Od Anastasiego do złota mistrzostw świata, czyli siatkarski alfabet 2014 roku

Marcin Olczyk

W minionych dwunastu miesiącach siatkarskich emocji nie brakowało. Redakcja serwisu SportoweFakty.pl postanowiła alfabetycznie podsumować najważniejsze wątki kończącego się roku.

A jak Anastasi Andrea czyli triumfalny powrót z siatkarskich zaświatów. Włoski fachowiec po serii niepowodzeń na stanowisku selekcjonera reprezentacji Polski (IO 2012, LŚ 2013, ME 2013) ponad rok temu musiał rozstać się z biało-czerwoną kadrą. Na powrót na ławkę trenerską czekał cierpliwie, odrzucając po drodze kilka intratnych ofert. Ku zaskoczeniu wielu kibiców, przekonała go dopiero propozycja z Gdańska. Anastasi w znakomitym stylu przejął Lotos Trefl, w którym trwała właśnie rewolucja kadrowa, składając z kolejnych klocków (niektórych niedocenianych, innych skazywanych na siatkarską emeryturę) zespół, który błyskawicznie rzucił wyzwanie ligowym hegemonom. Doświadczony Włoch nie bał się ryzyka powrotu do siatkówki klubowej, w której nigdy nie wiodło mu się rewelacyjnie i budowy zupełnie nowego zespołu przy olbrzymiej presji oczekiwań. I po raz kolejny udowadnia, że nie ma dla niego zadań niemożliwych.

B jak Bednaruk Jakub i jego młode wilki. Choć z pustego nalać nie potrafił nawet wielki król Salomon, z zadaniem tym problemu (i to już od dłuższego czasu) wydaje się nie mieć były rozgrywający między innymi Jastrzębskiego Węgla. Obecny szkoleniowiec AZS-u Politechnika Warszawska z roku na rok wydaje się mieć w stolicy coraz mniejsze możliwości i coraz młodszych i mniej znanych zawodników, a wyniki wciąż osiąga ponadprzeciętne. Po dwóch szóstych miejscach na koniec poprzednich sezonów wcale nie jest powiedziane, że w kolejnych rozgrywkach, mimo znacznie większej konkurencji, nie będzie mu dane powtórzyć tego wyniku. Pod jego batutą eksplodowały w ostatnich miesiącach talenty Michała Filipa i Aleksandra Śliwki. Bednaruk to niewątpliwie jedna z barwniejszych postaci PlusLigi, ale i fachowiec, który naprawdę czuje siatkówkę.

C jak Chemik Cuccariniego, czyli bezkonkurencyjna w kraju i coraz groźniejsza w Europie ekipa z Polic. Aktualny mistrz Polski w minionych dwunastu miesiącach nie przegrał ani jednego meczu ligowego, w cuglach sięgając po tytuł i zachowując miano lidera Orlen Ligi na koniec 2014 roku. Jesienią zespół z województwa zachodniopomorskiego zdążył już mocno zaznaczyć swoją obecność na arenie międzynarodowej, odprawiając z kwitkiem wielką Rabitę Baku i napędzając stracha Dynamu Kazań - najlepszej ekipie poprzedniej edycji Ligi Mistrzyń. Czy w 2015 roku Polska doczeka się medalu w najbardziej prestiżowych siatkarskich rozgrywkach klubowych kobiet?

Ikona polskiej siatkówki niemal z miejsca nadała Chemikowi mistrzowski rys
D jak dekoder, czyli awantura o transmisje. Władze telewizji, która nabyła pełnię praw do pokazywania polskiego mundialu zbulwersowały rzesze polskich kibiców siatkówki, ogłaszając, niemal w przeddzień mistrzostw świata, że impreza zostanie zakodowana, a w paśmie otwartym obejrzeć będzie można jedynie mecz otwarcia. Ta decyzja, choć podyktowana czynnikami ekonomicznymi, okazała się sporym ciosem wizerunkowym dla nadawcy (nie do końca wiadomo też, na ile bolesny dla kibiców zabieg powiódł się finansowo). Najskuteczniejszym dekoderem okazał się ostatecznie... Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, który na finiszu turnieju w prywatnej rozmowie przekonał właściciela telewizji do odkodowania finału mistrzostw świata, jeśli znajdą się w nim biało-czerwoni. Dzięki temu najpiękniejszy moment roku i jeden z piękniejszych w historii naszego sportu obejrzało około 17 milionów (czyli 45 proc.) Polaków.

