Newspix / Wojciech Szubartowski / PressFocus

Piłkarz 9. kolejki. Grzegorz Bonin - reaktywacja

Jacek Stańczyk

Dla poważnego futbolu mógł już być stracony, chciał kończyć z piłką. Grzegorz Bonin dostał jednak jeszcze jedną szansę, sam też ją sobie dał. I tylko się cieszyć. To nasz Piłkarz 9. kolejki.

Koronie Kielce strzelił dwa cudowne gole, do tego asystował przy ostatnim. Górnik Łęczna rozbił gości aż 4:0. To były jego pierwsze trafienia w tym sezonie. I w końcu mecz, który pokazał że może i musi być liderem tej drużyny. Tak jak to było rok temu, gdy jesień miał znakomitą. Strzelił wtedy sześć goli, był motorem napędowym łęcznian. Wiosną dołożył już tylko dwa trafienia. 

Mecz z Koroną był potwierdzeniem, że możliwości wciąż ma olbrzymie. - Pierwsza to taki centrostrzał, ale ważne, że wpadło. Przede wszystkim cieszy wiara w to, że może się udać i podjęcie decyzji. Siadło idealnie i z tego trzeba się cieszyć - opowiadał po meczu o pierwszym trafieniu. 

Grzegorz Bonin to piłkarz, który trzy lata temu poważnie rozważał zakończenie kariery. Po rozstaniu z Górnikiem Zabrze nie miał klubu. W kwietniu w rozmowie z "Piłką Nożną" opowiadał tak: 

 - Klubu nie miałem, z ekstraklasy propozycje nie przychodziły, menedżer dzwonił do klubów pierwszoligowych, ale odpowiedź była jedna - na niego nas nie stać. Nikt nawet nie zapytał, za ile ten Bonin chce grać. Z łatką gościa zarabiającego nie wiadomo jakie pieniądze, nie łatwo szuka się pracy. 

ZOBACZ WIDEO: Pazdan: zamieszanie z trenerem nie pomaga nam... 

 - Co pół roku zmieniałem klub. To był gwóźdź do trumny. Przychodziłem do jednego zespołu, oczywiście z tą swoją łatką, więc oczekiwano ode mnie cudów, do klubów trafiałem jednak w różnych etapach przygotowań, w takich okolicznościach trudno o dobrą formę, brakuje stabilizacji. Błąkałem się tak chyba przez dwa lata. Miałem dość, rodzina też ciężko znosiła kolejne przeprowadzki. Jakbym miał jechać z Pomorza, skąd pochodzę, gdzieś na drugi koniec Polski do Kolejarza Stróże, siedzieć tam z dwójką dzieci za pięć tysięcy złotych, wolałbym dać sobie spokój z piłką. Nie chciałem obijać się o jakieś drużyny z niższych lig, grać właściwie bez perspektyw.

Planu B na życie, jak dodawał, przygotowanego nie miał. A ta łatka piłkarza grającego za nie wiadomo jakie pieniądze wzięła się z czasów gry w Polonii Warszawa. Józef Wojciechowski płacił dużo, w mediach krążyły różne sumy. Bonin na dodatek grał słabo. A że były właściciel stołecznej drużyny jest postacią dosyć nerwową, toteż szybko postanowił Bonina się pozbyć. Średnio udane miał potem przygody z ŁKS Łódź, czy Pogonią Szczecin. Sukcesem nie był też powrót do Zabrza. 

W końcu po piłkarza, który dziesięć lat temu ocierał się nawet o reprezentację Polski (zagrał w niej jeden mecz), sięgnął Górnik Łęczna. To było w czerwcu 2013 roku. Do dzisiaj dla tego klubu rozegrał 110 meczów, strzelił 25 goli, 19 razy asystował.

Dla ligi został ostatecznie odzyskany.

< Przejdź na wp.pl