funtów.

Magri dzisiaj ma 61 lat i może tylko z zazdrością spoglądać na zarobki dzisiejszych pięściarzy. W wywiadach łatwo wyczuć żal, że nie było mu dane bić się w obecnych czasach. Dziś po prostu by godnie żył, ale że urodził się za wcześnie, to ledwo wiąże koniec z końcem.

To nie jest historia boksera, który przepił i przećpał pieniądze zarobione w ringu. Choć ma pseudonim "Szampański Charlie", to przez całą karierę nie pił alkoholu. Miał pecha, bo przez lata oszukiwał go promotor i dlatego ostatnie lata pracowało jako osiedlowy dozorca. Dziś nie może robić nawet tego, bo we znaki zaczęła dawać się poważna choroba.

Jak mistrz został osiedlowym dozorcą

- Dzisiaj, jeżeli zdobędziesz mistrzowski tytuł, jak Anthony Joshua czy Conor McGregor, nie musisz się martwić o przyszłość. Telewizje czasami płacą więcej, niż to, co zarobisz w ringu. Ja nigdy tego nie doświadczyłem. Byłoby fajnie, gdyby świat bokserski robił coś więcej dla emerytowanych zawodników. Po zakończeniu kariery w 1986 roku zacząłem cierpieć - mówi Magri w rozmowie z "Sunday People".

Początkowo Brytyjczyk całkiem sprawnie radził sobie poza ringiem. W Londynie prowadził własną knajpę, która pozwalała mu spokojnie żyć. Z czasem jednak biznes przynosił coraz mniejsze dochody. Po prawie dekadzie zmuszony był zamknąć interes, aby nie wpaść w jeszcze większe długi. Bezrobocie sprowadziło go na ziemię. Nikt nie chciał dać mu atrakcyjnej pracy, tylko dlatego, że kiedyś był mistrzem świata. Charlie zdał sobie sprawę, że musi brać, co jest i w ten sposób został dozorcą na jednym z luksusowych londyńskich osiedli.

- Pamiętam rozmowę kwalifikacyjną. Zapytali mnie, co zrobię, jeżeli któryś z mieszkańców zacznie się awanturować. Szybko odpowiedziałem, że go znokautuje. To był żart, ale właścicielowi się spodobałem - wspomina.

Człowiek, który jeszcze kilkanaście lat temu siał postrach w ringu, teraz musiał dbać, aby innym żyło się wygodnie. Jego codziennością stało się sprzątanie osiedla, zamiatanie chodników i mycie okien. Magri jednak nie narzekał. Miał pieniądze potrzebne do życia i sumiennie wykonywał swoje obowiązki. Pod koniec ubiegłego roku otrzymał jednak wielki cios, po którym do dzisiaj próbuje się pozbierać.

"Szampański Charlie" zaczął coraz bardziej narzekać na ból stawów. Okazało się, że daje o sobie znać artretyzm, który życie człowieka zamienia w nieustającą walkę z bólem. 61-latek wierzył, że upora się z tym. Przecież przez lata przyjmował tysiące ciosów od rywali i dawał sobie z tym radę. Poszedł więc do swojego pracodawcy i poprosił o trzymiesięczny urlop, aby choć trochę podreperować zdrowie.

Lekarz był innego zdania. Dna moczanowa była już w tak zaawansowanym stadium, że dalsza praca fizyczna mogłaby skończyć się tragicznie. Magri nie miał wyjścia i po dziewięciu latach musiał zrezygnować z posady dozorcy.

Były pięściarz przeszedł na wcześniejszą emeryturę, ale z tego tytułu nie otrzymuje aż tak dużych pieniędzy, aby wiązać koniec z końcem. Dlatego cały czas rozgląda się za dodatkowym zajęciem, aby trochę dorobić. W rozmowie z "Sunday People" zdradził, że szuka praco jako stróż. Marzy jednak, że ktoś da mu szansę, aby wrócić do boksu. W przeszłości próbował swoich sił w roli promotora, ale bez większych sukcesów. Teraz chciałby szkolić młodych pięściarzy.

- Nadal mam wiele do zaoferowania. Byłem przecież mistrzem Europy i sześć razy obroniłem ten pas. Byłem też mistrzem świata. Mogę pokazać młodym bokserom parę sztuczek. W tym starym wojowniku nadal jest życie - zapewnia.

NA NASTĘPNEJ STRONIE PRZECZYTASZ, KTÓRY GANGSTER GO SPONSOROWAŁ, DLACZEGO W RINGU ZAROBIŁ TAK MAŁO I CO SIĘ STAŁO PO OSTATNIEJ WALCE

ZOBACZ WIDEO Artur Szpilka: Nie wiem, co będzie dalej
 

[nextpage]

Środowisko bokserskie jednak zapomniało o nim wiele lat temu. Na razie nikt nie chce dać szansy schorowanemu 61-latkowi.

Menedżer oszust, rodzina królewska i słynny gangster

Dlaczego Magri od wielu lat jest na zakręcie? Znane są przypadki bokserów, którzy są sami sobie winni. W ringu zarobili pieniądze, które pozwoliłby im na godne życie, ale albo je przepili, albo wydali na narkotyki, albo stracili na hazardzie. Charlie jednak nie zalicza się do tej grupy, a przynajmniej nigdy nie przyznał się do któregoś z wymienionych uzależnień. Podkreśla natomiast, że przez całą karierę nie pił alkoholu.

