Getty Images / Keystone / Od lewej: Tony Zale, Marcel Cerdan

Płomienny romans z Edith Piaf zmienił jego życie. Poznaj historię mistrza boksu

Przemek Sibera

Jego życie to idealny materiał na scenariusz filmowy. Marcel Cerdan kochał futbol, ale uprawiał boks. Prowadził podwójne życie towarzyskie, a przed walką o odzyskanie pasa mistrza świata zginął w tragicznych okolicznościach.

Marcel Cerdan przyszedł na świat 22 lipca 1916 roku w Algierii. Ojciec Antonio od razu próbował zaszczepić w nim miłość do boksu, ale nie było to takie łatwe, jak w przypadku trójki jego starszych braci.

Największą pasją "Marcellina", bo tak nazywano go w rodzinie, był futbol. Potrafił godzinami biegać za piłką. A że mecze odbywały się między domami, futbolówka bardzo często wybijała szyby i lądowała w kuchni lub pokoju sąsiadów.

- Weź się w końcu za boks! Mam dość płacenia za szkody! - denerwował się ojciec przyszłego mistrza świata.

Cerdan opierał się do czasu, aż przyszło mu zmierzyć się na pięści z kolegą. Młodzi chłopcy pobili się o faul na boisku. Marcel wygrał, mimo że był młodszy i mniejszy od swojego rywala. Pozbawił go nawet zęba. Antonio nie zamierzał go za to karać, chociaż rodzic drugiego młodzieńca nalegał.

- Gdybyś ćwiczył boks, tak jak ci radziłem, to nie dałbyś się niepotrzebnie tyle razy trafić. Zastanów się nad tym - rzucił jedynie do syna.

Oszustwo w Wielkiej Brytanii

Cerdan zapisał się więc na pięściarskie treningi, gdy razem z rodziną wyprowadził się do Casablanki, stolicy Maroka. Na efekty nie trzeba było długo czekać. W wieku 18 lat "Marcellin" podpisał pierwszy zawodowy kontrakt (w karierze amatorskiej nie przegrał ani razu) i zaczął piąć się w rankingach.

W sierpniu 1936 roku Marcel mierzył się z Alem Francisem. Wygrał przez KO w szóstej rundzie. Jak głosi legenda, ten pojedynek miał się skończyć dużo szybciej, ale trener poprosił Cerdana, aby tego nie robił. - Nie nokautuj go za szybko. Może zdążysz się czegoś od niego nauczyć - miał słyszeć w narożniku.

W styczniu 1939 roku "Marcellin" musiał przełknąć po raz pierwszy gorycz porażki. Trzeba jednak zaznaczyć, że na nią nie zasłużył. Nasz bohater został "przekręcony" w Wielkiej Brytanii przed sędziego, który zdyskwalifikował go w piątej rundzie, gdy powalił na deski Harry'ego Crastera, ulubieńca miejscowej publiczności (podobno za faul, ale zdaniem wielu, to była tylko przykrywka).

Dwa miesiące po przegranej na Wyspach Cerdan wyjechał do Mediolanu, gdzie zdobył pas mistrza Europy IBU w wadze półśredniej., pokonując po 15-rundowej walce Saverio Turiello. To był wówczas największy jego sukces w karierze, którym długo się nie cieszył. Po dwóch kolejnych wygranych starciach rozpoczęła się druga wojna światowa.

W tych ciężkich czasach Marcel został wcielony do wojska. Służył w jednostce artylerii nadbrzeżnej, następnie jako posłaniec. O boksie musiał zapomnieć, ale wrócił na chwilę do piłki nożnej. I co ciekawe, radził sobie tak dobrze, że dostał dwa razy powołanie do reprezentacji Maroka, gdzie grał u boku prawdziwej legendy Larbiego Benbareka, nazywanego również "Czarnym Brylantem".

Zaskakująca prośba rywala

"Marcellin" wrócił do szermierki na pięści w 1941 roku. - Nie lubię boksu, ale kiedy wychodzę na ring, staje się zupełnie innym człowiekiem. Myślę wtedy tylko o jednym: mam przed sobą przeciwnika i muszę go pokonać. Najlepiej jak najszybciej, żeby on nie zrobił mi krzywdy - zwykł wówczas mówić.

Fot. Keystone/Getty Images

W 1942 roku Cerdan stanął do ringu z Fernandem Viezem. Miał wtedy już wyrobioną markę w ringu, a rywale panicznie się go bali.

- Proszę cię, nie nokautuj mnie. Obiecali mi za tę walkę podwójną stawkę, jeśli nie dam się zbyt szybko załatwić. Zlituj się, chłopie, ja mam żonę i troje dzieci do wykarmienia - miał szepnąć do Marokańczyka Viez podczas jednej z rund.

