Okazuje się, że Tyson Fury stanął do walki z Ołeksandrem Usykiem w trudnym momencie swojego życia. Jak donosi "The Sun", jego żona Paris doświadczyła poronienia na sześć miesięcy przed planowanym terminem porodu.
Trener Fury'ego, Andy Lee, ujawnił, że choć nie jest to wymówka dla przegranej przez decyzję sędziów, Tyson zmagał się z wieloma emocjami. - Nie wiedziałem o poronieniu Paris. Ona zawsze była na walkach, więc jej nieobecność była zaskoczeniem - powiedział Lee.
Fury, ojciec siedmiorga dzieci, przyznał, że nie mógł być przy żonie w tym tragicznym momencie.
ZOBACZ WIDEO: Afera w polskiej kadrze. Trener z zawodniczką do dziś nie porozmawiali
- To było trudne dla mnie, nie mogłem być tam dla niej - wyznał. Paris, chcąc chronić męża, nie powiedziała mu o tragedii przed walką.
Życiowa partnerka boksera wyznała, że nie chciała obciążać męża przed walką. - Musiałam podjąć decyzję, czy mu powiedzieć. Wiedziałam, że to zmieni jego życie - powiedziała "Mirror".
Fury i Usyk ponownie zmierzą się 21 grudnia w Arabii Saudyjskiej. To będzie okazja dla Fury'ego, by pokazać swoją siłę po trudnych chwilach.