Piekielnie trudna przeprawa mistrza - relacja z meczu PGE Skra Bełchatów - AZS Częstochowa

Marcin Olczyk

Lider PlusLigi nie stracił w sobotę seta, ale w każdej partii był w potężnych tarapatach. W końcówkach doświadczenie gospodarzy okazało się jednak decydujące.

Przed starciem z dwunastą drużyną w tabeli Miguel Falasca zdecydował się na kolejne roszady w składzie. Tym razem szansę odpoczynku od pierwszych akcji otrzymali Facundo Conte i Karol Kłos. W wyjściowym składzie pojawił się z kolei Wojciech Włodarczyk. Poza kadrą zaś kolejny raz z rzędu znalazł się Michał Winiarski. Ekipa przyjezdnych mecz z mistrzem Polski rozpoczęła w najmocniejszym zestawieniu, dowodzona z ławki przez byłego siatkarza PGE Skry Bełchatów Michała Bąkiewicza.

Choć sobotnie starcie rozpoczęło się od prowadzenia 2:0 AZS-u Częstochowa, to już na pierwszej przerwie technicznej trzy oczka zapasu mieli gospodarze, którzy szybko narzucili rywalowi swój rytm, głównie za sprawą mocnej zagrywki (as Nicolasa Marechala na 8:5). Kolejne minuty nie przyniosły zmiany sytuacji. Bełchatowianie, mając bezpieczną przewagę, ze spokojem kontrolowali sytuację na parkiecie, grając z rywalem punkt za punkt.

Ciekawie zrobiło się dopiero, gdy na zagrywkę powędrował Guillaume Samica, który punktowym serwisem doprowadził wreszcie do remisu (17:17). Częstochowianie zdobyli w tym samym ustawieniu jeszcze dwa kolejne punkty i zdawali się nawet przejmować inicjatywę. Niespodzianka długo wisiała więc w powietrzu, ale w samej końcówce sprawy w swoje ręce wziął Marechal, który najpierw nie dał szans rywalom potężnym atakiem, a kilkanaście sekund później, trudną zagrywką, pozbawił przyjezdnych wszelkich złudzeń, co do tego kto wygra inauguracyjną partię.

Michał Bąkiewicz dobrze przygotował zespół z Częstochowy do starcia z mistrzem Polski
Kolejną odsłonę znacznie lepiej rozpoczęła ekipa spod Jasnej Góry (4:1). Miejscowym wrócić do gry pozwoliły konsekwencja i determinacja, ale także proste, ofensywne błędy gości. AZS walczył jednak bardzo dzielnie i łatwo skóry sprzedać nie zamierzał. Skrzydeł nie podcięła mu nawet seria na zagrywce Mariusza Wlazłego (15:13). Po chwili na tablicy wyników znów był zresztą remis. W decydujących momentach więcej zimnej krwi zachowali faworyci, ale ponownie musieli się sporo napracować, by minimalnie wygrać seta.

Bełchatowianie trzecią część spotkania zaczęli od zmasowanej ofensywy (8:4), co zamiast zniechęcić, dodatkowo zmotywowało ambitnych częstochowian. W połowie seta to goście prowadzili już trzema punktami (16:13) i z nadzieją czekali na kolejne. Siatkarze PGE Skry w następnych akcjach okazali się zupełnie bezradni, tracąc w jednym ustawieniu dwa kolejne punkty. Seria niepowodzeń zmusiła Falaskę do wpuszczenia na parkiet Conte. Zmiana podziała na gospodarzy mobilizująco. Wróciła mocna zagrywka i szczelny blok, a strata momentalnie zmalała do minimum (17:18). Końcówka to już popis gry mistrzów. Znakomicie kluczowe akcje rozgrywał Nicolas Uriarte, który zaskoczył przeciwnika również zagrywką. Mecz potężnym atakiem skończył Mariusz Wlazły, wybrany chwilę później najlepszym zawodnikiem spotkania.

PGE Skra Bełchatów - AZS Częstochowa 3:0 (25:23, 25:23, 25:23)

PGE Skra Bełchatów: Uriarte, Wrona, Marechal, Wlazły, Lisinac, Włodarczyk, Piechocki (libero) oraz Brdjović, Conte.

AZS Częstochowa: De Amo, Udrys, Szymura, Janeczek, Marcyniak, Samica, Stańczak (libero) oraz Buczek, Macyra.

MVP spotkania: Mariusz Wlazły.

< Przejdź na wp.pl