Była czeska biathlonistka Gabriela Soukalova wraz ze swoim życiowym partnerem Milosem i córką Isabelką wybrała się na wakacje do włoskiego Livigno. Tam postanowiła wyjechać na rowerową przejażdżkę ścieżką przyrodniczą. To miało być tylko kilka godzin, w trakcie których chciała odpocząć. Wszystko potoczyło się jednak zupełnie inaczej.
Okazuje się, że Czeszka podczas jazdy straciła orientację. Nie mogła odnaleźć odpowiedniej trasy, gdyż rozładował się jej telefon. Była zmuszona do tego, by noc spędzić w Alpach, przy temperaturze wynoszącej minus 7 stopni.
Soukalova wspominała, jak wspinała się po skałach, by zauważył ją helikopter. Na szczęście 32-latkę udało się odnaleźć. Trafiła do szpitala na obserwację.
- Niestety w jednym miejscu ścieżka została przerwana, ponieważ całe zbocze się zawaliło. Pokonanie tej przeszkody na rowerze wymagało ode mnie dużo wysiłku. Byłam już wyczerpana, chciałam wrócić i próbowałam znaleźć drogę przez GPS. Zdałam sobie sprawę, że muszę zostawić rower - relacjonuje w rozmowie z CNN.
Wtedy wykorzystała wszystkie swoje umiejętności i przeszła w tryb przetrwania. Dodała, że w nocy najbardziej bała się niedźwiedzi.
- Znalazłam miejsce na zawietrznej, wspięłam się wyżej i próbowałem za pomocą ćwiczeń nie tracić temperatury ciała, żebym mogła przetrwać w takich warunkach. Przyszło mi do głowy, że moją jedyną ucieczką będzie wspięcie się na skałę kilkaset metrów nad tą doliną. Spodziewałam się, że o świcie będzie latał szukający mnie helikopter. Cieszę się, że mam za sobą tyle lat treningu, bo inaczej byłoby mi trudno poradzić sobie w takich warunkach - dodała.
Portal idnes.cz opisuje, że nawet lokalni ratownicy nie rozumieli, jak Soukalova poradziła sobie w tej sytuacji. Wszystko skończyło się na strachu, otarciach i zmęczeniu. Po obserwacji opuściła szpital.
Czytaj także:
Adam Małysz przełknął gorycz porażki. Teraz liczy na rewanż
Oficjalnie. Wielki powrót w skokach narciarskich