WP SportoweFakty / Michał Domnik / Na zdjęciu: reprezentacja Polski w piłce ręcznej

Duży wyczyn Polaków. Złamali żelazną czeską defensywę

Marcin Górczyński

Polscy szczypiorniści wygrali w sparingu z Czechami 37:36. Cieszy nie tyle samo zwycięstwo, co skuteczność. Nasi południowi sąsiedzi kładą ogromny nacisk na obronę i bardzo rzadko tracą tyle bramek.

Za kadencji Piotra Przybeckiego Polacy tylko raz rzucili więcej goli, w dodatku amatorom z Cypru (46:13), więc nie należy traktować tej statystyki poważnie. 37 bramek przeciwko Czechom to inny kaliber - rywale słyną z żelaznej defensywy. Jeszcze dwa dni wcześniej w Katowicach stłamsili Biało-Czerwonych, postawili mnóstwo bloków i pozwolili jedynie na 21 trafień. 

Odkąd Daniel Kubes w 2014 roku zaczął pracę z kadrą, Czesi zdecydowanie poprawili postawę pod własną bramką. W końcu jeden z ich selekcjonerów przez lata był postrachem najlepszych zawodników w Bundeslidze. Na ostatnich mistrzostwach Europy defensywa okazała się kluczem do zaskakujących wyników - zwycięstw z Duńczykami, Węgrami i ostatecznie szóstego miejsca. 

Na turnieju w Chorwacji tylko raz, na inaugurację z Hiszpanami, stracili więcej niż 30 bramek (32:15). Tendencja zwyżkowa trwa zresztą od kilku lat. Jeszcze w el. ME 2016 Francja rzucała im ponad 40 bramek. W kwalifikacjach do ostatniego czempionatu tylko Macedończycy regularnie znajdowali sposób na Czechów (32:28).

Sam trener Przybecki zwracał uwagę, że Czesi zrobili ogromny postęp w destrukcji, dlatego cieszy skuteczność Polaków na tle tak solidnej defensywy. Biało-Czerwoni wyciągnęli wnioski z porażki w Katowicach (21:25). Wypracowywali pozycje dla Tomasza Gębali, Paweł Paczkowski radził sobie pod presją rywali, a Arkadiusz Moryto szybko wznawiał akcje, zyskiwał i wykorzystał karne oraz nie mylił się z prawego narożnika. Ta trójka rzuciła w sumie 27 bramek. Uczciwie trzeba jednak przyznać, że czescy golkiperzy tym razem głównie statystowali. Koledzy nie pomagali Martinowi Galii, a weteran nie ratował zespołu tak jak w pierwszym spotkaniu.

Druga sprawa, to dziurawa polska obrona. Szczypiorniści poszli na wymianę ognia. Nie radzili sobie z czeskimi snajperami, bezkarnie przedzierali się Ondrej Zdrahala i Stanislav Kasparek, dopiero trzeci z golkiperów, Adam Morawski, spotykał się z piłką. W ciągu ostatniego roku jedynie Norwegowie i Hiszpanie częściej karali Biało-Czerwonych (22:41 i 22:37). Wciąż cała litania problemów do rozwiązania, ale przynajmniej w ataku widać progres - z solidnym europejskim przeciwnikiem reprezentacja Przybeckiego nie mogła pochwalić się takim dorobkiem.

ZOBACZ WIDEO: Rafał Przybylski apeluje do młodych: Nie bójcie się i jedźcie!
 

< Przejdź na wp.pl