W listopadzie 2016 roku Therese Johaug została ukarana 14-miesięczną dyskwalifikacją za stosowanie zakazanych środków dopingujących. W jej organizmie wykryto clostebol. Jak tłumaczyła Norweżka, wszystko przez posmarowanie ust maścią, która zawierała tę substancję. Później karę przedłużono do 18 miesięcy, a na biegowe trasy Johaug wróciła w kwietniu zeszłego roku.
Ponad dwa lata temu Justyna Kowalczyk negatywnie wypowiadała się o Johaug i długości jej dyskwalifikacji. "Ciekawe co na to FIS i WADA #14miesiecy #otwierampopcorn" - pisała na Twitterze reprezentantka Polski. Wtedy Norwegowie mieli do niej pretensje za tę opinię. Mówiono o niej, że jest "hipokrytką", która sama była zdyskwalifikowana za doping.
Te słowa pamiętają skandynawskie media. Gdy Kowalczyk rozmawiała z "Aftonbladet", padło pytanie o relacje z Johaug. - Historia popcornu to już przeszłość. Życie płynie szybko i nie myślimy o tym, kto i co powiedział. Nadal jesteśmy koleżankami - stwierdziła Kowalczyk.
ZOBACZ WIDEO Brzęczek skomentował sytuację Wisły Kraków. "Miesiąc temu nikt nie wierzył, że przetrwają"
W Seefeld obie zawodniczki spotkają się po raz pierwszy od momentu dyskwalifikacji Norweżki. Teraz ich rola w biegach narciarskich jest zupełnie inna. Johaug to faworytka do medali, a Kowalczyk ma wystartować tylko w sztafecie i sprincie drużynowym.
- Thehese Johaug jest naprawdę silna i każdy widzi jaką ona ma formę. Czasami jednak trudniej odnieść sukces w mistrzostwach świata niż w pucharowych zawodach. Tutaj będą bardzo szybkie trasy. Dla Therese to trudniejsze warunki niż normalnie - dodała Kowalczyk.