Jej starsza siostra jest biegaczką narciarską, pochodzi także z tej samej miejscowości, co Justyna Kowalczyk. We wtorek sensacyjnie zdobyła brązowy medal w mistrzostwach świata juniorek. Wygrana w eliminacjach była wielkim zaskoczeniem także dla niej samej.
Walka w ogromnym mrozie
We wtorkowym sprincie stylem klasycznym na mistrzostwach świata juniorek Karolina Kaleta sprawiła ogromną sensację. Oczy polskich kibiców były zwrócone na Monikę Skinder. Tymczasem to właśnie Kaleta wygrała w cuglach kwalifikacje.
- Mój wynik w eliminacjach naprawdę był dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Byłam bardzo zadowolona, ale wiedziałam, że już od ćwierćfinałów czeka mnie bardzo trudne zadanie - przyznała biegaczka.
ZOBACZ WIDEO: Adam Małysz miał kombinezon po gwieździe skoków. "Za długie nogawki!"
Polka pokazała, że ten rezultat nie był żadnym przypadkiem. Świetnie zaprezentowała się w ćwierćfinale oraz półfinale. W decydującym biegu od samego początku Kaleta, Skinder oraz Szwedka Moa Hansson wypracowały na pozostałymi rywalkami potężną przewagę. Rozstrzygnęły walkę o medale między sobą, ostatecznie Skinder zgarnęła złoto. Kaleta po pasjonującym finiszu przegrała z Hansson o czubek buta.
- Nie oglądałam się za siebie i próbowałam po prostu osiągnąć jak najlepszy rezultat. Chciałam dogonić Szwedkę, która znajdowała się przede mną. Niestety, troszkę zabrakło, ale i tak jestem ogromnie szczęśliwa z brązowego medalu - stwierdziła Karolina Kaleta.
Zawodniczkom życia nie ułatwiały warunki atmosferyczne. W fińskim Vuokatti panował ogromny mróz. - Jest naprawdę bardzo zimno, obecnie temperatura dochodzi nawet do -25 stopni, a sprinty zostały rozegrane przy -19 stopniach - opowiadała biegaczka.
Śladami starszej siostry
Zapaleni kibice biegów narciarskich z pewnością kojarzą Weronikę Kaletę. To o 3 lata starsza siostra Karoliny. Weronika startuje już jednak w zawodach seniorek i ma na swoim koncie punkty Pucharu Świata.
- Na pewno starsza siostra była inspiracją. Cała nasza rodzina jest w jakimś stopniu sportowa, więc można powiedzieć, że mamy to w genach. (śmiech) To jednak Weronika zaczęła poważniejszą przygodę z biegami w naszej rodzinie - wyjaśnia jej młodsza siostra.
Weronika obecnie studiuje w Stanach Zjednoczonych, jednak była ogromnym wsparciem dla Karoliny. W przerwach między biegami zawodniczki rozmawiały ze sobą. - Pomiędzy startami z Weroniką byłam cały czas w kontakcie. Mimo że u niej była już noc, to cały czas mnie wspierała i oglądała. Jestem jej za to wdzięczna - dodała biegaczka.
Pod czujnym okiem mistrzyni
Kaleta pracuje w kadrze z głównym trenerem, Martinem Bajcicakiem. Ogromnie ważną rolę wciąż odgrywa jednak Justyna Kowalczyk.
- Można powiedzieć, że Justyna Kowalczyk dalej jest naszą trenerką. W naszej kadrze była grupa pucharowa, która jeździła na Puchary Świata oraz grupa tych młodszych dziewczyn, do której należę ja. Byłyśmy cały czas z Justyną oraz trenerem Wierietielnym, a Martin Bajcicak jeździł na puchary. My miałyśmy z nim kontakt, dzwoni i wspiera nas teraz w startach z Polski - przyznała nasza biegaczka.
Utalentowane rodzeństwo pochodzi z tej samej miejscowości, co Justyna Kowalczyk. - Czasem mamy podwózkę do Kasiny, ale to, skąd jestem, nie ma jakiegoś większego znaczenia - powiedziała zawodniczka.
W wejściu na wyższy poziom Karolinie pomogła także rywalizacja z Moniką Skinder. Ta zawodniczka już od kilku lat punktuje w Pucharze Świata, a przed dwoma laty wywalczyła srebro MŚ juniorek. W tym roku po raz pierwszy w historii polscy kibice mogli cieszyć się z dwóch medali zdobytych w jednej konkurencji w biegach.
- Na pewno ta rywalizacja dużo nam pomaga. Monika w tamtym roku była dużo lepsza niż ja. Wydaje mi się, że dzięki treningom z nią polepszyłam swoje rezultaty. Dobrze mieć kogoś takiego - wyjawiła Kaleta.
Jak przyznała sama biegaczka, w biegach klasykiem pomagają jej warunki fizyczne. Karolina Kaleta mierzy 181 centymetrów. - Mój wzrost pomaga mi na pewno w stylu klasycznym. Jak na razie dobrze mi się nim biega. W obu stylach czuję się jednak bardzo dobrze - opowiedziała zawodniczka.
Przed Polką w tych mistrzostwach zostały jeszcze dwa biegi indywidualne: na pięć kilometrów stylem dowolnym oraz na piętnaście kilometrów klasykiem. Biegaczka wystartuje również w sztafecie. - Na pewno nasz medal w sztafecie byłby dużym zaskoczeniem - przewiduje biegaczka.
- Mam zamiar wystartować we wszystkich biegach. Staram się przed nimi jednak nic nie zakładać. To wszystko też zależy od dnia, mam nadzieję, że trafię na swój dobry moment. Nie nastawiam się na medal, chcę po prostu pobiec na maksimum swoich możliwości i zobaczymy, jaki to da rezultat - dodaje.
Sama zawodniczka w wolnym czasie bardzo dużo czyta. - Uwielbiam książki, czasami sobie też coś podśpiewuję, tańczę. W szczególności lubię thrillery, ale czytam wszystko i nie ograniczam się tylko do nich - zakończyła z uśmiechem.
Dla Karoliny Kalety to nie są jednak ostatnie szanse na medale w mistrzostwach świata juniorek. Urodzona w 2002 roku zawodniczka, w odróżnieniu od większości jej najgroźniejszych rywalek, będzie mogła jeszcze wystąpić na tej imprezie w przyszłym sezonie.
Czytaj więcej:
PŚ w skokach. Raw Air 2021 oficjalnie odwołany!
Rewolucja w skokach. Styl latania coraz mniej przypomina czasy Małysza. Spójrzcie na Stocha i Żyłę