- To pierwszy tego typu projekt w Polsce. Dzięki niemu Maraton Warszawski stanie się największym sportowym wydarzeniem charytatywnym w kraju. To będzie nowy wymiar biegania. Ludzie będą to robić nie tylko dla siebie i własnego zdrowia, ale również po to, żeby pomóc innym - zaznacza Tronina w rozmowie z serwisem WP SportoweFakty. 37. edycja imprezy odbędzie się 27 września. To ostatni Maraton Warszawski, którego meta będzie znajdować się na Stadionie Narodowym.
WP SportoweFakty: Maraton Warszawski jest dziś jedną z największych imprez biegowych w kraju. Jak wyglądało to w 2002 roku, kiedy po raz pierwszy zaangażował się pan w organizację tej imprezy. Da się to porównać?
Marek Tronina: Nie. Trudno mi sobie wyobrazić jakiekolwiek porównanie. Wtedy musieliśmy zmierzyć się z wieloma problemami. Największym było wywalczenie zgody na to, żeby w ogóle móc przebiec po ulicach miasta. Byliśmy w tej materii zupełnie nowi i w żaden sposób nie potrafiliśmy dojść do porozumienia z służbami miejskimi.
Ma pan na myśli przede wszystkim ówczesnego dyrektora Zarządu Dróg Miejskich?
Tak, choć nawet już nie pamiętam, jak on się nazywał. Nie traktował nas poważnie. Zresztą, wszystkim wydawało się, że nasze starania to jakieś żarty. Wiceprezydent miasta ds. sportu wyszedł w trakcie spotkania, a biuro sportu nie udzieliło nam żadnego wsparcia. Byliśmy zostawieni sami sobie.
Czyli mimo, że była to już 24. edycja Maratonu Warszawskiego, to tak naprawdę zaczynaliście od podstaw?
To była 24. edycja, ale ludzie, którzy zajęli się organizacją, byli zupełnie nowi. Proszę sobie wyobrazić sytuację, w której wieloletni organizatorzy mówią: "nie da się już tego zorganizować, nie jesteśmy w stanie tego zrobić, nikt się tym nie interesuje, a biegaczy jest coraz mniej". Nagle pojawia się paru gości, którzy mówią: "jesteśmy biegaczami i sami to zorganizujemy". Niby dlaczego mieliśmy być dla nich wiarygodni? Jestem w stanie zrozumieć tych, którzy patrzyli na nas z politowaniem. Być może na ich miejscu sam też bym tak patrzył.
Wtedy, w 2002 roku, maraton ukończyło 307 osób. W 2013 roku było to już ponad 8500 biegaczy, co do dziś stanowi rekord frekwencji. W tym roku ustanowienie nowego rekordu nie będzie możliwe ze względu na limit 8000 uczestników. Z jakich względów zdecydowaliście się go wprowadzić?
Przede wszystkim bardzo długo nie wiedzieliśmy, jaką trasę uda się ustalić. Podejrzewaliśmy, że może mieć mało przepustowość, a to sprawia, że trzeba narzucić pewien limit. Myślę jednak, że 8000 to odpowiednia liczba i mniej więcej tyle osób do tego biegu się zgłosi.
Jak Maraton Warszawski można dziś porównać pod względem frekwencji do innych europejskich maratonów? Wiadomo, że Półmaraton Warszawski wkroczył już pod tym względem do europejskiej czołówki.
Tak, Półmaraton Warszawski gra dziś w trochę innej lidze. Trzynaście tysięcy osób, które ukończyło w tym roku bieg na 21 km, to naprawdę pokaźna liczba. Jeżeli chodzi o Maraton Warszawski, to myślę, że znajdujemy się około piętnastego miejsca w Europie.
Największe europejskie maratony odbywają się w Berlinie i Londynie?
Tak, to zdecydowanie największe imprezy. Startuje w nich około 40 tysięcy ludzi.
Ale już frekwencja 13-14 tysięcy uczestników pozwoliłaby Maratonowi Warszawskiemu znaleźć się wśród 20 największych maratonów już nie tylko w Europie, ale i na świecie. Zależy panu, żeby w najbliższych latach prawie dwukrotnie podnieść frekwencję tej imprezy?
Z jednej strony - każdy organizator maratonu chciałby mieć jak największe zawody. Z drugiej - nie mamy nad tym pełnej kontroli. Jest cała masa czynników, które sprawiają, że ludzie dokonują innych wyborów. Czasem biorą udział w innym maratonie. Innym razem decydują się na triathlon. Planowanie, ile osób weźmie udział w danej edycji biegu to bardzo ryzykowna zabawa. Poza tym nie uważam, że jedyną miarą rozwoju imprezy jest frekwencja. Impreza musi się rozwijać w wielu obszarach.
Jakie obszary są dla pana najważniejsze?
