/ Keystone Pictures USA / Newspix

Znany lekkoatleta był pupilkiem Hiltera?

Krzysztof Gieszczyk

Wtedy nie było tabloidów, ale z pewnością Jesse Owens był celebrytą. Zdobył cztery złote medale na igrzyskach w Berlinie, czym wprawił w kłopot nie tylko własny kraj, który zmagał się z rasizmem, ale przede wszystkim gospodarzy zawodów.

Adolf Hitler, który od 1933 roku był kanclerzem Rzeszy, musiał oglądać sukcesy "podczłowieka", jednak błędem było myślenie, że mu to przeszkadzało. To właśnie Jesse Owens jest bohaterem filmu, który w lutym wejdzie do kin. Niedawno twórcy filmu "Wyścig" zaprezentowali trailer swojej produkcji. Rolę sportowca gra Stephan Jackson, znany z filmu "Selma".

Jesse Owens (w rzeczywistości J.C., Jesse nazywał go trener z Cleveland i tak już zostało na całe życie) zwrócił uwagę ekspertów, gdy na zawodach szkół wyższych wygrał zarówno bieg na 100 jardów, jak i skok w dal. Wygrane nie pozwalały mu jednak mieszkać na terenie obozu, bowiem był czarnoskóry. Z tego powodu też jadał w innych restauracjach i nie dostawał stypendium.

W 1935 roku pobił trzy rekordy świata w ciągu 45 minut: bieg na 220 jardów, taki sam dystans z płotkami i skok w dal. Wiadomo było, że na olimpiadzie w Berlinie powalczy o złote medale. Sukcesu chciało USA, sukcesu niekoniecznie chciał Hitler. Igrzyska miały być pokazem siły Aryjczyków i potęgi rodzących się narodowosocjalistycznych Niemiec.

Owens wprawił w osłupienie nie tylko wodza Niemiec, ale cały świat. Wygrał bieg na 100 m, 200 m, skok w dal i sztafetę 4x100. - Bardzo go irytowały wygrane kogoś, kto według niego nie powinien być dopuszczony do igrzysk. Uważał, że skoro przodkowie Owensa pochodzili z dżungli, to zawodnik jest zbyt silny w porównaniu do cywilizowanych ludzi, przez to osiąga nieuczciwą przewagę - tak słowa Hitlera o sportowcu wspominał niemiecki minister sił zbrojnych, Albert Speer.

Mistrz obsługiwał windę

Władza sobie, a ludzie sobie. Stadion w Berlinie wiwatował na cześć Owensa, a organizatorzy pozwolili mu nawet mieszkać w tym samym hotelu co reszta olimpijczyków. Owens wspominał później, że na stadionie w Berlinie dostał największą owację w karierze, kiedy drugiego dnia igrzysk zdobył złoto na 200 metrów.

Po igrzyskach lekkoatletyczna kadra USA miała jechać na zawody do Szwecji. Owens odmówił, bo chciał korzystać ze sławy i zarabiać na dobrze płatnych prywatnych występach. Działacze go zawiesili, a skoro nie mógł startować na amatorskich zawodach, które podnosiły jego prestiż, to oferty sponsorskie zostały anulowane.

Po zakończeniu kariery próbował sił jako właściciel drużyny baseballowej (liga WSBA została rozwiązana dwa miesiące po założeniu), komik, operator windy czy pracownik stacji benzynowej. Na ulicach traktowano go raczej jako ciekawostkę niż prawdziwego mistrza. - Miałem cztery złote medale, ale z tego powodu nie miałem więcej jedzenia - zauważył. Zbankrutował, gdy oskarżono go o unikanie płacenia podatków. Wreszcie rząd USA zatrudnił go jako Ambasadora Dobrej Woli. Zmarł w 1980 roku na raka płuc.

Drżące ręce

Przez lata obowiązywała wersja, że Hitler wybiegł ze stadionu, kiedy jego kraj został upokorzony przez czarnoskórego zawodnika. Innego zdania był niemiecki dziennikarz sportowy, Siegfried Mischner, który relacjonował igrzyska z Berlina. Twierdził, że Owens nosił pamiątkę z tego spotkania. Była to fotografia zrobiona z Hitlerem w momencie, kiedy ściskali sobie ręce. W 1960 roku opublikował swoje wspomnienia, w których opisywał zadowolenie Owensa ze spotkania z Hitlerem. - Śmialiśmy się, że był jego pupilkiem - opowiadał Mischner.

Owens próbował zmienić wersję dziennikarza. Wg Niemca sportowiec pokazał mu kiedyś zdjęcie i powiedział, że to jego najcenniejsza pamiątka, czemu potem lekkoatleta zaprzeczał. - Widziałem go, jak potrząsał ręką Hitlera. To nieprawda, że przywódca Niemiec ignorował Owensa - wspominał Mischner.

[nextpage]


Dla powojennych Niemiec lepiej było podtrzymywać historię, że zły wódz hitlerowskiego kraju lekceważył słynnego czarnoskórego lekkoatletę. Obowiązywała wersja, że oburzony Hitler wybiegł ze stadionu, kiedy widział triumfy Owensa. Potem się spotkali, ale zdjęcie upamiętniające to wydarzenie zaginęło już dawno temu. Amerykanin twierdził, że na spotkanie szedł z niechęcią.

Tymczasem Mischner przekonywał, że fotka nie pokazała czegoś innego - Owens był przejęty i podchodził do przywódcy Niemiec z drżącymi rękami. Zdaniem byłego reportera, w USA zmuszono go, aby o tym nie mówił. - Owens mówił potem, że w Niemczech i tak traktowali go lepiej niż w ojczyźnie - opowiadał Mischner.

Zakaz jazdy autobusem

Początkowo Owens też nie chciał zmieniać tej wersji. W dniu, kiedy Amerykanin triumfował pierwszy raz, przywódca Niemiec nie pogratulował nie tylko jemu, ale i innym sportowcom, bo go nie było wtedy w Berlinie. Nie mógł więc wybiec oburzony ze stadionu. Zrobił tak pierwszego dnia IO, kiedy widział triumf innego czarnoskórego sportowca, Corneliusa Johnsona (zdobył złoto w skoku wzwyż). Niemiecka propaganda próbowała wmówić światu, że wyjazd Hitlera był zaplanowany wcześniej.

Mischner: - Hitler nie miał powodów, żeby lekceważyć Owensa. Zapominamy, że Niemcy pokazali światu swą potęgę, zgarnęli mnóstwo medali. Igrzyska były wielkim sukcesem i demonstracją mocy hitlerowców. Sukcesy Amerykanina nie zmąciły jego dobrego humoru.

Podobno Owens, jak wielu mu współczesnych, dał się nabrać nowej niemieckiej władzy. On, syn niewolników, był witany przez przywódcę wielkiego kraju, który gratulował mu sukcesów - to musiało się podobać prostemu chłopakowi z Cleveland. Po powrocie do USA wspominał, że Franklin Delano Roosevelt go nie zaprosił, nikt mu nie ściskał rąk, nie mógł nawet jeździć w przedniej części autobusu.

Nie wiedział o tym, że Niemcy oficjalnie się z niego naśmiewali. W prasie ukazywały się artykuły o tym, że Amerykanie - żeby pokonać aryjską rasę - muszą wynajmować podludzi jak Owens. Jak na ironię lekkoatleta biegał w butach wyprodukowanych przez fabrykę niemieckich braci Dasslerów. Jeden z nich, Adolf, założył wkrótce firmę "Adidas", jego brat Rudolf - "Pumę".

< Przejdź na wp.pl