/ PAP/EPA/GEORGI LICOVSKI

Mistrz Polski upokorzony w Skopje! Vive rozbite przez Vardar

Łukasz Wojtczak

W spotkaniu 6. kolejki Ligi Mistrzów szczypiorniści Vive Tauronu Kielce wysoko przegrali na wyjeździe z macedońskim Vardarem Skopje 24:34.

Oba zespoły miały przed tym meczem swoje problemy kadrowe. W ekipie mistrza Polski zabrakło przede wszystkim dwóch podstawowych rozgrywających - kontuzjowanego Krzysztofa Lijewskiego i zawieszonego za czerwoną kartkę Urosa Zormana. Kielczanie zdawali sobie sprawę, że mecz w stolicy Macedonii będzie niezwykle trudny. Vardar przystępował do niego z pozycji lidera grupy B. - To jeden z najlepszych klubów w Europie - mówił trener Talant Dujszebajew. Jego podopieczni musieli również zmierzyć się żywiołową bałkańską publicznością. Jednak celem Vive było zdobycie w tej bitwie dwóch punktów i wykorzystanie potknięcia skopijczyków w ostatnim pojedynku z KIF Kolding.

Spotkanie znacznie lepiej rozpoczęli gospodarze, którzy po efektownych golach z drugiej linii Sergieja Gorboka i Timura Dibirova, prowadzili 2:0. Vardar od pierwszych minut bardzo dobrze prezentował się w obronie, toteż kielczanie mieli problemy z wypracowywaniem dogodnych pozycji strzeleckich. Na domiar złego mistrzowie Polski zanotowali kilka strat w ofensywie, narażając się na szybkie kontrataki. Jeszcze w 9. minucie Vive miało na koncie zaledwie jedną bramkę, autorstwa Grzegorza Tkaczyka. Rywale zdobyli ich wówczas już cztery. Co gorsza, do tego czasu podopieczni Talanta Dujszebajewa, już dwukrotnie musieli radzić sobie w osłabieniu. Z każdą minutą coraz bardziej rozgrzewał się natomiast golkiper Macedończyków, Arpad Sterbik.

Jednak kielczanie absolutnie nie zamierzali składać broni. Przeciwnie, kilka dobrych akcji w obronie wystarczyło, żeby w 12. minucie, po trzech trafieniach z rzędu, doprowadzić do stanu 6:5. Dobrze w tym okresie prezentował się Manuel Strlek. Ale Vive nie potrafiło doprowadzić do remisu, a po chwilowej dekoncentracji, gospodarze niesieni głośnym dopingiem, ponownie odskoczyli (10:7). Prawdziwą zmorą polskiej defensywy był Timur Dibirov. Kolejnym zmartwieniem Vive okazało się drugie 2-minutowe wykluczenie dla Denisa Bunticia, już w 18. minucie meczu. Chorwat, pod nieobecność Lijewskiego, był jedynym prawym rozgrywającym w ekipie gości. Łotewscy sędziowie sypali zresztą karami jak z rękawa!

Po 20. minutach wynik brzmiał 11:9. Na boisku toczyła się gra nerwów i prawdziwa fizyczna wojna. Znakomicie w ekipie kieleckiej wprowadził się na boisko Karol Bielecki, który bombardował bramkę rywali z dystansu. Także Marin Sego wielokrotnie ratował skórę Żółto-Biało-Niebieskim, nawet w sytuacjach sam na sam. Końcówka pierwszej połowy należała do skopijczyków, którzy wykorzystując częstą przewagę liczebną, bezlitośnie punktowali. Kielczanie popełniali przy tym błędy w obronie i długo nie mogli opanować sytuacji. W efekcie do szatni obie siódemki schodziły przy wysokiej przewadze mistrzów Macedonii 18:14. Najbardziej niepokojąca dla zespołu polskiego była wysoka ilość straconych goli.

Po zmianie stron trener Vive zdecydował się na zmianę w bramce, Marina Sego zastąpił Sławomir Szmal. Jednak wynik otworzył ten sam zawodnik, który zaczął strzelanie w tym pojedynku - Sergiej Gorbok, a kiedy nie pomylił się również Chorwat Luka Cindrić, sytuacja mistrzów Polski zrobiła się dramatyczna (20:14). Tym bardziej, że Vive nie potrafiło wykorzystać nawet gry w przewadze. W 35. minucie było już 23:15, kielczanie przypominali mocno zamroczonego boksera i pozwalali gospodarzom bezkarnie wyprowadzać kontry... Talant Dujszebajew nie miał wyjścia i poprosił o czas. 

Niewiele to jednak pomogło, kielczanie nie potrafili wyjść z letargu, a rozpędzony Vardar grał jak natchniony. Jednocześnie kibice na trybunach niesamowicie nieśli swój zespół. Kielczanie starali się wrócić jeszcze do gry, ale dawno nie byli w aż tak ciężkiej sytuacji. Jedyną rzeczą, która mogła odwrócić losy pojedynku, było potężne doświadczenie Vive w Lidze Mistrzów. W 42. minucie było 26:20. Straty mogły być mniejsze, gdyby Bielecki nie przestrzelił rzutu karnego. Na drodze znów stanął fenomenalny Sterbik. Dziurawa obrona kielczan powodowała, że Macedończycy bardzo łatwo zdobywali bramki. Trudno więc było marzyć o dobrym rezultacie. Na kwadrans przed końcem Timur Dibirow wpisał się na listę strzelców po raz ósmy, a gospodarze uzyskali 10 goli przewagi!

Ostatnie fragmenty nie mogły odwrócić losów spotkania. Rozbici kielczanie nie potrafili już podnieść się z kolan. Walka bardziej toczyła się o uniknięcia pogromu, co w przypadku Vive było w ostatnich latach nieprawdopodobne. Tempo także nieco spadło, ale w 51. minucie gospodarze nadal mieli 10 goli więcej (31:21). Nawet po wywalczenie rzutów karnych, mistrzowie Polski nie byli w stanie zamienić ich na bramki, co najlepiej oddawało stan psychiki kielczan. Mylili się Julen Aguinagalde, Karol Bielecki, Ivan Cupić, Denis Buntić... Ostatecznie po fatalnym meczu Vive Tauron Kielce przegrało z Vardarem Skopje 24:34.

Vardar Skopje - Vive Tauron Kielce 34:24 (18:14)

Vardar: Angelov, Sterbik - Abutović, Brumen 1, Cindrić 2, Dibirov 8/2, Dujszebajew 3, Gorbok 8, Karacić 1, Lacković, Lazarov 3, Manaskov, Maqueda 1, Marsenić, Shinshkarev 4, Toskić 3.
Karne: 2/3
Kary: 12 min.

Vive: Sego, Szmal - Aquinagalde 7/1, Bielecki 3, Buntić 1, Chrapkowski 1, Cupić 1, Jachlewski, Jurecki 3, Kus 1, Reichmann 3, Strlek 3, Tkaczyk 1.
Karne: 1/5
Kary: 14 min.

Kary: Vardar - (Abutović - 4 min.; Dujszebajew, Lacković, Marsenić, Manaskov po 2 min.); Vive - (Buntić, Chrapkowski - 4 min.; Kus, Jachlewski, Tkaczyk po 2 min).

Widzów: 5.500

Sędziowie: Zigmars Stolarovs, Renars Licis (Łotwa).

 Brzyski: w pierwszej połowie zagraliśmy dramatycznie
 

< Przejdź na wp.pl