PAP / DPA / Na zdjęciu: Muhammad Ali - Antonio Inoki, walka z 1976 r.

Zapomniana walka: Ali kontra japoński zapaśnik. Bokserowi groziła po niej amputacja nóg

Michał Fabian

Gwiazdor boksu sądził, że pojedynek będzie ustawiony. Mocno się zdziwił, gdy okazało się, że Antonio Inoki chce się bić na poważnie. Ludzie Alego wpadli w popłoch, zażądali wprowadzenia szeregu zakazów. Pojedynek przerodził się w farsę.

W nocy z soboty na niedzielę polskiego czasu w Las Vegas najlepszy bokser ostatnich lat Floyd Mayweather Jr (49-0) zmierzy się z mistrzem mieszanych sztuk walki Conorem McGregorem (MMA 21-3, boks 0-0). Amerykanin i Irlandczyk stoczą pięściarską walkę. Zdecydowanym faworytem jest "The Money", który będzie rywalizować w swojej specjalności.

41 lat temu takiego komfortu nie miał Muhammad Ali. Legendarny bokser przystał na niecodzienny pojedynek z japońskim mistrzem... zapasów Antonio Inokim. Pojedynek, o którym zarówno obaj zawodnicy, jak i kibice, chcieliby zapomnieć. Bo był tak okropny.

"Czy jest jakiś orientalny wojownik"?

Wszystko zaczęło się w roku 1975 rok. Ali, odprawiający jednego rywala za drugim, poznał na jednej z imprez Ichiro Yadę, prezydenta japońskiej federacji zapaśniczej. Bokserski mistrz świata wagi ciężkiej nigdy nie imponował skromnością. Z poczuciem wyższości w głosie wypalił do Japończyka. - Czy jest jakiś orientalny wojownik, który chce się ze mną zmierzyć? Dam mu milion dolarów, jak ze mną wygra - miał powiedzieć do Yady. Informacja przedostała się do japońskiej prasy.

Zgłosił się Inoki, znany w Japonii zapaśnik. - Gdybym dostał szansę walki z tobą, "uśpiłbym cię" na macie w ciągu 10 minut - Japończyk, korzystając z usług tłumacza, napisał w liście do Alego. A promotorzy z Kraju Kwitnącej Wiśni rozpoczęli negocjacje z obozem Amerykanina. Ten ostatni był wówczas u szczytu sławy. W październiku 1975 r. wygrał pamiętną walkę z Joe Frazierem, nazywaną "Thrilla in Manila". Później w pierwszej połowie 1976 r. trzykrotnie wchodził do ringu, pokonując kolejno Jeana-Pierre'a Coopmana, Jimmy'ego Younga i Richarda Dunna.

- Latem 1976 r. Muhammad Ali był najsłynniejszym sportowcem w Ameryce, a kto wie, czy nie najsłynniejszym człowiekiem na ziemi. W tamtym okresie może tylko papież był bardziej znany - powiedział Josh Gross, który napisał książkę o walce Ali vs Inoki.

Dlaczego? Dla 6 milionów dolarów

"Leo, why? For money" - pamiętacie zapewne głośną reklamę sprzed kilku lat z Leo Beenhakkerem. To samo mógł odpowiedzieć przed ponad czterema dekadami Muhammad Ali. Japończycy przedstawili mu bowiem lukratywną ofertę. Za walkę z zapaśnikiem z Japonii miał dostać 6,1 mln dolarów (uwzględniając zmianę wartości pieniądza w czasie, dałoby to obecnie kwotę wynoszącą ok. 26 mln dolarów).

ZOBACZ WIDEO: Artur Szpilka: Nie wiem, co będzie dalej (WIDEO)
 

Kasa miała się zgadzać, a 34-letni wówczas mistrz boksu był przekonany, że w łatwy sposób zapewni sobie świetną wypłatę. Po latach opublikowano nagranie, na którym słychać głos Alego. - Obiecałem wziąć udział w pokazowej walce. Nie będzie mnie uderzać z pełna siłą - mówił o 33-letnim Inokim, którego nazywał "Pelikanem" (z uwagi na długą szczękę rywala).

Miały być wyreżyserowane akcje ku uciesze publiczności, choć na konferencjach prasowych Ali zapewniał, że obaj będą walczyć na całego. - Nie wziąłbym udziału w publicznym oszustwie. Nie ma żadnego planu. To będzie prawdziwa walka. Krew, chwyty, ból - wszystko będzie prawdziwe - mówił, gdy pytano go o to, czy pojedynek z zapaśnikiem zostanie ustawiony.