E jak europejskie puchary, czyli nieopłacalne wojaże po całym kontynencie. Jak podkreśla wielu siatkarskich działaczy, starty na arenie międzynarodowej, zamiast generować zyski, w większości przypadków przynoszą klubom jedynie straty, a jedynie dobry wynik w rozgrywkach Ligi Mistrzów, jest w stanie zaowocować dodatnim saldem finansowym. Z tego powodu przed sezonem 2014/2015 PZPS nie był w stanie znaleźć w Polsce ŻADNEGO chętnego do startu w Pucharze Challenge. W tych samych rozgrywkach, zgodnie ze słowami jednego z zawodników, złotego seta w 1/16 finału celowo przegrał klub Unirea Dej, którego nie było stać na dalszy udział w turnieju.

F jak Francja, czyli w 2014 roku kraj siatkarsko bardzo nam bliski. Trójkolorowi, choć z polskiego mundialu wrócili do domu bez medali, ze swojego występu na MŚ (dotarli do półfinału i przegrali go dopiero po tie-breaku z wielką Brazylią) mogą być zadowoleni. Myśląc o Francji powody do radości mają też niewątpliwie miliony polskich kibiców siatkówki, ponieważ to właśnie pochodzący z tego kraju trenerski duet Antiga-Blain doprowadził polski zespół do mistrzostwa świata. Chwilę wcześniej liga francuska i "warsztat" Philippe'a Blaina pozwoliły w pełni rozbłysnąć gwieździe niedocenianego i przez wielu spisanego już na straty Mateusza Miki. Rosły przyjmujący przebojem wdarł się do kadry i szybko wywalczył sobie w niej podstawowe miejsce, sięgając z kolegami we wrześniu po wymarzone, choć do niedawna wydające się nierealnym, mistrzostwo świata.

"To co, może Mika?"
G jak Glinka-Mogentale Małgorzata, czyli legenda w drodze po kolejne trofea. Najbardziej utytułowana polska siatkarka na koniec kariery, jak sama półtora roku temu przekonywała, postanowiła wrócić do ojczyzny, by zdobyć brakujące w jej prywatnej kolekcji mistrzostwo Polski. Z realizacją tego celu w barwach Chemika nie miała najmniejszego problemu, ale w Policach stworzono tak sprzyjające warunki, że odejście na sportową emeryturę "Maggie" odroczyła przynajmniej o kolejny rok. W międzyczasie spróbuje jeszcze wprowadzić swój klub na europejskie salony. Medal Ligi Mistrzów z Chemikiem, po pierwszych meczach fazy grupowej, wcale nie wydaje się być nierealny. Szkoda tylko, że rok 2014 ikona polskiej siatkówki rozpoczęła tak fatalnie, od powrotu do reprezentacji zakończonego blamażem w walce o przepustkę na MŚ...

[nextpage]

H jak Hill Kimberly, czyli MVP mistrzostw świata siatkarek prosto z Orlen Ligi. Amerykańska przyjmująca sezon 2013/2014 spędziła w Polsce, ale po jej występach w naszych halach mało kto spodziewać mógł się, że jesienią nie tylko sięgnie po tytuł mistrzyni świata, ale też zgarnie nagrodę dla najbardziej wartościowej zawodniczki mundialu! Okazało się jednak, że znacznie lepszą rękę miał do niej Karch Kiraly w reprezentacji niż Teun Buijs w PGE Atomie Treflu Sopot. 25-letnia Amerykanka po roku spędzonym w Orlen Lidze przeniosła się do Serie A, gdzie występuje w barwach Igor Gorgonzola Novara.

I jak irańscy siatkarze szturmujący świat. Oczywiście progres siatkarzy z Azji trwał już od jakiegoś czasu, ale w 2014 roku już pod wodzą Slobodana Kovaca Mir Saeid Marouflakrani i spółka najpierw w Lidze Światowej siłą wdarli się do światowej czołówki (4. miejsce w final six we Florencji kosztem między innymi mistrzów olimpijskich Rosjan), a następnie potwierdzili mocarstwowe aspiracje, dostając się w dobrym stylu do najlepszej szóstki polskiego mundialu. Jak zresztą przyznał później serbski szkoleniowiec, choć szkoda zmarnowanej szansy na lepszy wynik na MŚ, najważniejszy w minionym roku dla reprezentacji Iranu był sukces w igrzyskach azjatyckich (za dobry wynik na tym turnieju siatkarze mieli obiecane solidne premie), a w nich Persowie okazali się bezkonkurencyjni.

