Gorąca noc dla Pogoni Szczecin

Sebastian Szczytkowski

Porażka 0:1 z Lechią Gdańsk spotęgowała wściekłość w obozie Portowców. Gorąco było w trakcie piątkowego pojedynku i po jego zakończeniu.

Pasmo niepowodzeń Pogoni Szczecin trwa od grudnia, gdy przegrała 0:1 z Piastem Gliwice. Zima miała być czasem, w którym trener Jan Kocian wdroży w zespole swój autorski pomysł, natomiast trudno powiedzieć, czego nauczył podopiecznych. Portowcy przegrali trzy mecze, zremisowali dwa i z taką grą stają się kandydatem do spadku z T-Mobile Ekstraklasy.

W piątek ulegli 0:1 Lechii Gdańsk po trafieniu Sebastiana Mili. Poczynali sobie nieskładnie, bez koncepcji i tak naprawdę tylko na początku drugiej połowy przejęli kontrolę nad wydarzeniami. Już przed pierwszym gwizdkiem czuć było napięcie, a furorę w sieci zrobiła akcja skłonienia sterników klubu, by przywrócili na ławkę Dariusza Wdowczyka. Kocian nie daje kibicom żadnych argumentów, by zapomnieli o poprzedniku.

- Gramy fatalnie. Nie ma nas ani z przodu, ani z tyłu, natomiast jesteśmy rozwaleni po całym boisku. Brak słów na to wszystko - grzmiał Rafał Murawski przed kamerą klubowej telewizji. - Mówimy sobie w szatni mocne słowa, ale to się kompletnie nie przekłada na boisko. Nasz plan na mecz z Lechią legł w gruzach po szybko straconym golu. Sebastian Mila dostał asystę z głowy praktycznie z połowy boiska. To jest jakieś nieporozumienie.

Pogoń Szczecin nie ma recepty na przerwanie serii niepowodzeń
Podczas meczu kibice kilkakrotnie kwitowali grę podopiecznych Jana Kociana gwizdami i wymownymi okrzykami. Skandowali też personalia Wdowczyka. Obecna drużyna jest tylko cieniem tej z poprzedniego sezonu, choć personalnie nie została osłabiona, a teoretycznie wzmocniona.

- Brakowało z naszej strony gry, komunikacji oraz pokazywania się do piłki i to było widać gołym okiem. W pierwszej połowie nie stworzyliśmy sobie sytuacji podbramkowej, a po przerwie może z dwie. Poszły mocne słowa, ale musimy sobie takie powiedzieć. Nie możemy tak grać. To jest brzydkie do oglądania. W Pogoni jest potencjał, są umiejętności, więc coś trzeba z tym zrobić. Każdy powinien spojrzeć w lustro i zastanowić się czy chce tak grać dalej - powiedział Michał Janota.

Po ostatnim gwizdku piłkarze skoszarowali się w szatni na ponad godzinę. Nie wyszli do dziennikarzy, natomiast czekali na dyrektora sportowego, Macieja Stolarczyka, z którym odbyli rozmowę. Była już sobota, gdy opuścili budynek klubowy. Z przedstawicielami mediów rozmawiać nie zamierzali, więc zastosowali taktykę "na przeczekanie". To nie pierwsza tego typu zagrywka w 2015 roku. Po porażce z Górnikiem Łęczna wręcz wybiegli całą grupą.

Przed przerwą reprezentacyjną Pogoń ma do rozegrania jeden, domowy mecz z PGE GKS-em Bełchatów. Nie wiadomo, czy trener Kocian dostanie jeszcze tę jedną szansę na wyciągnięcie zespołu z kryzysu. Na pewno ze zdwojoną siła rozpocznie się giełda nazwisk na jego następcę. Faworyt kibiców jest jeden – Dariusz Wdowczyk. W spekulacjach pojawili się także Franciszek Smuda i Tomasz Kafarski.

< Przejdź na wp.pl