 

Jego największym problemem był menedżer. Terry Lawless przez lata zajmował się karierą brytyjskiego pięściarza i nieźle na tym wyszedł. Magri najwięcej zarobił za ostatnią walkę, za którą dostał... 40 tys. funtów. Wcześniej, gdy zdobywał mistrzostwo świata, dostał jeszcze mniej, bo 25 tys. Charlie zdał sobie sprawę, że coś się nie zgadza dopiero w 1986 roku, gdy kończył z boksem. Mało tego, pewnie nie walczyłby z Dukem McKenziem, gdyby nie zmusiła go do tego sytuacja finansowa.

- Po tej walce zdałem sobie sprawę, że nie dostaję od niego pieniędzy, które powinienem dostawać. Miałem do zapłaty wysokie podatki i dlatego musiałem wejść do ringu. Po porażce z McKenziem Terry powiedział "wiesz, co teraz musisz zrobić? Rusz tyłek i zacznij zarabiać na życie - opowiada.

Być może przyszłość Magriego potoczyłaby się zupełnie inaczej, a tak stracił mnóstwo zdrowia, na czym najlepiej zarabiał menedżer. Pozostały mu jednak piękne wspomnienia. Dzięki boksowi poznał wielu ludzi w tym członków rodziny królewskiej. Jego fanami byli... księżna Diana i książę Filip.

- To było w 1981 roku, gdy zostałem zaproszony na królewski jacht. Księżna Diana zapytała wtedy, dlaczego rodzina pozwala, abym boksował. Powiedziała, że to przecież bardzo niebezpieczny sport. Nie wiedziałem, co mam jej odpowiedzieć. Dwa lata później książę Filip odwiedził nasz klub bokserski. Powiedział, że zna mnie, bo widział moje walki. Zapytał mnie, czy chcę drinka. Zamarłem. Znowu nie wiedziałem, co mam zrobić. Zaproponował to tylko mi - zdradza Magri.

Wcześniej, bo na początku swojej kariery, miał zupełnie inne znajomości. Jego talent przypadł do gustu Reggiemu Krayowi. To on, wraz z bliźniakiem Ronniem, byli najniebezpieczniejszymi gangsterami Londynu w latach 60. Reggie wspierał finansowo Charliego i nawet kupił mu sprzęt bokserski, aby mógł się rozwijać.

- Byłem związany z tymi ludźmi. Przez pięć lat Reggie wysyłał mi listy z więzienia i namawiał mnie, abym go odwiedził. W pewnym momencie dzwonił do mnie dwa razy w tygodniu. Zawsze mi płacili, ale pewnego dnia moje zaległości urosły do ponad tysiąca funtów. Wtedy zgodziłem się go odwiedzić. Przyjechał po mnie jego człowiek, a potem na miejscu Reggie tylko zapytał, czy jestem w porządku. Następnego dnia były pieniądze - wspomina Magri

Po latach przekonał się, że niemal wszyscy chcieli tylko ogrzewać się w jego blasku. Z dziesiątek przyjaźni utrzymały się tylko dwie. Do dzisiaj ma dobry kontakt tylko z aktorem Rayem Winstonem oraz bokserem Frankiem Bruno.

Po karierze została mu tylko depresja

Magri w latach 80 był ulubieńcem brytyjskich kibiców. Ludzie kochali go za widowiskowy styl walki. Rywale często go lekceważyli, bo miał zaledwie 160 cm wzrostu. Charlie jednak miał wielkie serce do walki. W ringu rzadko kalkulował, szedł do przodu i jego trzydzieści zawodowych zwycięstw aż 23 razy kończyło się nokautem.

Na styl duży wpływ miało dzieciństwo i miejsce, w którym się wychował. Urodził się w Tunezji, a jego rodzice mieli maltańskie korzenie. Jako dziecko trafił do londyńskiej dzielnicy Stepney, która była zdominowana przez emigrantów z całego świata. W takich miejscach zawsze trzeba mieć oczy dookoła głowy, być sprytnym, a czasami używać siły, aby przetrwać.

Pierwszy międzynarodowy sukces osiągnął w 1979 roku. To wtedy pokonał Franco Udellę i został mistrzem Europy kategorii muszej. Jak się potem okazało, ten tytuł bronił aż sześć razy i stracił go dopiero w ostatniej walce w karierze.

Największą sławę dała mu wspominana kilka razy potyczka z Eleoncio Mercedesem. Na Wembley Arena Magri znokautował rywala z Dominikany w siódmej rundzie i mógł założyć mistrzowski pas WBC. Na tronie był bardzo krótko, bo zaledwie pół roku. W kolejnym starciu przegrał z Sotem Chitaldą, który trzy razy posłał go na deski.

Rok później odbyła się ostatnia walka, w której przeciwnikiem był McKenzie. To wtedy Magri stracił mistrzostwo Europy. W piątej rundzie z narożnika Charliego poleciał ręcznik, który rzucił jego menedżer Lawless. Niedawny mistrz postanowił zejść ze sceny.

- Walka z McKenziem była najgorszą w moim życiu. Następnego dnia spakowałem się i poszedłem do baru. Zamówiłem wielkie śniadanie, usiadłem i płakałem. Płacz towarzyszył mi codziennie przez długi czas, a depresja została ze mną na zawsze - przyznaje.

Co działo się potem, to już dobrze wiecie. Jeżeli kiedyś będziecie w Londynie, w którymś z miejsc spotkacie stróża, to dobrze się przyjrzyjcie, czy czasem nie spotkaliście Charliego Magriego, byłego mistrza świata w boksie.

< Przejdź na wp.pl