Irańczycy mieli w minionym roku wiele powodów do radości
J jak Jastrzębski Węgiel, czyli w Europie jak po swoje. Ekipa ze Śląska już drugi raz pod wodzą Lorenzo Bernardiego dostała się o własnych siłach do final four Ligi Mistrzów. Tym razem jednak w dobrym stylu poprawiła wynik z 2011 roku, sięgając po brązowy medal tych prestiżowych rozgrywek, pokonując w decydującym meczu wielki Zenit Kazań. Najlepiej punktującym turnieju finałowego został Michał Łasko, a wśród libero na wyróżnienie zasłużył Damian Wojtaszek. Wcześniej trzeci zespół PlusLigi śpiewająco przebrnął przez fazę grupową (dramatyczna wygrana z Halkbankiem) i pucharową LM (odprawiając między innymi Asseco Resovię Rzeszów), a swój triumfalny marsz zakończył dopiero w półfinale rozgrywek na naszpikowanym gwiazdami gospodarzu z Ankary.

K jak Kurek Bartosz, czyli mistrzostwo Włoch (nie) zobowiązuje. Wielu kibiców miało nadzieję, że opromieniony zdobyciem "scudetto" przyjmujący, nie tylko będzie mocnym punktem "odnowionej" reprezentacji Polski, ale wręcz stanie się liderem walczących na swoim terenie o medal mistrzostw świata biało-czerwonych. Stało się jednak zupełnie inaczej. Zmęczony Kurek, który borykał się po sezonie ligowym z pewnymi problemami zdrowotnymi, nie był w stanie wygrać rywalizacji o miejsce w składzie ze znakomicie dysponowanymi Mateuszem Miką i Rafałem Buszkiem, przez co ostatecznie nie załapał się do mundialowej kadry. Po czasie okazało się, że decydować mogły nie tylko względy sportowe, ale również niesnaski na linii zawodnik-selekcjoner. Na domiar złego w nowym sezonie polski przyjmujący nie należy do podstawowych zawodników Lube Banca Macerata. Rękę w jego stronę wyciągnąć chce jednak Stephane Antiga. Czy w tym roku zobaczymy Kurka w biało-czerwonym trykocie?

Mistrzostwa świata bez Bartosza Kurka miały być wielką klapą...
L jak Lotos Trefl Gdańsk, czyli brzydkie kaczątko, które wreszcie wyrasta na pięknego łabędzia. Ekipa z Pomorza rok skończyła na trzecim miejscu w tabeli, a na swoim koncie ma już zwycięstwo z Asseco Resovią Rzeszów oraz dwa sety wygrane w Bełchatowie (gdańszczanie przegrali w 16 próbach tylko dwukrotnie), dzięki czemu szybko stała się jednym z głównych kandydatów do medalu. Pod wodzą Anastasiego gdańszczanie uwierzyli w swoje możliwości, a mieszanka talentu i doświadczenia daje nadzieję na bardzo udany sezon i sprostanie oczekiwaniom włodarzy oraz kibiców klubu. A jeszcze na przełomie marca i kwietnia Lotos "bił" się o 10. miejsce w dwunastozespołowej PlusLidze...

[nextpage]

M jak Makowski Piotr i trudne nowe rozdanie z reprezentacji Polski kobiet. Selekcjoner kadry narodowej nie miał na pewno w minionym roku łatwego życia. Kibice wieszają na nim psy, a wynikami trudno mu się bronić. Biało-czerwone najpierw w styczniu, z największymi gwiazdami w składzie, przegrały w marnym stylu kwalifikacje do mistrzostw świata, a następnie już znacznie przewietrzona i odmłodzona kadra zbierała lanie od takich zespołów jak Grecja (Liga Europejska) czy Portoryko (World Grand Prix). 2014 rok miał być jednak w zamyśle Makowskiego i PZPS czasem zbierania doświadczenia przez utalentowaną młodzież i zgrywania zespołu. Jedyne, czym kadra kobiet może się pochwalić w minionych dwunastu miesiącach to komplet zwycięstw w kwalifikacjach do mistrzostw Europy. Czy postęp będzie widoczny już na EURO 2015?

