Wszystkie dziesięć pocisków polska biathlonistka posłała do celu. Dzięki temu była w czołówce biegu sprinterskiego rozegranego w ramach Pucharu Świata w Hochfilzen. Do podium zabrakło niewiele. O 3.8 sekundy lepsza była Jekaterina Jurlowa-Percht, a Polkę wyprzedziła jeszcze Lisa Vittozzi. Monika Hojnisz może być dumna ze swojego występu. To jej najlepszy wynik w sprincie w karierze.
Polka wyciągnęła wnioski z nieudanego biegu pościgowego w Pokljuce, gdzie popełniła trzy błędy na strzelnicy. - Cieszę się, że potrafiłam się wyłączyć na strzelnicy i skupić zupełnie na sobie. Stójka była nierytmiczna, ale czułam, że muszę to przytrzymać, bo inaczej nic z tego by nie było. Leżak mi siedzi od początku przygotowań. Latem wcale nad nim dużo nie pracowałam. Oby tak do marca - powiedziała po biegu w rozmowie z Sebastianem Krystkiem, dziennikarzem portalu biathlon.pl.
Hojnisz wiele razy powtarzała, że sprint nie jest jej ulubionym biegiem. Mimo to potrafiła być blisko podium. - Zwykle najwięcej tracę na pierwszej rundzie. Chciałam więc pobiec na otwarcie tak, żeby być z siebie potem dumna. Nawet kosztem tego, żeby miało mi nie starczyć sił na końcówce. Nie mogłam się pozbierać na mecie, narty ledwo wypięłam. Nie wiem nawet gdzie są, gdzieś je zgubiłam - dodała Hojnisz.
W klasyfikacji generalnej Pucharu Świata w biathlonie Polka zajmuje piąte miejsce. W swoim dorobku ma 144 punkty. Strata do liderującej Dorothey Wierer wynosi 60 "oczek".
ZOBACZ WIDEO Polacy zaskoczyli podczas lotów narciarskich. "Loty to pewna nagroda i frajda"