Getty Images / Alexander Hassenstein/Bongarts / Aleksander Karelin na igrzyskach w Atlancie w 1996 r.

Wygrał 887 walk, przegrał... dwie! Podejrzewali, że jest efektem eksperymentu naukowców z ZSRR

Redakcja

Gdy zapytano go, kto był jego najtrudniejszym rywalem, odpowiedział... "lodówka". W bloku nie było windy, więc wniósł 180-kilowe urządzenie na ósme piętro. Z oponentami na macie robił, co chciał. Ale na koniec kariery sensacyjnie przegrał.

Zaraz po przyjściu na świat Aleksander Karelin wzbudzał zainteresowanie. Noworodek z Nowosybirska ważył bowiem aż 5,5 kg (niektóre źródła podają nawet 6,8 kg). Jako nastolatek wyróżniał się na tle rówieśników wzrostem, dobrze radził sobie pod koszem i siatką, uprawiał także narciarstwo czy boks. W wieku 14 lat zaczął trenować zapasy (w stylu klasycznym). Trafił pod skrzydła Wiktora Kuzniecowa, z którym był związany do końca kariery.

Matka spaliła strój zapaśniczy

Gdy miał 15 lat, złamał na treningu kość udową. Matka chciała odwieść go od zapasów. Spaliła nawet jego strój. On jednak przekonał ją, by nie zabraniała mu robić tego, co lubi. - Mamo, nie mogę zostawić sportu, dla którego poświęciłem nogę - mówił do niej.

Junior z Syberii szybko robił postępy: uczył się techniki i nabierał krzepy. Wyrósł na potężnego mężczyznę, startował w najcięższej kategorii wagowej (130 kg). O jego sile przekonywali się zarówno rywale krajowi jak i zagraniczni. W 1985 r. Karelin zdobył tytuł mistrza świata juniorów. 

Po przejściu do seniorów walczył w mistrzostwach ZSRR. Był rok 1987 r. 20-letni Karelin doznał pierwszej porażki, ulegając dwukrotnemu mistrzowi świata Igorowi Rostorockiemu (0-1). Jak się później okazało, był to jedyna porażka Karelina z rywalem krajowym. Rok później zrewanżował się Rostorockiemu, zdobył złoto w mistrzostwach ZSRR i pojechał na igrzyska do Seulu.

Potężnie zbudowany młodzieniec, wschodząca gwiazda zapasów, dostąpił zaszczytu niesienia flagi ZSRR. Na macie zaś zrobił to, co do niego należało. Jak burza przeszedł przez fazę grupową, wygrał ją zdecydowanie. W finale trafił na byłego mistrza Europy Rangeła Gerowskiego z Bułgarii. Nie był to dla Karelina łatwy bój. W ostatniej minucie przegrywał 2:3, ale zdołał odwrócić losy potyczki i zwyciężyć 5:3.

Później zaś kontynuował zwycięską passę. W 1992 r., na igrzyskach w Barcelonie, znów był chorążym, tyle że dzierżył flagę Wspólnoty Niepodległych Państw. Znów dotarł do finału, w którym wygrał w bardzo łatwy sposób. Szweda Tomasa Johanssona położył na łopatki. Obserwatorzy zwracali uwagę na fakt, że zawodnik ze Skandynawii przegrał już przed walką. Był wręcz zadowolony, że walka skończyła się w ten sposób i że uniknął urazu.

Firmowa technika

Karelin słynął bowiem z techniki, która była szalenie widowiskowa (przyznawano za nią 5 pkt.), ale jednocześnie niebezpieczna dla rywali. Nazywano ją w języku angielskim "Karelin lift" albo "reverse lift", a po polsku "odwrotny pas". Olbrzym z Nowosybirska łapał rywala w pasie, wynosił go wysoko, a następnie ciskał nim o matę niczym workiem ziemniaków. Przeciwnicy upadali z impetem na plecy. Takie akcje widuje się czasem w lżejszych kategoriach wagowych, ale nie w pojedynku kolosów ważących po 130 kg... Jeff Blatnick, były amerykański zapaśnik, bardzo się bał, gdy i jego wyniósł Karelin. - Każdy włos na moich plecach stanął dęba. Odczuwałem wielki strach - wspominał.

Syberyjski mocarz doskonale wiedział, że się go boją. Czasem wystarczyło, że tylko pojawił się na macie i już przeciwnikowi "miękły" nogi. Innym razem "poczęstował" rywala lodowatym spojrzeniem. To wystarczyło. - Nie chcę wydawać się nieskromnym. Ale skoro mnie pytają, muszę być szczery. Tak, widzę strach w oczach większości moich rywali - powiedział kiedyś w wywiadzie dla "Sports Illustrated". A później wyjaśnił, dlaczego ma nad nimi przewagę: - Trenuję każdego dnia tak ciężko, jak oni nie trenowali choćby jednego dnia w ich życiu.

Fot. AFP/IOPP/Georges GOBET/EAST NEWS
"Rosyjski Niedźwiedź", "Aleksander Wielki" - zapaśnik z byłego ZSRR miał wiele przydomków. Innym był "Eksperyment". Karelin wydawał się tak nieludzko silny, że pojawiły się opinie, iż jest... wytworem pracy radzieckich naukowców.

O Karelinie krążyło także mnóstwo anegdotek. Był ponoć tak rozciągnięty, że umiał dotknąć palcami u nóg sufitu, stojąc na drugiej nodze. Gdy podczas walki doznał złamania żebra, nawet się tym nie przejął. Po jej zakończeniu stwierdził: - Nie chciałem przerywać walki z powodu czegoś tak błahego jak złamane żebro.