N jak niemiecka niespodzianka Vitala Heynena. Nasi zachodni sąsiedzi dobrą formę i spory potencjał zasygnalizowali już w 2013 roku, kiedy to w pierwszej fazie mistrzostw Europy pokonali Rosję (3:0!) i Bułgarię (3:2). Wtedy ich przygoda skończyła się jednak na ćwierćfinale imprezy. Na mundialu poszło im już znacznie lepiej, i ku zaskoczeniu wielu obserwatorów, wdrapali się na najniższy stopień podium (w półfinale dzielnie stawiali czoła Polakom). Ktoś powie, że los, zwłaszcza podczas losowania III fazy MŚ, im sprzyjał, ale kogo mieli pokonać, tego pokonali i na medal w pełni zasłużyli. Olbrzymia w tym zasługa Heynena, który nie tylko wydobył na światło dzienne głęboko skrywane możliwości zespołu, ale był też w stanie zmienić mentalność Niemców i przekonać ich, że są w stanie rzucić wyzwanie najsilniejszym. Teraz belgijski szkoleniowiec z niezłym skutkiem szturmuje PlusLigę za sterami Transferu Bydgoszcz (rewelacyjne 4. miejsce na koniec 2014 roku), a coraz więcej jego reprezentacyjnych podopiecznych przybywa nad Wisłę, by podnosić poziom sportowy swój i polskiej ekstraklasy.

O jak otwarcie mistrzostw świata na Stadionie Narodowym. To wydarzenie przejdzie do historii nie tylko polskiej, ale i światowej siatkówki. Inauguracja mundialu odbyła się na ultranowoczesnym obiekcie w Warszawie, na którego trybunach zasiadło 63 tysiące widzów. Tym samym pobity został dotychczasowy rekord (50 tys. kibiców), który w 1952 r. ustanowiono w Moskwie, gdy finał MŚ odbywał się na stadionie Dynama. 30 sierpnia 2014 roku na Stadionie Narodowym kibice zgotowali przyszłym mistrzom świata niesamowitą atmosferę, a sami siatkarze podkreślali po meczu, że tego wydarzenia nigdy nie zapomną. Na wyjątkowość meczu otwarcia wpłynął oczywiście również aspekt sportowy i znakomity mundialowy start biało-czerwonych, którzy w trzech setach rozprawili się Serbią, czyli teoretycznie najgroźniejszym rywalem w I fazie turnieju. To właśnie na oczach ponad 60 tysięcy rozentuzjazmowanych fanów rozpoczął się marsz reprezentacji Polski po złoto.

Znakomita atmosfera, rewelacyjny wynik - w sierpniu na Stadionie Narodowym rozpoczął się piękny polski sen
P jak Paszycki Dmytro, czyli ukraińska rewelacja podbija PlusLigę. Urodzony 27 lat temu w Kijowie środowy bloku, choć był ostatnim wzmocnieniem beniaminka z Lubina przed sezonem, to niewątpliwie okazał się jednym z najważniejszych (o ile nie najważniejszym) transferów Cuprum. Nieznany szerszej publiczności zawodnik po trzech latach spędzonych w lidze francuskiej z marszu podbił polską ekstraklasę, czego potwierdzeniem mogą być jego znakomite statystyki indywidualne (60, czyli zdecydowanie najwięcej w PlusLidze, bloków, 13. miejsce wśród najlepiej punktujących zawodników ekstraklasy, a także aż 7 nominacji do szóstki kolejki serwisu SportoweFakty.pl na przestrzeni 17 kolejek) oraz rewelacyjne wyniki "miedzowych" i ich wysoka pozycja w lidze.

R jak Reprezentacja Polski mężczyzn, czyli drużyna w najlepszym tego słowa znaczeniu. Tyle upadków, ile na krótkim dystansie doznała nasza męska kadra, dawno się chyba tej ekipie w przeciągu zaledwie dwóch sezonów nie przytrafiło. Jeśli dodać do tego ryzykowną decyzję powierzenia zespołu trenerskiemu debiutantowi, każdy miał prawo oczekiwać kolejnego "chudego" roku. Stephane Antiga zbudował jednak kompletny zespół, w którym nie tylko każdy znał swoje miejsce w szeregu, ale też wchodząc nawet na moment na parkiet oddawał za biało-czerwone barwy wszystko, co miał. Przykład rezerwowego, a wcześniej przez wiele lat kapitana kadry, Marcina Możdżonka, który na mundialu był bohaterem pojedynczych akcji, a po każdym meczu podkreślał, że dobro zespołu jest najważniejsze (z czym zgadzali się zresztą wszyscy kadrowicze), a on pomagać będzie w każdy możliwy sposób, jest tu znamienny. Oczywiście potrzebne były bolesne cięcia (patrz: litera "K" Alfabetu), ale osiągnięty efekt w postaci pełnowartościowej drużyny walczaków przerósł chyba najśmielsze oczekiwania sztabu i kibiców.