Pytania o "ustawkę" nie były bezpodstawne. Promotor Alego Bob Arum przyznaje, że rozważane były różne scenariusze. Jak choćby ten, który przedstawił mu wrestler Vince McMahon Sr. "Inoki będzie mieć żyletkę, którą sam się zrani. Poleje się krew, Ali dopadnie go przy linach i będzie błagać sędziego, by ten przerwał walkę. Odwróci się do arbitra, a wtedy Inoki wskoczy na niego i go przydusi. Sędzia odliczy do trzech i Inoki wygra. Ali będzie krzyczeć: to kolejny Pearl Harbor!".

Miał zagrać dobrego Samarytanina

W amerykańskich mediach pojawia się także inna wersja. Dziennikarz bokserski Jim Murphy twierdził, że Ali miał przypadkowo trafić sędziego i posłać go na deski. Następnie z trwogą w oczach powinien sprawdzić, co stało się poszkodowanemu. Wtedy Inoki miał wykorzystać ten moment, kopnąć Amerykanina w twarz. Sędzia zaś wstać i wyliczyć Alego. Wymyślono, że Ali zgodzi się na porażkę, ale z honorem. Wszyscy mówiliby później o tym, jak to troszczył się (w zależności od scenariusza) o zdrowie Inokiego/sędziego. - Miał zagrać dobrego Samarytanina - tłumaczył Arum.

- To kiedy będzie ta próba? - zapytał Muhammad Ali Japończyków, gdy w czerwcu 1976 r. przyleciał do Tokio. Usłyszał wówczas odpowiedź, która musiała nim wstrząsnąć. - Nie będzie żadnych prób. Walczymy na serio - odparł Inoki. A później pokazał Alemu, co potrafi. Zapaśnik - w obecności boksera - wręcz szalał na treningu. Kopał rywali bez opamiętania, ciskał nimi o ziemię.

NA DRUGIEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN., CZEGO W WALCE Z ALIM NIE MÓGŁ ROBIĆ JAPOŃCZYK, DLACZEGO AMERYKANINOWI GROZIŁA AMPUTACJA NÓG I JAK UKŁADAŁY SIĘ RELACJE OBU ZAWODNIKÓW PO NIECODZIENNYM POJEDYNKU

[nextpage]

Amerykańskie media utrzymują, że w obozie Alego miało dojść wówczas do wybuchu paniki. Trener Angelo Dundee od początku był przeciwny temu pomysłowi. Podobnie jak lekarz pięściarza Ferdie Pacheco. Obawiali się, że Inoki założy mistrzowi boksu dźwignię i złamie mu rękę. Ali miał już zakontraktowany - na wrzesień 1976 r. - trzeci pojedynek z Kenem Nortonem.

- Walka z Inokim była niewiarygodnie głupim pomysłem. Dla pieniędzy ryzykował całą swoją karierę. Mógł zarobić te dolary znacznie łatwiej, bez stawiania na szali reputacji i zdrowia - mówił po latach Ferdie Pacheco.

Zapaśnik został "okaleczony"

Promotor Bob Arum - widząc, co może spotkać jego boksera - natychmiast skontaktował się z japońskimi organizatorami walki. Przedstawił im szereg żądań. Żadnego chwytania, rzucania, żadnych kopnięć - poza kopnięciami, które mogą być wyprowadzane, gdy... drugie kolano będzie miało styczność z podłożem. I jeszcze jedno: ani słowa o zmianie reguł, nikt nie może się o tym dowiedzieć. W przeciwnym razie do walki nie dojdzie, a Muhammad Ali i tak otrzyma pieniądze. Japończycy przystali na te warunki, byle tylko uratować galę.

W tym momencie Inoki został brutalnie "okaleczony". Stracił większość swoich atutów. Walka, która odbyła się 26 czerwca 1976 r. w Nippon Budokan w Tokio, zamieniła się w farsę. Po pierwszym gongu Japończyk rzucił się na Alego niczym piłkarz wykonujący desperacki wślizg. Nie trafił. Przez kilka sekund walka toczyła się w stójce, a następnie Inoki położył się na plecach. Z tej pozycji usiłował wyprowadzać kopnięcia na łydki i piszczele rywala. Tylko tak mógł zrobić krzywdę bokserowi.

