Justyna Kowalczyk ma "pecha" do maratońskich teamów, do których dołącza. "Pecha" ubranego w cudzysłów, bo choć profesjonalne i mocne, to najpierw z Rosji, a potem z Norwegii. W marcu w Biegu Wazów Polka reprezentowała Russian Marathon Team. Na jednym z portali publicystycznych pojawiły się wówczas rozważania na temat słuszności takiego wyboru zespołu połączone z mniej lub bardziej zawoalowanymi dygresjami politycznymi, w których brakowało chyba już tylko jeszcze dosadniejszych słów o narodowej zdradzie.
Minęło kilka miesięcy i Kowalczyk stawiając na dobre na maratony wybrała Team Santander. I znów się zakotłowało, znów pojawiły się artykuły o "zmianie barw". Tym razem nie było wprawdzie nawiązań do polityki, ale oburzać miał wybór Norwegii, kraju największych narciarskich rywalek.
W miniony weekend w Kuusamo Polka po raz pierwszy wzięła udział w oficjalnych zawodach jako biegaczka Team Santander. Debiut przeszedł zupełnie niezauważony. Przy nazwisku Kowalczyk była oczywiście polska flaga, bo też i nawet przez moment rzekoma "zmiana barw" nie wchodziła w jakimkolwiek stopniu w grę. Polka pobiegła w kombinezonie teamu, ale jako że przez lata jej stroje miewały różną kolorystykę, to dla większości pozostało to niedostrzeżone.
Czym jest więc Team Santander? Maratony Ski Classics, w których rywalizuje zespół, to inny biegowy świat. W tej rywalizacji biegom narciarskim bliżej np. do kolarstwa. Zamiast reprezentacji krajowych startują przede wszystkim zawodowe grupy, które wcale nie muszą być jednolite narodowo. Team Santander to elita elit, zarówno pod względem organizacyjnym, jak i personalnym. Zespół założony przez dwóch wyśmienitych biegaczy, braci Auklandów, to nie tylko Norwegowie i Polka, ale także Szwedzi Johan Olsson i Jens Eriksson, Austriaczka Katerina Smutna, a według medialnych pogłosek już niedługo także Rosjanin Aleksander Legkow. Latem wielu członków Team Santander wspólnie szykowało formę na nowy sezon - nikogo nie dziwiło, że razem ćwiczą Norwegowie i Szwedzi.
Dziś zawodowe grupy startują tylko w maratonach, a w Pucharze Świata można czasami dostrzec jedynie ich kombinezony, tak jak w przypadku Kowalczyk. Kto wie jednak jak będzie np. za dziesięć lat? Może wówczas w pucharowym cyklu obok reprezentacji narodowych wystąpią także poszczególne teamy tak jak tylko one startują w kolarskich wielkich wyścigach? Na to pytanie odpowiedź przyniesie czas. Na razie pozostaje cieszyć się, że Justyna Kowalczyk trafiła do znakomitego zespołu, za to na pewno nie należy doszukiwać się w tym jakiegokolwiek drugiego dna. Bo czy ktoś czynił zarzuty Robertowi Lewandowskiemu czy Arkadiuszowi Milikowi, że grają w klubach zagranicznych, a nie np. w Legii lub Lechu? A tym przypadku chodzi praktycznie o to samo.
[b]Daniel Ludwiński
Zobacz także: Kamil Stoch: Piotrek Żyła to równy chłop, często nas rozśmiesza
[/b]