S jak (PGE) Skra Bełchatów Miguela Falaski, czyli "przepraszamy za opóźnienie". Z takim napisem na koszulkach aktualni mistrzowie Polski celebrowali w kwietniu zdobycie swojego ósmego w historii (i ostatniej dekadzie) tytułu. "Poślizg" trwał dwa lata, bo na taki okres bełchatowianie tron oddali Asseco Resovii. Wrócili jednak w pięknym stylu i w całej fazie play-off wygrali wszystkie swoje spotkania. W finale pozbawili złudzeń obrońcę trofeum, w trzech spotkaniach oddając ekipie z Rzeszowa ledwie dwa sety. Między 5 marca a 6 grudnia PGE Skra nie przegrała ani jednego meczu, a ostatnie niepowodzenia ligowe na pewno nie przyćmią dominacji bełchatowian na przestrzeni całego roku.

Skutecznym sternikiem wracającego na swój naturalny kurs okrętu okazał się Miguel Falaska, czyli jeszcze w sezonie 2012/2013 rozgrywający Uralu Ufa , a wcześniej wieloletni zawodnik... PGE Skry. Urodzony w Argentynie Hiszpan błyskawicznie znalazł wspólny język z drużyną i dźwignął ją z kryzysu, w który wpadła w poprzednich rozgrywkach. Wydawało się, że lepszy debiut na stanowisku trenerskim, jak mistrzostwo silnej ligi, trudno sobie wyobrazić...

[nextpage]

T jak trener Stephane Antiga, czyli "żółtodziób", który dał lekcję siatkarskiemu światu. Na pierwsze doniesienia o wyborze Francuza na selekcjonera kibice w całym kraju pukali się w czoło. Sam zainteresowany wylewał w tym czasie siódme poty na treningach PGE Skry, której wciąż był zawodnikiem, i z którą walczył o odzyskanie mistrzostwa Polski. Zresztą to wraz jego pierwszym odejściem z Bełchatowa skończyła się złota passa najbardziej utytułowanego klubu PlusLigi ostatnich lat. Gdy już zrealizował cel zawodniczy, w pełni poświęcił się pracy z kadrą, do maksimum wykorzystując wiedzę zdobytą w rywalizacji zawodniczej z klubami potencjalnych reprezentantów w sezonie 2013/2014 i możliwości, jakie dawała mu współpraca z doświadczonym Philippe'm Blainem, nowym asystentem selekcjonera.

Antiga, zarówno w wydaniu zawodniczym, jak i trenerskim, stał się symbolem sukcesu w polskiej siatkówce
Antiga nie bał się odważnych i niepopularnych decyzji (skreślenie Kurka, postawienie na Pawła Zatorskiego na libero, rotacja w rozgrywkach Ligi Światowej kosztem wyników) czy eksperymentów (wkomponowanie do zespołu tuż przed najważniejszą imprezą w historii niedoświadczonych na poziomie reprezentacyjnym Buszka i Miki). Podejmował się również zadań niemożliwych, takich, jak przywrócenie reprezentacji Mariusza Wlazłego. I wygrał, na każdym polu, pod każdym względem. Obronił wszystkie swoje decyzje i osiągnął sukces, o którym wielu jego dużo bardziej doświadczonych kolegów może tylko pomarzyć. Pobił jednocześnie wspomniany wyżej znakomity debiut trenerski swojego przyjaciela Falaski. Jak dalej potoczy się tak znakomicie rozpoczęta kariera szkoleniowa?

U jak USA, czyli niedoceniana siatkarska potęga. Oczywiście żadnej z reprezentacji Stanów Zjednoczonych na imprezach rangi międzynarodowej w tej dyscyplinie lekceważyć nie można, ale gdy z horyzontu zniknął Hugh McCutcheon wydawało się, że wdrapać się na szczyt Jankesem będzie piekielnie trudno. Tymczasem w 2014 roku najpierw panowie oczarowali świat, wygrywając Ligę Światową, a następnie, już pod koniec roku, ich koleżanki zostawiły w tyle całą konkurencję, sięgając po mistrzostwo świata. McCutcheon doczekał się więc wartościowych następców w postaci Johna Sperawa i Karcha Kiraly'ego. Do pełni szczęścia Amerykanom zabrakło tylko medalu w męskich MŚ, ale tym razem szyki pokrzyżowały im kontuzje. Na osłodę zostanie jednak panom pokonanie na mundialu przyszłych mistrzów globu (nikt inny na polskich mistrzostwach sztuki tej nie dokonał).