Zależy nam na tym, żeby bieganie stało się aktywnością społeczną, dlatego uruchomiliśmy specjalną ścieżkę charytatywną. Udział w biegu jest dziś możliwy albo przez wniesienie opłaty startowej, albo przez zapisanie się do akcji charytatywnej, w ramach której uczestnik bierze na siebie ciężar zebrania wśród znajomych określonej kwoty pieniędzy. Ta przeznaczana jest potem na wybrany przez uczestnika cel społeczny. Innymi słowy - biegacz wpłaca pieniądze na wybraną fundację, a ta ponosi koszty jego udziału. To pierwszy tego typu projekt w Polsce. W Anglii i USA rokrocznie zbiera się w ten sposób dziesiątki milionów funtów lub dolarów. My w tym roku zebraliśmy już ponad 160 tysięcy złotych. Szacuję, że za 2-3 lata będziemy zbierać około miliona złotych, a wtedy Maraton Warszawski stanie się największym sportowym wydarzeniem charytatywnym w kraju. To będzie nowy wymiar biegania. Ludzie będą to robić nie tylko dla siebie i własnego zdrowia, ale również po to, żeby pomóc innym.
Najbliższy Maraton Warszawski będzie ostatnim, którego meta znajdzie się na Stadionie Narodowym. Co tym zadecydowało?
Przede wszystkim względy organizacyjne. Na Stadion Narodowy wkroczyliśmy w 2012 roku, kiedy kraj zalała fala entuzjazmu związana z Euro 2012. Niestety, mamy coraz większe potrzeby, a stadion wiąże się z dużą liczbą ograniczeń. To świetne miejsce na organizację meczów czy koncertów, ale w przypadku imprezy biegowej nie jest do końca komfortowe. Maraton to nie tylko wbiegnięcie na metę. Przy okazji tej imprezy dzieje się cała masa innych rzeczy, których na pierwszy rzut oka nie widać. Wymagają one otwartej przestrzeni, którą można swobodnie gospodarować. Wychodzimy ze Stadionu Narodowego, bo musimy rozwinąć skrzydła. I rozwiniemy je bardzo efektownie.
Gdzie w przyszłości będzie się znajdować meta Maratonu Warszawskiego?
Dziś jeszcze nie odpowiem panu na to pytanie. Wszyscy dowiedzą się w swoim czasie.
Koszty wynajęcia Stadionu Narodowego stanowiły dla was problem? Dwa lata temu w mówił pan, że dzięki temu, że macie status imprezy o szczególnym znaczeniu, przyznany przez Ministerstwo Sportu i Turystyki, nie musicie płacić za wynajęcie Stadionu Narodowego.
Niestety, taki status mieliśmy tylko w 2013 roku. W innych edycjach wyglądało to już inaczej.
A jak wyglądają dziś koszty organizacji Maratonu Warszawskiego? Ile osób jest zaangażowanych w jego organizację?
Budżet imprezy jest zbliżony do 3 milionów złotych. W biurze fundacji na co dzień pracuje dziesięć osób, a jeśli chodzi o samą imprezę, to mamy dziś około 1700 wolontariuszy. Do tego dochodzi koszt pracy kilkunastu firm, które są podwykonawcami w czasie imprezy.
Tegoroczna edycja maratonu ma nazwę Maraton Dwóch Brzegów, co ma związek z jego nową trasą. Pan już dwa lata temu mówił, że chciałby, aby trasa przebiegała po dwóch stronach Wisły, także na Pradze. Jak widać, szybko udało się do tego doprowadzić. Jest pan w pełni zadowolony z tej trasy czy będzie ją chciał jeszcze bardziej poszerzać?
Jestem zadowolony, ale nie w pełni. Trasy zawsze są efektem jakiegoś kompromisu. Gdybym nakreślił swoją wymarzoną trasę, to pewnie nikt w mieście by się na nią nie zgodził. Zależy mi na tym, żeby trasa Maratonu Warszawskiego była szybka, efektowna, wiodła przez wiele dzielnic, dawała ludziom możliwość kibicowania i przekonania się, że udział w takiej imprezie jest fajny. Prawda jest jednak taka, że jeśli chodzi o układ komunikacyjny, to Warszawa dopiero się buduje. Trzeba mieć świadomość, że nie wszystko jest jeszcze możliwe.
Nowością 37. Maratonu Warszawskiego będzie sztafeta maratońska, w ramach której trasę będą pokonywać trzyosobowe zespoły. Co skłoniło was do wprowadzenia takiego biegu?
Wiele osób zwracało nam uwagę na to, że maraton to dla nich za długi dystans, albo mają inne plany na jesień. Z kolei dystans 5 km, który towarzyszy naszej imprezie jako odrębny bieg, jest dla nich za krótki. W tej sytuacji stworzyliśmy sztafetę, w której każdy może wybrać sobie odpowiedni dystans (ok. 12 km + 9,5 km + 21 km). Fakt, że w zawodach wystartuje około 300 sztafet czyli 900 osób mówi, że to dobry pomysł. Chcemy, żeby te zawody na stałe zagościły w programie maratonu.
[b]Rozmawiał Michał Bugno
[/b]