Erin Phillips: Mamy pewien komfort, ale w Gdyni będzie ciężko

Krzysztof Kaczmarczyk

Wisła Can Pack Kraków wykonała swój weekendowy plan w stu procentach. Podopieczne Jose Ignacio Hernandeza miały wygrać dwa mecz i obronić atut własnego parkietu i pomimo faktu, że nie było łatwo, cel ten udało się zrealizować. Team spod znaku Białej Gwiazdy wygrał dwa mecze po wielkich trudach i jest już tylko o jedną wygraną od ponownej gry w wielkim finale Ford Germaz Ekstraklasy.

W sobotnim meczu krakowianki w ostatnich pięciu minutach meczu zdołały sobie zbudować piętnastopunktową wygraną. W drugim meczu, który rozegrano w niedzielę, gdynianki zapowiadały jeszcze lepszą grę i tak też było, a Wisła Can Pack dopiero w ostatnich sekundach przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść.

- Lotos po raz kolejny rozegrał bardzo dobry mecz. Zagrał bardzo twardo i postawił nam duży opór - powiedziała po meczu Erin Phillips, rzucająca Wisły Can Pack Kraków. - To naprawdę trudny do pokonania zespół. Do soboty Lotos miał na swoim koncie kilkanaście wygranych pojedynków z rzędu, co tylko pokazuje, jak doskonale grają. Świetną pracę z zespołem wykonuje trener i to widać na parkiecie.

Australijka dwóch pierwszych spotkań nie może zaliczyć do udanych. W pierwszym miała olbrzymie problemy ze skutecznością. Co prawda przełamała się w najbardziej odpowiednim momencie, ale patrząc na cały mecz, nie było tak kolorowo, jak w trakcie sezonu zasadniczego. W niedzielę było już lepiej, a sama zawodniczka po pierwszym celnym rzucie w pierwszej kwarcie głęboko odetchnęła.

- Musiałyśmy mocno wierzyć we własne umiejętności. Musiałyśmy wierzyć w to, że uda nam się wygrać w niedzielę i objąć prowadzenie w serii 2:0. To był nasz cel - komentuje Phillips, która w drugim półfinałowym meczu wywalczyła 11 oczek i 6 zbiórek. - Dla nas najważniejsze było grać dalej tak samo, jak zagraliśmy podczas pierwszego spotkania. Musiałyśmy utrzymać swoją pewność siebie.

IMG_0267%20copy.jpgErin Phillips próbująca minąć Milkę Bjelicę


Gdynianki pokazały pod Wawelem wielkie serce do gry i znakomitą koszykówkę, która mogła przynieść im nawet dwa zwycięstwa, na co mocno liczył m.in. szkoleniowiec Lotosu Georgios Dikaioulakos. Po tych dwóch meczach optymizmu przed pojedynkami we własnej hali w obozie mistrzyń Polski nie brakuje. W obozie Wisły zdają sobie sprawę, jak trudno będzie podczas starcia w Trójmieście.

- Jesteśmy bardzo podekscytowani faktem, że teraz czekają nas pojedynki w Gdyni. Prowadzimy w serii 2:0 więc możemy czuć się trochę bardziej komfortowo. Zdajemy sobie jednak sprawę, że dalej musimy być w pełni skoncentrowane, bowiem zespół z Gdyni jest niezwykle trudny do pokonania, zwłaszcza we własnej hali, gdzie przyjezdnym gra się bardzo ciężko. To nie będzie łatwe spotkanie dla nas i z pewnością jesteśmy przygotowane na jeszcze trudniejsze mecze w porównaniu z tymi, które odbyły się w naszej hali - zakończyła Phillips.

Mecz numer trzy odbędzie się w piątek w Gdyni. Ewentualna wygrana Białej Gwiazdy zakończy półfinałową serię w tej parze. W przypadku wygranej Lotosu trzeba będzie rozegrać jeszcze przynajmniej jeden pojedynek, który w sobotę również odbędzie się w hali sportowo-widowiskowej w Gdyni.

< Przejdź na wp.pl