Uciekła z Białorusi do Polski. Nowa władza wydała jej zakaz treningów
Daria Dalidowicz musiała uciekać z Białorusi do Polski. Tu dano jej szansę, by rywalizowała w biathlonie. Jednak po zmianie władzy w związku, nałożono na nią zakaz treningów. Sprawę dla "Przeglądu Sportowego" komentuje Justyna Kowalczyk-Tekieli.
Dalidowiczowie musieli uciekać do Polski. Nastolatka uważana była za ogromny talent w biegach narciarskich, ale została pozbawiona białoruskiej licencji zawodniczej. Szansę dostała w Polsce. Za namową byłego prezesa Polskiego Związku Biathlonu Zbigniewa Waśkiewicza zamieniła biegi na biathlon.
W międzyczasie doszło jednak do zmiany prezesa. Nową szefową federacji została Joanna Badacz. Dalidowicz nie może już trenować z naszą kadrą, co oburzyło Justynę Kowalczyk-Tekieli. Na polskiej mistrzyni młoda zawodniczka zrobiła duże wrażenie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Andrejczyk na wakacjach. Wybrała nietypowy kierunekDalidowicz trafiła do SMS Zakopane, gdzie w spokoju miała rozwijać swoje umiejętności. Jednak w ciągu kilku dni musieli się spakować i wyjechać.
- Miała wszystko opłacone, albo przez tatę, albo przez klub BKS WP Kościelisko. Najwyraźniej jednak komuś przeszkadzała jej obecność na zgrupowaniach. Tak to już jest, że władze czasami się zmieniają i najwyraźniej w tym wypadku decyzja musi zostać cofnięta - powiedziała Kowalczyk-Tekieli "Przeglądowi Sportowemu".
- Uznaliśmy, że jeśli zatrudnimy jej tatę, to damy jej spokojnie trenować. Tym bardziej że deklarowali chęć ubiegania się o polskie obywatelstwo. Przyklasnęłam temu pomysłowi, bo jednak biathlonistów w Polsce nie ma zbyt wielu, a tymczasem dostajemy zawodniczkę gotową od strony biegowej - dodała.
Kowalczyk-Tekieli liczy na to, że uda się znaleźć wyjście z tej sytuacji. Obawia się jednak o to, czy Dalidowiczowie nie stracili zaufania do działaczy.
Czytaj także:
Adam Małysz przełknął gorycz porażki. Teraz liczy na rewanż
Oficjalnie. Wielki powrót w skokach narciarskich