PAP/EPA / Kontuzjowany Usain Bolt podczas finału sztafety 4x100 metrów na MŚ w Londynie

MŚ Londyn 2017. Szok odmieniany przez wszystkie przypadki

Tomasz Skrzypczyński

Teza, że życie bywa nieprzewidywalne, to banał. Truizm ten jednak powtarzali niemal wszyscy opuszczający w sobotni wieczór Stadion Olimpijski w Londynie. Dramat Usaina Bolta przejdzie do historii sportu. To nie banał.

Z Londynu Tomasz Skrzypczyński 

Przypadek sprawił, że minęli się w korytarzach Stadionu Olimpijskiego. Mohammed Farah i Usain Bolt wymienili kilka słów, a na koniec się uściskali. Obaj w sobotę żegnali się definitywnie z londyńską publicznością. Jeden był już po dekoracji, drugi zmierzał na bieżnię, by wywalczyć tam przepustkę. Nie dotarł nawet do mety.

Wspierany przez blisko 60 tysięcy kibiców Farah zakończył swoją karierę z mistrzostwami świata srebrnym medalem w biegu na 10 000 metrów. Dla wielu Brytyjczyków to jednak zawód - spragniony sukcesów naród liczył na złoto. Co jednak mają powiedzieć miliony fanów Jamajczyka?

Jego bieg na ostatniej zmianie sztafety 4x100 metrów trwał zaledwie kilka sekund. Chwilę po odebraniu pałeczki Usain Bolt z wielkim grymasem bólu złapał się za lewą nogę i upadł na bieżnię. Szok, szok, szok. Żadne inne słowo lepiej nie odda tego, co poczuł wtedy każdy z widzów.

ZOBACZ WIDEO Paweł Fajdek: Mam nadzieję, że pojadę jeszcze na trzy igrzyska 

Można było się zastanawiać, czy Jamajka zdobędzie złoto. Można było analizować, czy Bolt da radę doprowadzić tam swoją drużynę. Absolutnie nikt nie przewidywał jednak takiego scenariusza. Wielki Bolt, legenda, ikona sportu, pożegnał się z karierą leżąc twarzą do bieżni Stadionu Olimpijskiego.

Ale czy na pewno definitywnie ją zakończył? Paradoksalnie, dramat jaki wydarzył się w sobotni wieczór daje nadzieję kibicom, że to jeszcze nie finisz. Że Bolt nie dobiegł nie tylko do mety sztafety, ale i swojej kariery. Trudno bowiem przypuszczać, by chciał w taki sposób pożegnać się ze sportem.

Bo można mieć w dorobku 19 złotych medali igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata, rekordy globu, ale i tak w pamięci tysięcy kibiców na hasło "Usain Bolt" zostanie obraz Jamajczyka jęczącego z bólu na londyńskim tartanie. Wątpliwe, by tego chciał sam zainteresowany, a także jego sponsorzy.

Usain Bolt leżący na bieżni Stadionu Olimpijskiego w Londynie
Kolejnym szokiem było to, komu ostatecznie udało się dobiec do mety na pierwszym miejscu. Dzięki swoim sprinterom wreszcie okrzykiem radości wybuchnęli gospodarze. Brytyjczycy niespodziewanie pokonali faworyzowanych Amerykanów, bijąc przy okazji rekord Europy.

***

Szoku w sobotni wieczór doznała także Kamila Lićwinko, i to na dobrą godzinę przed upadkiem Usaina Bolta. Polka zdobyła brązowy medal w konkursu skoku wzwyż, co samo w sobie nie jest zaskoczeniem. Była kandydatką do podium, skakała w tym sezonie bardzo dobrze. Ale jak sama przyznała, to nie był jej dzień i sama nie do końca wierzyła w końcowy sukces.

 - Nie do końca wierzyłam, że skoczę 1.99 - zdradziła po konkursie. Udało się, a jej radość trudno opisać. Była tak samo szczęśliwa, jak i zaskoczona pokonaniem wysokości, co dało jej trzecie miejsce na podium.

Tym samym Lićwinko sięgnęła po swój pierwszy medal MŚ na otwartym stadionie. I to rok po tym, jak zastanawiała się już na końcem kariery. Po dziewiątym miejscu w Rio de Janeiro przybita 30-latka miała wątpliwości, czy nie zejść ze sceny.

 - Przeszło mi wtedy przez myśl, że chyba czas dać sobie spokój. Jednak odpoczęłam trochę i zdecydowałam, że nie mogę się poddać i muszę zawalczyć. Tak zrobiłam i bardzo się z tego cieszę - powiedziała po konkursie.

Tak i my wszyscy, bo był to już siódmy krążek Biało-Czerwonych na MŚ w Londynie. Medalowa tabela coraz bardziej się do nas uśmiecha.

< Przejdź na wp.pl