Pojedynek miał podobny przebieg w kolejnych rundach. Japończyk kładł się i polował na nogi rywala. Zdezorientowany i coraz bardziej rozdrażniony Ali krzyczał do niego, by wstawał. - Inoki tchórz, nie walczy! - wrzeszczał pięściarz, który kompletnie nie wiedział, co ma zrobić z przeciwnikiem. Przez siedem rund Ali nie zadał ani jednego ciosu. - Jak miałem go znokautowć, jak on już leżał? Nie mogłem go uderzać, jak był na macie - bronił się mistrz pięściarstwa.

Fot. PAP/Newscom
Sześć ciosów Alego. W ciągu... 45 minut

Za to w szóstym starciu Ali na moment się zagapił. Złapał nogę rywala (co w bokserskich rękawicach nie było takie proste), ale ten sprytnie sprowadził go do parteru. Publiczność się ożywiła, lecz w tej płaszczyźnie obaj długo nie powalczyli. Japończyk uderzył bowiem boksera łokciem w twarz. Sędzia Gene LeBell natychmiast to wychwycił, bo i łokcie - według narzuconych przez ludzi Alego zasad - były zabronione.

- To było najokropniejsze gów**, jakie kiedykolwiek widziałem. Nic w nim się nie działo - powiedział o tokijskim starciu promotor Alego Bob Arum. Zniecierpliwieni kibice zaczęli domagać się zwrotu pieniędzy. Buczeli i gwizdali.

W całym pojedynku Muhammad Ali wyprowadził jedynie sześć (!) ciosów. Rywal był skuteczniejszy - jego kopnięcia docierały do nóg Amerykanina 64 razy. Mistrz boksu w drugiej części walki miał coraz większe problemy z poruszaniem się po ringu. Jego nogi były poranione i spuchnięte. - Pamiętam, jak patrzyłem na nogi Alego. Było na nich pełno krwiaków - wspominał sędzia Gene LeBell.

Po piętnastu rundach sędziowie ogłosili werdykt - remis. Wprawdzie Inoki miał przewagę punktową, ale jednocześnie kilka razy arbiter dopatrywał się fauli. Wyszło "na zero". Zdegustowani kibice zaczęli rzucać na ring opakowaniami jedzenia. - Nie zrobiłbym tego, gdybym wiedział, że on będzie tak walczyć - komentował zażenowany Ali. - Każdy idiota wiedział, że nie było to ustawione. Bo ustawiona walka nie byłaby taka okropna - powiedział Bob Arum.

Zaskakujący ciąg dalszy

Promotor zdradził w rozmowie z "The Guardian" w 2009 r. - zaskakującą informację. Jego pięściarz wyszedł z tego pojedynku z poważnymi obrażeniami nóg. Alego zaatakowała infekcja. - Prawie doszło do amputacji. Mógł zostać kaleką do końca życia - powiedział Arum. Po walce w Tokio Amerykanin miał stoczyć dwa pokazowe pojedynki - na Filipinach i w Korei Południowej. Zamiast tego wylądował w szpitalu, a oba eventy odwołano.

Muhammad Ali po przylocie z Japonii rehabilitował się przez dwa tygodnie w Los Angeles. Później zaś rozpoczął przygotowania do bokserskiej walki z Kenem Nortonem (wygrał z nim we wrześniu 1976 r.). Później stoczył jeszcze sześć pojedynków, ale zdaniem jego byłego lekarza Pacheco to nie był już ten sam mistrz. Podkreślał on, że brutalnie skopany przez Inokiego pięściarz nie imponował już tą pracą nóg, z której słynął przed wyprawą do Japonii.

Walka w Tokio okazała się farsą, ale ta historia ma zaskakujące zakończenie. Choć obu sportowców dzieliła bariera językowa (Inoki nie mówił po angielsku i niewiele rozumiał w tym języku), bardzo się polubili. W następnym roku Ali zaprosił Japończyka z rodziną na swój ślub. - Stali się wielkimi przyjaciółmi. Ściskali się za każdym razem, gdy się spotkali. Ali przyjechał na pożegnalną walkę Inokiego (w 1998 r. - przyp. red.) - mówił Ken Urushibara, który był tłumaczem japońskiego zapaśnika.

< Przejdź na wp.pl