W środę po południu pod ministerstwem sportu doszło do dość zaskakujących scen. Przed wejściem do budynku pojawiła się kilkunastoosobowa grupa zawodników ubrana w reprezentacyjne stroje. Dość szybko okazało się, że chodzi o polskich badmintonistów, którzy w ten sposób chcieli wziąć sprawy w swoje ręce i zaprotestować przeciwko sytuacji w swojej dyscyplinie.
- Od kilku miesięcy nasza dyscyplina nie jest dotowana z budżetu państwa, a to oznacza, że nasze kariery stoją pod znakiem zapytania. Pojechałem niedawno na kilka turniejów, ale za wszystkie zapłaciłem z własnych oszczędności. Na dłuższą metę tak się jednak nie da. W tym roku zmieniłem kategorię wiekową na elitę i to ważny moment, a nie stać mnie na podstawowe sprawy - wyjaśnia jeden z najlepszych obecnie badmintonistów w Polsce Mateusz Golas.
Sportowcy przynieśli ze sobą petycję do ministra sportu Sławomira Nitrasa i choć samego ministra nie zastali w pracy, to i tak mogą mówić o pewnym sukcesie. Nie dość, że zwrócili na siebie uwagę mediów, to postawili polityka w dość niezręcznej sytuacji.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Inaczej być nie mogło. Pudzianowski pokazał, co robił w weekend
- Początkowo jedna z pracownic ministerstwa nie była dla nas zbyt miła, ale na szczęście, gdy zdała sobie sprawę, że nie odpuścimy, to zaprosiła na rozmowy kilku zawodników. Ostatecznie udało się wręczyć petycję, a nawet umówić na rozmowę z ministrem Nitrasem - relacjonuje przebieg zdarzeń trener reprezentacji Polski Jacek Hankiewicz, kilkukrotnie podkreślając, że cała akcja została wymyślona przez zawodników.
Sytuacja PZBad jest dość poważna, bo prezes organizacji Marek Krajewski kilkukrotnie otwarcie atakował ministra Nitrasa, a nawet wniósł do sądu pozew przeciwko niemu. Ten z kolei zarzucał związkowi zaangażowanie polityczne i sprzyjanie PiS-owi. Dowodem miała być nie tylko obecność w zarządzie związku byłego polityka tej partii Tomasza Poręby, ale także regularne pojawianie się animatorów PZBad podczas pikników politycznych przy okazji niedawnych kampanii wyborczych. Z tego też powodu ministerstwo wstrzymało jakiegokolwiek finansowanie dla związku. Działacze zostali bez pieniędzy na akcje upowszechniania sportu, ale nawet na dalsze opłacanie przygotowań najlepszych badmintonistów w naszym kraju.
- Sytuacja jest fatalna, ale mimo braku wynagrodzeń wciąż pracujemy, bo nie chcemy zaprzepaścić wielu lat szkolenia. Obecny spór zakopuje naszą dyscyplinę, a przed nami ostatni moment, by spróbować to odkręcić. Chcieliśmy dowiedzieć się, czy istnieją merytoryczne argumenty, dlaczego pozbawiono nas jakiegokolwiek wsparcia - dodaje Hankiewicz.
- Podczas dzisiejszego spotkania w ministerstwie usłyszeliśmy, że po prostu wniosek o dofinansowanie został źle złożony i jeśli to zostanie naprawione, to problem zniknie. Podchodzimy do tego nieco nieufnie, bo skoro sprawa ciągnie się tak długo, to mamy uzasadnione wątpliwości, czy chodzi tylko o błąd formalny. W poniedziałek widzimy się jednak z ministrem Nitrasem i zobaczymy, co nam powie - dodaje młody badmintonista.
Protest reprezentantów Polski w badmintonie nie skończył się jednak jedynie na przekazaniu petycji dla przedstawicieli ministerstwa, bo później kadrowicze ruszyli do Kancelarii Premier i Prezydenta. W tej drugiej zostali przyjęci przez prezydenckich ministrów i dość dogłębnie zapoznano się z ich argumentami.
Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty