Rafał Mandes: Od pierwszej pana walki z Cunninghamem minęły cztery lata. Obejrzał pan sobie z sentymentu pojedynek z 2008 roku?
Tomasz Adamek: Pewnie, że widziałem. I to nie raz. Nie chodziło jednak o sentymenty, a o podprowadzenie do naszej drugiej walki. Przygotowania minęły u mnie jak należy, obeszło się bez kontuzji - tych większych jak i tych mniejszych - i teraz nie pozostaje nic innego, jak tylko wyjść na ring i zrobić to, czego oczekuje ode mnie trener oraz kibice.
[b]
Jest pan bardzo religijnym człowiekiem. Czy fakt, że walczy pan na dwa dni przed Wigilią będzie miał jakieś znaczenie?[/b]
- Gdybym walczył dwa dni po świętach, to na pewno byłoby gorzej, a tak mam większą mobilizację, bo wygraną sprawię wszystkim fajny prezent pod choinkę.
Jak bardzo pana zdaniem zmienił się Cunningham na przestrzeni czterech ostatnich lat?
- Tak szczerze, to oczywiście trener oglądał jego walki i taktyka jest już gotowa, ale mnie interesuje tylko wykonanie zaleceń Rogera (Bloodworth - trener Polaka, red.), a nie sam Cunningham. Ja się rywalami zazwyczaj nie przejmuję, bo jak wykonam swoją robotę tak, jak powinienem, to będzie zwycięstwo.
Roger Bloodworth oceniając pana pierwszą walkę z Cunninghamem przyznał, że było za mało dynamiki, że ułatwiał pan zadanie rywalowi. Zapewnił jednak, że teraz zobaczymy innego Adamka w ringu.
- Teraz Cunningham będzie miał bardzo duże problemy, by mnie trafić. Minęły cztery lata, jestem zupełnie innym pięściarzem niż wtedy. Po pierwsze bardziej doświadczonym, po drugie co ważniejsze walczącym lepiej stylowo.
Cztery lata temu posłał pan Cunninghama trzy razy na deski. Kibice chętnie zobaczyliby w sobotę kilka kolejnych nokdaunów.
- Kibice lubią efektowne walki, a ja prawie zawsze dostarczam im wielu emocji. Nokautu oczywiście nie mogę obiecać, ale zrobię co w mojej mocy, by fani byli zadowoleni.
Ewentualna wygrana może zapewnić panu walkę z Kubratem Pulewem, której zwycięzca byłby kandydatem do starcia z Władymirem Kliczko. Myśli pan o tym?
- Kolejna walka o pas mistrza to mój cel, co powtarzam za każdym razem. Snucie scenariuszy nie ma jednak teraz żadnego sensu. Liczy się tylko Cunningham i zwycięstwo z nim. O przyszłości pomyślę później.