V jak Volleyland, czyli najlepsze miejsce dla siatkówki na świecie. Mowa oczywiście o Polsce, gdzie odbyły się ostatnie mistrzostwa świata siatkarzy, wychwalane w każdym interesującym się volleyem zakątku globu. W zachwytach nad atmosferą panującą w polskich obiektach siatkarskie środowisko rozpływa się od lat, ale podczas mundialu ekscytacja oficjeli i uczestników sięgnęła absolutnego zenitu (pod wrażeniem byli nawet Rosjanie, mimo zgrzytu związanego z losowaniem III fazy turnieju). Nic w tym dziwnego, w końcu dla wielu naszych rodaków czas ten był wielkim świętem, a każda osoba w jakikolwiek sposób zaangażowana w turniej (czy to organizacyjnie, czy w roli kibica) dawała z siebie "maksa", mając swój wkład w uznanie polskiego czempionatu za bezdyskusyjnie najlepszy w historii dyscypliny. Warto w tym miejscu nadmienić, że 103 mecze mistrzostw świata z trybun śledziło 563 263 kibiców, co jest absolutnym rekordem frekwencji na mundialu. Na efekty długo nie trzeba było czekać. Już w 2017 roku w naszym kraju odbędą się bowiem mistrzostwa Europy mężczyzn!

Takiej atmosfery na meczach siatkówki, jak w Polsce, nie ma nigdzie indziej na świecie
W jak Wlazły Mariusz, czyli najbardziej wyczekiwany powrót. Bombardier PGE Skry w 2014 roku do żywych wrócił podwójnie. Najpierw, w drugiej części sezonu ligowego 2013/2014, zaprezentował na swojej pozycji w lidze poziom nieosiągalny dla żadnego z rywali, doprowadzając swój klub do ósmego tytułu mistrza Polski. To zadanie było o tyle trudne, że przez całe poprzednie rozgrywki "Szampon" męczył się niemiłosiernie na pozycji przejmującego, gdzie nie tylko miał olbrzymie problemy w grze defensywnej, ale również zatracił dynamikę ataku. Praca z Miguelem Falaską przyniosła jednak znakomite rezultaty, a Wlazły z meczu na mecz rósł w siłę, a już w play-offach na wiosnę 2014 błyszczał, jak za najlepszych lat.

W międzyczasie na powrót do reprezentacji, po 3 latach nieobecności, namówił go selekcjoner Stephane Antiga, będący wówczas dla niego wciąż kolegą z boiska. Początki w kadrze nie były łatwe, a osiągnięcia indywidualne nie przekonywały przeciwników Wlazłego. Do tego ponownie dały o sobie znać problemy zdrowotne. Na mundial najlepszy polski atakujący był już jednak gotowy, a swoją postawą w koszulce z orzełkiem na piersi w najważniejszej imprezie w historii naszej siatkówki zasłużył na tytuł MVP mistrzostw.

Z jak złoto mistrzostw świata. Po ostatnich niepowodzeniach polskiej reprezentacji kibice marzyli o tym, by na domowym mundialu biało-czerwoni dotarli do półfinału (mówiło się o minimum najlepszej szóstce), choć wielu zdawało sobie sprawę, że zadanie to będzie bardzo trudne. Wyniki Ligi Światowej potwierdziły panujące w kraju niepokoje. O złocie mistrzostw marzyli chyba tylko najbardziej zuchwali. W tej grupie znaleźli się na szczęście sami siatkarze, którzy nie bali się poświęcić wszystkiego w pogoni za marzeniem i w pełni zaufali Antidze. Znamienne, że w walce o puchar nasi siatkarze dwukrotnie pokonali obrońców tytułu. O tym, że Brazylijczycy obawiali się nas już wcześniej, świadczyć może zresztą fakt, że to podczas pobytu w Kraju Kawy skradzione zostało mundialowe trofeum...

Biało-czerwoni po drugie w historii złoto mistrzostw świata siatkarzy sięgnęli 21 września 2014. Nasz kraj czekał na ten triumf 40 lat. Oby tak wielki sukces tym razem okazał się tylko początkiem złotej ery polskiego volleya.

< Przejdź na wp.pl