PAP / DPA

Zapowiadał się na gwiazdę futbolu. Zmarł w zapomnieniu, nie ma nawet nagrobka

Robert Czykiel

Andreas Sassen ostatni mecz zagrał w wieku 27 lat. Dziewięć lat później dowiedzieliśmy się, że zmarł. Utalentowany pomocnik sam zniszczył swoje życie.

W futbolu takich historii jest wiele. Dla kolejnych pokoleń są przestrogą, ale nie każdy piłkarz potrafi uchronić się przed pokusami. Tak działo się z Andreasem Sassenem. W jego przypadku nie było tak, że zaczął pić, gdy stał się sławny i bogaty. Problem pojawił się jeszcze przed tym, gdy został profesjonalnym piłkarzem.

Już pod koniec lat 80. został zatrzymany przez policję. Kontrola trzeźwości zaskoczyła funkcjonariuszy. Okazało się, że kierowca, którym był Sassen, wydmuchał 1,9 promila. Niemieckie media szybko poinformowały o aferze. Wszystko dlatego, że z anonimowym wtedy Andreasem jechał Mario Basler, wschodząca gwiazda niemieckiej piłki.

- Nigdy nie straciłem prawa jazdy, bo też nigdy go nie miałem - przyznał potem z rozbrajającą szczerością.

Trafił do Bundesligi i szybko stał się skandalistą

Szybko zapomniano o wpadce Sassena. Grał w niewielkim Schwarz-Weiss Essen, a w dodatku jednorazowe wpadki zdarzały się często u piłkarzy. Z tego założenia wychodzili działacze Bayeru Uerdingen, którzy kupili 23-letniego pomocnika w 1991 roku.

Andreas szybko zadebiutował w nowym zespole w Bundeslidze. Od razu zrobił dobre wrażenie, a trener stawiał na niego w kolejnych meczach. W prasie pisani, że w niemieckim futbolu objawił się wielki talent. Nie pomógł jednak nowej drużynie utrzymać się w lidze. Bayer spadł, ale już po roku wrócił do niemieckiej ekstraklasy. Spory udział w sukcesie miał Sassen, którzy strzelił siedem bramek w drugiej lidze.

Drugi sezon w Bundeslidze zaczął się dla niego znakomicie. W pierwszych dziewięciu meczach strzelił pięć bramek. W takiej formie mógłby nawet liczyć na powołanie do reprezentacji. Zaliczył jednak wpadkę, która wyhamowała jego karierę. Pewnego wieczoru jechał z Siergiejem Gorłukowiczem. Zatrzymała ich policja. Obaj byli pijani. Bayer wyciągnął surowe konsekwencje i obu zawodników zawiesił na kilka miesięcy.

Po sezonie nie brakowało chętnych na skandalistę. Ostatecznie trafił do Hamburgera SV. Grał w każdym meczu, a trener przymykał oko na jego częste nieobecności na treningach. Zdarzało się nawet, że przychodził pijany. Nie trzeba było więc długo czekać na kolejną aferę z Sassenem w roli głównej.

W październiku 1993 roku wracał taksówką z kolegą z drużyny, Haraldem Spoerlem. Kierowcą był Turek. Podpici pasażerowi domagali się, aby jechał szybciej. Kiedy taksówkarz nie spełnił ich żądań, został pobity. Andreas do więzienia za to nie trafił, ale musiał zapłacićgrzywnę w wysokości 12,5 tysiąca marek. Kilka miesięcy później został sprzedany do Dynama Drezno za 700 tysięcy marek.

Po alkoholu stawał się nieobliczalny

W klubie z Drezna już po pół roku stracono do niego cierpliwość. Zespół wyjechał na obóz przygotowawczy, gdzie Sassen nagle zniknął bez słowa. Poszukiwania nie przyniosły efektu. Piłkarze Dynama wrócili do domów, a niedługo później odnalazł się ich kolega. Okazało się, że uciekł z holenderską barmanką.

[nextpage]

Zdolnego pomocnika znowu wyrzucono. Próbował odbudować się w ukraińskim Dnipro Dniepropietrowsk, ale i tam wytrzymał ledwie pół sezonu. Ostatnią szansę dostał w drugoligowym SG Wattenscheid 09. Znowu pił, wszczynał bójki i nie przykładał się do swoich obowiązków. Po tym nieudanym epizodzie nie było już naiwnych, którzy mieliby odwagę zatrudnić go w swoich szeregach.

- Kiedy Andreas był trzeźwy, był sympatycznym człowiekiem. Problemy robiły się po alkoholu. Wtedy stawał się nieobliczalny - wspominają ludzie, którzy z nim współpracowali.

Sassen miał zaledwie 27 lat, gdy zakończył piłkarską karierę. W dodatku przez uzależnienie od alkoholu stracił wszystkie pieniądze, a rodzina i przyjaciele zerwali z nim kontakt. Musiał znaleźć inne zajęcie, żeby nie żyć w nędzy.

Zmarł młodo i po cichu

Niemiecki piłkarz zatrudnił się jako pomocnik ogrodnika. Nie zarabiał tak dobrze jak podczas gry w Bundeslidze, ale stać go było na skromne życie. Sassen mało wydawał na jedzenie, bo większość wypłaty przeznaczał na alkohol.

W 1996 roku kibice przypomnieli sobie o niespełnionym talencie. Niemieckie media podały informację o zatrzymaniu byłej gwiazdy niemieckiej ekstraklasy. Biedny i zdesperowany Andreas napadł na restaurację. Pracowników zastraszył pistoletem gazowym. Dodatkowo zaatakował policjantów, którzy przyjechali na interwencję.

Sassen miał sporo szczęścia, bo nie trafił za kraty. Tym razem całkowicie zniknął z radaru mediów. Zapomniany piłkarz staczał się na dno. Organizm w końcu nie wytrzymał ogromnych ilości wypitego alkoholu. 17 października 2004 roku zmarł w wyniku udaru mózgu. Miał wtedy tylko 36 lat. To był ostatni raz, gdy niemieccy kibice znowu o nim usłyszeli.

Wielki talent z Essen miał papiery na świetną karierę, ale teraz nikt o nim nie pamięta, nawet rodzina. Dowodem na to są ostatnie informacje dziennika "Bild", że Sassen nie ma nawet nagrobka.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Kaka błyszczy jak za dawnych lat

 

< Przejdź na wp.pl