Kilka dni temu Polski Związek Biathlonu opublikował lakoniczne oświadczenie dotyczące Kamili Żuk. Poinformowało w nim, że biathlonistka z Wałbrzycha miała wypadek w Passo di Lavaze. 25-latka postanowiła wyjaśnić kibicom, co dokładnie stało się na trasie nartorolkowej.
"Żyję i mam się dobrze. Sport jest piękny, a zarazem nieprzewidywalny i brutalny, ale nie tylko pod kątem wyników lecz kontuzji… Niestety mój wypadek na treningu był na tyle niefortunny, że musiałam przejść operację" - pisała (więcej przeczytasz TUTAJ).
Uraz nogi Kamili Żuk był poważny, bowiem w rozmowie z TVP Sport zawodniczka przekazała, iż doszło do złamania kostki bocznej z przemieszczeniem i uszkodzenia więzozrostów.
- Trasy w Passo di Lavaze nie są najłatwiejsze. Jechałam razem z dziewczynami na rolkach do jazdy klasycznej. Przed nami był zjazd z zakrętem o 180 stopni. Wiedziałyśmy, że musimy na niego uważać, bo bardzo często wyrzucało tam zawodniczki - mówiła.
- Zjechałyśmy i już myślałam, że najtrudniejsze jest za mną, kiedy zaczęłam tracić równowagę. Wiedziałam, że za chwilę wypadnę z trasy. Zobaczyłam, że przede mną z jednej ze stron jest bardziej płaska łąka i chciałam upaść na nią. Wtedy wywinęło mi nogę, kostka skręciła do środka - dodała.
Nie tylko Kamila Żuk, ale również jej koleżanki z kadry zapamiętają feralny obóz przygotowawczy na długo. Relacja biathlonistki z Wałbrzycha tylko pokazuje, że całe zdarzenie na trasie nartorolkowej wyglądało fatalnie.
- Dziewczyny mówiły mi, że to było tak straszne, że miały dreszcze. To, co najbardziej mnie przeraziło, to fakt, że z jednej strony czułam ogromny ból, z drugiej wydawało mi się, że nie mam stopy. Po prostu próby poruszenia nią nic nie dawały. Musiałam sprawdzić, czy jeszcze tam jest - podsumowała.
Obecnie Kamilę Żuk czeka powrót do pełnej sprawności i żmudne przygotowania do nadchodzącego Pucharu Świata. Sezon 2023/2024 rozpocznie się pod koniec listopada w szwedzkim Ostersund.
Zobacz też:
Musiała udawać martwą. Przerażające chwile podczas treningu