Julia Szeremeta była jednym z największych polskich odkryć na igrzyskach olimpijskich w Paryżu. 21-latka znakomicie zaprezentowała się w turnieju pięściarskim do 57 kilogramów. Polka awansowała do jego finału, gdzie przegrała jednogłośną decyzją sędziowską z Yu Ting Lin. Młoda zawodniczka skończyła więc rywalizację ze srebrem. Był to dla naszego kraju pierwszy medal olimpijski w boksie po 32-letniej przerwie.
Sukces Szeremety sprawił, że pokochała ją cała Polska. 21-letnia zawodniczka od momentu powrotu z Paryża udzieliła wywiadów największym redakcjom sportowym. Została również zaproszona na wiele eventów. W rozmowie z Radiem Lublin przyznała jednak, że popularność ma też ciemne strony.
- Muszę uważać, jak gdzieś jestem, bo widzę, że ludzie mnie z ukrycia nagrywają (...) Udaję, że tego nie widzę i idę sobie dalej, ale to nie jest fajne, jak cię z ukrycia nagrywają - mówiła.
- Powiem szczerze, nie jest łatwo przejść przez miasto. Tutaj też szłam i tu autograf, tam zdjęcie. Idę na miasto i wiem, jak dużo ludzi do mnie podchodzi. Widzę, że mnie obserwują, a ja udaję, że ich nie widzę, że kontaktu wzrokowego nie łapię. Ale jak już podejdzie jedna osoba, to robi to więcej osób, prosząc o zdjęcie - podsumowała. Dodała, że zainteresowanie kibiców bywa męczące, zwłaszcza gdy np. spożywa posiłek w restauracji.
Szeremeta w rozmowie z Radiem Lublin wyraźnie zaznaczyła też, że nie chce być traktowana jak celebrytka. Podkreśliła, że swoją popularność zamierza wykorzystać do promocji boksu i zainspirować młodzież do regularnych treningów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Szalony taniec mistrzyni olimpijskiej z Tokio! Fani są zachwyceni