Tragedia Nicka Fairalla miała miejsce podczas ubiegłorocznych kwalifikacji w Bischofshofen. Amerykański skoczek upadł tak nieszczęśliwie, że doznał ciężkiej kontuzji kręgosłupa. Żmudna rehabilitacja przynosi efekty, gdyż Fairall za pomocą kul stawia pierwsze kroki, ale na co dzień używa wózka inwalidzkiego. Rok po wypadku Amerykanin wrócił pod skocznię, która odebrała mu pełną sprawność.
We wtorek spotkał się z mediami. - Stało się to co się stało i rozumiem to. Byłoby wspaniale móc dalej skakać, ale i tak cieszę się swoim życiem. Pamiętam moment gdy poprosiłem lekarzy, żeby zdjęli moje skokowe buty. Odpowiedzieli, że przecież już to zrobili. To był moment gdy jasnym stało się, że kontuzja jest bardzo poważna, bo tego nie czułem - powiedział Fairall.
Amerykanin nie krył wzruszenia ciepłym przyjęciem w Bischofshofen. - Jestem bardzo wdzięczny wszystkim, którzy zrobili dla mnie tak wiele. Dziękuję skoczkom, kolegom, fanom. Nie znajduję słów by wyrazić to co czuję.
Odwiedziny Fairalla, który przyleciał do Europy ze swojej ojczyzny, były wzruszającym momentem także dla jego kolegów z innych reprezentacji, doskonale pamiętających wspólne starty na skoczniach Pucharu Świata. - To tragiczne, wiemy jak aktywnym człowiekiem zawsze był Nick. Jego widok na wózku inwalidzkim jest bolesny - przyznał Kenneth Gangnes.
W środę Nick Fairall będzie oglądał konkurs w Bischofshofen, który zakończy Turniej Czterech Skoczni. W najbliższych planach Amerykanina jest także wizyta w Willingen na kolejnych pucharowych zawodach.