Zapomniany bieg Justyny Kowalczyk. O zawodach w Kuusamo w 2003 roku

Zdjęcie okładkowe artykułu: Newspix / TOMASZ MARKOWSKI
Newspix / TOMASZ MARKOWSKI
zdjęcie autora artykułu

Justyna Kowalczyk znów jest w Kuusamo, gdzie zainauguruje kolejną edycję Pucharu Świata. Dwanaście lat temu właśnie tam po raz pierwszy szerzej objawiła się światu w biegu, o którym w Polsce praktycznie się nie pamięta.

W tym artykule dowiesz się o:

Kuusamo jest obecnie żelaznym punktem programu każdego sezonu, ale nie zmienia to faktu, że pozostaje lokalizacją dość młodą jak na biegowy kalendarz - jest w nim od sezonu 2002/2003. Fińska miejscowość wielokrotnie przynosiła Justynie Kowalczyk dobre wyniki - było ich tyle, że Polka powiedziała nawet, że gdyby zawody w niej rozgrywane odbywały się nieco później, Kuusamo byłoby dla niej zapewne tym czym jest Otepaeae, czyli prawdziwym sportowym królestwem, miejscem gdzie wygrywa raz po raz.

Lista dobrych wyników na dalekiej północy jest jednak na tyle długa, że wielu kibiców łatwo wymieni z pamięci trzy zwycięstwa i liczne miejsca na podium. Jest jednak pewien bieg Kowalczyk, który miał miejsce właśnie w Kuusamo, a który został praktycznie zapomniany. W sezonie 2003/2004 dwudziestoletnia polska narciarka zmierzyła się wówczas z dystansem 10 kilometrów stylem klasycznym, a więc z konkurencją, która miała stać się jej koronną specjalnością. Właśnie ten bieg, mimo braku wysokiej lokaty na mecie, był pierwszym, gdy Kowalczyk pokazała się w Pucharze Świata naprawdę z najlepszej strony.

Zawody w Kuusamo rozgrywano z indywidualnym startem co trzydzieści sekund. Realizator transmisji telewizyjnej pokazywał kolejno startujące narciarki, w tym startujące niewiele przed Polką Darię Starostinę z Kazachstanu, czy Witę Jakimczuk z Ukrainy. Przyszedł czas na numer dwudziesty ósmy, a więc na Kowalczyk. I rozczarowanie - realizator zmienił ujęcie nie pokazując reprezentantki Biało-Czerwonych wcale, uznając że ma ona jeszcze mniejsze szanse na dobry wynik niż wspomniane biegaczki.

Trudno się jednak dziwić. Ówczesny dorobek Polki w Pucharze Świata obejmował, tylko trzy miejsca w pierwszej trzydziestce Pucharu Świata (najwyżej dwudzieste piąte), choć czujni obserwatorzy mogli zauważyć, że ma ona już na swoim koncie medal mistrzostw świata juniorów. Dodatkowo chodziło o zawodniczkę z kraju, który półtora roku wcześniej nie wystawił nikogo w biegach kobiecych na igrzyskach w Salt Lake City i zdawał się być miejscem, gdzie ta dyscyplina po niezłych latach dziewięćdziesiątych już upada.

Ale na pierwszym punkcie pomiaru czasu Kowalczyk już trzeba było pokazać. Czerwony kombinezon z licznymi czarnymi akcentami na rękach i nogach, czerwona czapeczka z długim pomponem, i przede wszystkim znakomite tempo biegu. Po 2,3 km Polka sensacyjnie objęła prowadzenie, a prezentowana przez nią technika klasyczna mogła imponować. W tym momencie faworytki czekały jeszcze na swój start, ale gdy i one zaczęły meldować się na tym punkcie pomiarowym nagle okazało się, że nie są w stanie pokonać naszej narciarki.

Dwudziestoletnia Kowalczyk miała lepszy czas niż wszystkie najmocniejsze Finki, Niemki, Rosjanki, Szwedki i niż zdecydowana większość Norweżek. Ostatecznie szybsza na tym etapie biegu okazała się tylko Vibeke Skofterud. Sensacja wisiała więc w powietrzu. Ale gdy Polkę znów pokazano na ekranach telewizyjnych po pokonaniu 6 kilometrów widać już było, że o utrzymanie wspaniałej lokaty nie będzie łatwo. Jeszcze prowadziła, jeszcze zyskiwała nad zawodniczkami startującymi wcześniej, ale coraz bardziej pochylona do przodu sylwetka i z coraz większym wysiłkiem pokonywane kolejne metry sygnalizowały już nadchodzący kryzys.

Ostatnie kilometry przyniosły dużą stratę czasową. W momencie przekroczenia linii mety Kowalczyk była już nie pierwsza, a szósta, w tym za debiutującymi w Pucharze Świata Finkami z grupy krajowej. Ostatecznie, po dobiegnięciu całej czołówki, okazało się, że rezultat Polki daje jej trzydzieste trzecie miejsce, a więc bez choćby jednego punktu pucharowego.

Tym razem nie udało się jeszcze właściwie rozłożyć sił. Młodzieńczy entuzjazm kazał od początku dać z siebie niezwykle wiele, co srogo zemściło się w drugiej części trasy. Narciarski świat zwrócił jednak uwagę na nową twarz w pucharowej karuzeli, a niejednej z gwiazd przeszło zapewne przez myśl, że oto za kilka lat ta oto zawodniczka, która teraz wytrzymała swoje tempo tylko na pierwszych kilometrach, będzie już biegła równie mocno na całym dystansie i stanie się ich najgroźniejszą konkurentką.

Ledwie półtora roku później Kowalczyk miała już na koncie czwarte miejsce na mistrzostwach świata w Oberstdorfie (później anulowane po dyskwalifikacji), po kolejnym roku także pucharowe podium, a po jeszcze następnym zwycięstwo. W Polsce wybuchła wielka popularność samej zawodniczki, a także biegów narciarskich, ale z uwagi na fakt, że wcześniej jej pierwsze występy śledzili tylko pasjonaci tej dyscypliny sportu, bieg w Kuusamo został zapomniany.

A przecież to właśnie wtedy Kowalczyk pierwszy raz zwróciła uwagę całego biegowego świata, właśnie to było jej pierwsze naprawdę zauważalne wejście do grona światowej elity. Teraz przed Polką kolejny występ w Finlandii, już w jakże innej roli niż gdy debiutowała tam dwanaście lat temu.

[b]Daniel Ludwiński Zobacz także: Łukasz Kruczek: praca z Małyszem nie była dla mnie łatwa

[/b]

Źródło artykułu: