W Księdze Rekordów Guinnessa pod hasłem "Najszybszy bieg przez Stany Zjednoczone" widnieje osiągnięcie Franka Giannino Juniora. Jesienią 1980 roku 28-letni wówczas Amerykanin, z zawodu sprzedawca butów, pokonał 3100 mil (4987 km) w 46 dni, 8 godzin i 36 minut.
35 lat to szmat czasu. W tym okresie rekord świata w maratonie był poprawiany 13 razy. Jednak wyczyn Giannino przetrwał do dziś, mimo że bieganie ultra w ostatnich latach stało się bardzo popularne. Nie brakowało śmiałków, którzy chcieli przejść do historii. Próbowali m.in. w 2008 r. znani ultramaratończycy Marshall Ulrich i Charlie Engle. Ten drugi nie wytrzymał i się wycofał. Ulrich do mety dotarł, ale zajęło mu to ponad 52 dni. Trasę z jednego wybrzeża na drugie pokonywały dziesiątki innych zawodników. Nikt nie zrobił tego szybciej od Giannino.
Żona stworzyła "potwora"
Posiadacz rekordu może jednak odczuwać pewien niepokój. Głośno bowiem o próbie, do której przygotowuje się 29-letni Adam Kimble. Ultramaratończyk z Minooka, wsi w stanie Illinois, zaplanował atak na rekord, przyjmując ambitne założenia. Nie chce go pobić o godzinę czy dwie, lecz o ponad osiem godzin. Zamierza przebiec Stany Zjednoczone w mniej niż 46 dni.
Kimble zawsze lubił sport, choć akurat z bieganiem nie miał wiele wspólnego. Na studiach był obiecującym baseballistą, grał także w koszykówkę. W 2011 r. szykował się do ślubu z Karen. I to właśnie przyszła żona namówiła go do biegania. - Chciała, żebyśmy przed ślubem poprawili kondycję. Zaproponowała, żebyśmy przebiegli półmaraton. To ona stworzyła potwora! - śmieje się Kimble w rozmowie z "Chicago Sun Times".
Jej przyszły małżonek stał się właśnie takowym potworem, "pożeraczem" kilometrów. Początkowo biegową pasję łączył z pracą. Był dyrektorem w firmie zajmującej się organizacją imprez (m.in. biegu z przeszkodami Warrior Dash). Jego żona pracowała jako księgowa. W 2014 r. wybrali się w podróż do Nowej Zelandii. To był przełom w ich życiu. Uznali, że muszą coś zmienić. Odeszli z pracy, zaczęli podróżować po świecie. Adam biegał już coraz więcej i więcej, miał za sobą starty w maratonach i ultramaratonach. Ostatnio zapuścił brodę, która stała się jego cechą charakterystyczną. Śmieje się, że to część jego ubioru.
"Ucieczka" przed zimą. Na południe
W środowisku ultra jest jednak "świeżakiem". Pierwszy bieg ultra (każdy bieg na dystansie dłuższym niż maratoński) zaliczył niespełna dwa lata temu. To sprawia, że wielu ekspertów puka się w czoło, słysząc o jego zamiarach.
- Ludzie myślą, że ten facet nie ma pojęcia, w co się pakuje. Wiem jednak, do czego jest zdolne moje ciało - podkreśla Kimble w rozmowie z amerykańską edycją "Runner's World". - Będę świeższy. Moje ciało - w porównaniu z tymi, którzy od lat startują w biegach ultra - nie jest jeszcze tak zużyte - dodaje.
Próbę bicia rekordu Guinnessa Kimble rozpocznie 15 lutego w Huntington Beach w Kalifornii. Celem będzie Nowy Jork. Do pokonania - 3030 mil, czyli 4875 km. W tym miejscu należy się wyjaśnienie dotyczące długości trasy. Według reguł zapisanych w Księdze Rekordów Guinnessa śmiałkowie mogą sobie wytyczyć dowolny odcinek z jednego wybrzeża na drugie pod warunkiem, że będzie on liczyć przynajmniej 2766 mil (odległość z Los Angeles do Nowego Jorku).
Kimble wydłużył sobie trasę o 264 mile. Tłumaczy, że woli przemierzyć dłuższy dystans, kierując się bardziej na południe. W stanach położonych na północy mógłby w tym czasie natrafić na atak zimy, co prawdopodobnie zniweczyłoby jego plany.
[nextpage]
Pobudka o 3.15. O 4.00 w drogę
Z Kalifornii ultramaratończyk pobiegnie przez Arizonę, Nowy Meksyk, Teksas, Luizjanę, Missisipi, Alabamę, Tennessee, Karolinę Północną, Wirginię, Maryland, Delaware, New Jersey, aż do Nowego Jorku. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, 31 marca 2016 r. zamelduje się na Times Square.
Adam może liczyć na wsparcie pięcioosobowej ekipy, która towarzyszyć mu będzie w jego podróży. Znajdzie się w niej jego żona Karen, a także przyjaciele. Będą mu przygotowywać jedzenie, dbać o regenerację, być na każde jego wezwanie.
Każdego dnia Kimble'a czeka niewyobrażalny dla zwykłego śmiertelnika dystans - ok. 110 km. Biegacz z brodą zamierza być bardzo skrupulatny. Nie chce stosować żadnych odstępstw od planu. Pofolgować sobie jednego dnia, by nadrabiać kiedy indziej - to niedopuszczalne. Konsultował się z rekordzistą Guinnessa. Od Franka Giannino usłyszał, że właśnie trzymanie się planu jest najważniejsze. - Frank robił codziennie praktycznie to samo, wprawiając ciało w odpowiedni rytm. Wielu ludziom, którzy próbowali bić rekord, nie wyszło, bo nie mieli wystarczająco dobrego planu i pozwalali sobie na zbyt dużo luzu - mówi Kimble.
Jego harmonogram przedstawia się następująco: codziennie pobudka o godz. 3.15. Lekkie śniadanie. Start o godz. 4.00. Czternaście do szesnastu godzin na trasie. Tempo, jakim będzie się poruszać, to ok. 8 minut na kilometr. Kimble, w zależności od warunków atmosferycznych i trudności trasy, będzie biec lub maszerować. Nie może się "podpalić". - Muszę od początku kontrolować swoją energię. Pamiętać, że każdy dzień jest małą cząstką większego celu. Przede mną wiele emocji - podkreśla.
Wszystko rozegra się w głowie
Wie, jak ważną rolę podczas bicia rekordu odegra psychika. Czeka go niejeden kryzys. Dni, w których od samego startu będzie mu towarzyszyć ból. - W bieganiu długodystansowym nie zawsze wygrywa najlepszy sportowiec. Ktoś biegnie 50 mil, a jego umysł "mówi" mu: "To nie jest dobre, nie czuję się dobrze". Ale ktoś inny, w tym samym momencie, jest w stanie zagłuszyć te uczucia - przekonuje Kimble w rozmowie z "The Herald-News", lokalną gazetą z Illinois.
Nieprzypadkowo wspomniał o 50 milach. By przygotować organizm na ekstremalny wysiłek, każdego dnia pokonuje obecnie 50 mil lub więcej.
Żona Karen, która "stworzyła biegowego potwora", z jednej strony wspiera męża, z drugiej jednak zdaje sobie sprawę, jak niewyobrażalnie trudnego zadania się podjął. - Przebiegnę z nim kilka odcinków, ale to wszystko. Adam jest szalony! - komentuje.