Beniaminek skuteczny do bólu - relacja z meczu AZS Uniwersytet T-H Radom - Śląsk Wrocław

Piotr Dobrowolski

Od momentu objęcia prowadzenia radomscy szczypiorniści dzielnie walczyli ze Śląskiem Wrocław. Gdy stracili przewagę, do końca spotkania już jej nie odzyskali. AZS Radom przegrał u siebie 28:33.

I tym razem własna hala nie okazała się atutem radomian. Po ubiegłotygodniowej porażce z Gwardią Opole, Akademicy znów musieli przełknąć gorzką pigułkę. Początek spotkania, a nawet cała pierwsza połowa, nie zapowiadały jednak takiego obrotu wydarzeń.

Choć starcie lepiej rozpoczęli wrocławianie, uzyskując prowadzenie 2:0, to przez późniejsze długie fragmenty inicjatywa należała do gospodarzy. Szymon Fugiel nie wykorzystał sytuacji sam na sam przy stanie 1:2, ale w 9 minucie jego ekipa objęła prowadzenie po debiutanckiej bramce Wiktora Malinowskiego.

Różnica na korzyść radomian mogła być dużo wyższa, gdyby wykańczali oni wszystkie okazje do zdobycia goli. Poza nieskutecznością, w oczy rzucała się również duża liczba strat. Niemniej, grając nawet w podwójnym osłabieniu, gdy w bardzo krótkim odstępie czasu dwie minuty kary otrzymał Paweł Świeca, a po chwili jego drużyna za zbyt dużą ilość zawodników na boisku, to nie przeszkodziło to Uniwersytetowi w dyktowaniu tempa.

Rzut karny przestrzelił Piotr Swat, a po chwili rywale "odskoczyli" na trzy trafienia, głównie za sprawą Damiana Cuprysia. Kapitalną indywidualną akcję na 8:6 przeprowadził Grzegorz Mroczek. Potem przez długi okres czasu żadnej z ekip nie udało się zdobyć bramki, w czym duża zasługa bramkarzy - Krzysztofa Polita i Marcina Schodowskiego. W końcówce pierwszej połowy lepiej spisali się przyjezdni. Do remisu 9:9 doprowadził Bogumił Baran, który moment później nabawił się kontuzji i do końca spotkania nie pojawił się już na boisku.

Otwarcie drugich trzydziestu minut należało jeszcze do gospodarzy. Gdy doszło do "wymiany ciosów" z obu stron, lepiej w tej walce spisywał się beniaminek zaplecza ekstraklasy. - Mamy dłuższą ławkę, bardziej wyrównany skład. To zaważyło o rezultacie - powiedział po zakończeniu zawodów Daniel Grobelny. Rzeczywiście, ten element był jedną z przyczyn zwycięstwa Śląska, choć trzeba przyznać, iż najpierw sprawy w swoje ręce wzięli najbardziej doświadczeni zawodnicy zespołu, z Jackiem Będzikowskim na czele.

Gol lidera i jednego z najlepszych strzelców ekipy w tym meczu (6 trafień) dał wrocławianom prowadzenie 15:14. To był moment przełomowy sobotniej potyczki. Następnie boiskowe wydarzenia przebiegały bowiem już po myśli podopiecznych Tomasza Folgi. Gra radomian kompletnie się posypała, zaś przeciwnicy bezlitośnie ich punktowali. Nie dość, że bramkę zdobył Damian Krzywda, to dwie minuty kary otrzymał Cupryś.

W ostatnim kwadransie Uniwersytet Technologiczno-Humanistyczny rzucił się do odrabiania strat. Dobrze spisywał się w defensywie, jednak brakowało wykończenia kontrataków, przede wszystkim wskutek świetnych interwencji Bartłomieja Pawlaka. To, co wybronił, momentalnie na gola zamieniali jego koledzy.

AZS Uniwersytet T-H Radom - Śląsk Wrocław 28:33 (12:12)

AZS: Polit, Bury - Świeca 6, Cupryś 5, Malinowski 5, Mroczek 4, Fugiel 4, Kacprzak 2, Kwaśny 1, Kalita 1

Śląsk: Schodowski, Pawlak - Będzikowski 6, Swat 6, Herudziński 4, Szabat 4, Zadura 4, Baran 3, Krzywda 2, Jędrzejewski 2, Kłos 1, Grobelny 1

< Przejdź na wp.pl