Nasz bohater przystał na tę propozycję, przez co kibice oglądali bezbarwną walkę zakończoną zwycięstwem Marcela na punkty.

Mniej więcej w tym samym czasie "Marcellin" poznał swoją pierwszą miłość - Marinette Lopez. W styczniu 1943 roku para wzięła ślub, a trzy miesiące później przyszedł na świat ich syn - Marcel Junior.

Sprawy zaczęły się komplikować, gdy Cerdan wyjechał do Francji za chlebem. Tam poznał Jo Longmana, wpływowego organizatora walk bokserskich.

NA KOLEJNEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN. O ROMANSIE CERDANA ZE SŁYNNĄ ŚPIEWACZKĄ ORAZ OKOLICZNOŚCIACH, W JAKICH ZGINĄŁ.

[nextpage]

Romans i odpuszczanie treningów

Longman wielokrotnie zapraszał pięściarza do swojej knajpy. Marcel w końcu się zgodził i to odmieniło jego życie o 180 stopni. To właśnie tam Marokańczyk zobaczył i usłyszał Edith Piaf, francuską śpiewaczkę.

Ich pierwsze spotkanie było dość sztywne. Oboje wyraźnie onieśmieleni niewiele mieli sobie do powiedzenia.

Kilka miesięcy później trafili na siebie ponownie w USA podczas przyjęcia. Nawiązali nić porozumienia. Cerdan po zabawie zaprosił ją na kolację i to był początek płomiennego romansu. W tym samym czasie żona boksera niczego nieświadoma mieszkała w Casablance z dwójką dzieci (Marokańczykowi urodził się drugi syn Rene).

"Marcellin" nie widział świata poza Edith. Oboje spędzali ze sobą każdą wolną chwilę, obdarowywali drogimi prezentami (Cerdan dostał od niej m.in. złoty zegarek). To poważnie wpływało na karierę pięściarza.

W 1947 roku Cerdan zaczął zaniedbywać treningi i dietę, przez co w ringu, choć wygrywał, to zbierał bardzo słabe noty. - Z takim boksowaniem na pewno nie zostanie mistrzem świata - twierdzili dziennikarze. On sam nie radził sobie z presją, był na skraju załamania, chciał nawet rzucić boks, ale pomysł ten wybiła mu z głowy kochanka.

Bohater narodowy Francji

W początku 1948 roku na świat przyszło trzecie dziecko Cerdana. Jego żona wciąż nie miała pojęcia, że bokser prowadzi podwójne życie. W marcu "Marcellin" poleciał do USA, aby zmierzyć się z Lavernem Roachem. Wygrał w ósmej rundzie, ale nie obyło się bez kontrowersji.

Przy pierwszym nokdaunie w drugim starciu sędzia Arthur Donovan liczył tak wolno Amerykanina, że ten zdołał się pozbierać (wyliczono, że do wznowienia walki minęło aż 32 sekundy!).

We wrześniu tego samego roku Cerdan w końcu dostał pojedynek o upragniony tytuł mistrza świata WBA w kategorii średniej. Swojej szansy nie zmarnował. Walczący wówczas już pod francuską flagą pięściarz zastopował Tony'ego Zale w jedenastej rundzie.

Gdy wracał do Paryża, był witany jak bohater narodowy. - Vivat Marcel Cerdan! - krzyczało jednym głosem ponad 200 tysięcy ludzi, którzy zjawili się na lotnisku.

Fot. Keystone/Getty Images

Tragiczny lot do USA

Po dwóch kolejnych zwycięstwach "Marcellina" zgubiła przesadna pewność siebie. Gdy usłyszał, że ma się bić z Jake'em LaMottą, tylko parsknął śmiechem.

- Takiego palanta mógłbym z łatwością pokonać nawet bez treningów - stwierdził.

Grubo się pomylił. W dziesiątej rundzie pojedynku Francuz był tak porozbijany, że lekarz zakończył walkę, a pas mistrza powędrował do Amerykanina.

Cerdan był wściekły. Żądał rewanżu. Miał go dostać 28 września, ale na cztery dni przed starciem LaMotta wycofał się, tłumacząc kontuzją. Kolejny termin ustalono na 2 grudnia, ale i ten plan nie wypalił. Tym razem jednak z powodu tragedii.

Podczas międzylądowania samolot, którym "Marcellin" leciał do USA, rozbił się na wyspie Sao Miguel. Wszyscy, którzy znajdowali się na pokładzie, zginęli. Zwłoki "Bombardiera z Casablanki" rozpoznano tylko dzięki złotemu zegarkowi, który dostał od Edith.

Na pogrzebie boksera żegnało 45 tysięcy ludzi. Później wyszło na jaw, że Cerdan nie chciał w ogóle lecieć samolotem, tylko płynąć statkiem. Zmienił zdanie, ponieważ Edith Piaf go o to poprosiła...

< Przejdź na wp.pl