A gdy kiedyś zapytano Aleksandra, kto był jego najtrudniejszym rywalem, odparł: "lodówka". Kiedyś znajomi mieli poprosić go o pomoc przy wnoszeniu starego radzieckiego modelu. Urządzenie ważyło 180 kg. W bloku nie działała jednak winda, a lodówkę trzeba było przytaszczyć na... ósme piętro. Karelin miał to zrobić samodzielnie!

[nextpage]

Na kolejne igrzyska - do Atlanty w 1996 r. - pojechał znów w roli murowanego faworyta. I oczywiście chorążego. Po raz trzeci niósł flagę, po raz trzeci inną (tym razem Rosji). Jego finałowy rywal Matt Ghaffari - Amerykanin irańskiego pochodzenia - niemal wychodził ze skóry, by wreszcie znaleźć sposób na dominatora z Rosji. Ale i on musiał uznać jego wyższość. Przegrał nieznacznie 0:1.

Karelin miał na koncie trzy złote medale olimpijskie, ale chciał przejść do historii jako ten, który czterokrotnie wygra na igrzyskach. W Sydney - w 2000 r. - był na najlepszej drodze ku temu. Ówczesny prezes Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego Juan Antonio Samaranch wybrał się na rywalizację najcięższych zapaśników w stylu klasycznym, chciał osobiście udekorować wybitnego sportowca z Rosji.

Był silny jak koń. Ale w końcu przegrał

Do finału wszystko szło zgodnie z planem. W walce o złoto rywalem Karelina był Rulon Gardner. Amerykanin, na pierwszy rzut oka nieco otłuszczony, nie odnosił wcześniej wielkich sukcesów. Na mistrzostwach świata jego najlepszym wynikiem było piąte miejsce. Z "Rosyjskim Niedźwiedziem" walczył już wcześniej i nie było to dla niego miłe przeżycie. - Trzy razy rzucał mną o matę. Za drugim nogi prawie wbiły mi się w plecy. To było jak mocowanie się z koniem. On jest taki silny, może cię udusić - mówił przed igrzyskami w Sydney. Głos zabrała nawet żona Gardnera - Stacy - która wyraziła troskę o męża. - Słyszałam, że po walce z Karelinem kilka osób zostało sparaliżowanych - podnosiła alarm Amerykanka.

Na macie w Sydney działy się jednak niesamowite rzeczy. 31-letni Karelin nie potrafił znaleźć sposobu na Gardnera. W drugiej rundzie - przy remisie 0:0 - sędziowie wylosowali zapaśnika, który musiał wykonać technikę po zapięciu klamry.

Losowanie wygrał Karelin, ale w trakcie mocowania z rywalem popełnił kosztowny błąd. Na moment zerwał klamrę, co było zabronione. Sędzia w pierwszym momencie tego nie zauważyli, po protestach amerykańskich trenerów posiłkowali się zapisem wideo. Nagle na trybunach zrobiła się wrzawa, arbiter ukarał Karelina i przyznał punkt Gardnerowi.

W myśl obowiązujących wówczas przepisów, by wygrać walkę w regulaminowym czasie, zawodnik musiał mieć przynajmniej trzypunktową przewagę. Gardner prowadził 1:0, więc zarządzono dogrywkę. Dla Karelina była to ostatnia szansa, by zmienić losy pojedynku i sięgnąć po historyczne, czwarte złoto. Jednak wielki mistrz nadal miał ogromne problemy z wykonaniem jakiejkolwiek techniki. Doszło do tego, że na pięć sekund przed końcem walki... niespodziewanie skapitulował. Wycofał się, nie próbując nawet przypuścić desperackiej szarży.

To był absolutny szok. Największa sensacja igrzysk w 2000 roku i jedna z największych sensacji w historii olimpizmu. "Człowiek pokonał Supermana" - pisał "New York Daily News".

Fot. nydailynews.com
W ten sposób - 27 września 2000 r. - zakończyła się wspaniała kariera rosyjskiego zapaśnika. Zakończył ją z niewiarygodnym wręcz bilansem: 887 wygranych i tylko dwóch porażek. - Już przed igrzyskami w Sydney planowałem, że będą to moje ostatnie zawody. Nie sądzę, aby zwycięstwo w finale mogło w jakiś sposób wpłynąć na moją decyzję - tłumaczył.

Czuł się jak klaun, ale polubił politykę

Karelin miał już zresztą co robić po zakończeniu wspaniałej kariery na macie. Jeszcze przed igrzyskami w Sydney - w 1999 r. - Władimir Putin zaprosił go przystąpienia do partii Jedna Rosja. Zapaśnik został wybrany do Dumy. Początkowo polityka wcale mu się nie podobała. Był zły, że dał się w to wciągnąć.

- Traktowałem to przez pierwsze dwa tygodnie jak osobiste upokorzenie. Ludzie obserwowali cię zbyt uważnie. Chcieli, żebyś odpowiadał na ich pytania, wyjaśniał sprawy, żartował, śpiewał i tańczył. Czułem się jak klaun - wspominał.

Z czasem jednak coraz lepiej czuł się na politycznych salonach. Mandat zdobywał także w kolejnych wyborach. Zasiada w komisji do spraw zagranicznych. "Rosyjski Niedźwiedź" zadbał także o karierę naukową. Uzyskał tytuł doktora na Akademii Kultury Fizycznej w St. Petersburgu. Jest człowiekiem o wszechstronnych zainteresowaniach: kocha Dostojewskiego, poezję, operę i balet.

Opracował MF

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: akcja nie z tej ziemi. Zanim strzelił gola, zrobił... salto!
 

< Przejdź na wp.pl