Podczas sobotniej gali z cyklu Polsat Boxing Night pokazywanej w systemie Pay-Per-View Adamek ma wrócić na zwycięski szlak po nieudanych konfrontacjach z Wiaczesławem Głazkowem i Arturem Szpilką. Organizatorzy chcieliby wyłaniać na cyklicznych imprezach następców polskich mistrzów, a jednym z nich może być właśnie Michał Cieślak (9-0, 5 KO). On w łódzkiej Atlas Arenie podejmie Shawna Coxa (18-6, 17 KO). Reprezentant Barbadosu słynie z atomowego uderzenia, a na koncie ma chociażby potyczkę o pas mistrzowski w Moskwie z Denisem Lebiediewem. Akurat tamtej wyprawy z 2012 roku nie wspomina zbyt dobrze, bowiem został znokautowany w drugiej rundzie, jednak 40-latka lekceważyć nie należy. Czy siła młodszego o 15 lat Polaka eksploduje na oczach tysięcy widzów?
Smykałka od amatora
Cieślak nie bez powodu nazywany jest potencjalnym następcą "Górala" Adamka. Już podczas kariery amatorskiej charakterny pięściarz przejawiał wysokie umiejętności i tak rzadko spotykany pazur łowcy. Boksował w kategorii z limitem do 91 kg i wokół tej wagi oscyluje do dziś. Na najważniejszych imprezach krajowych siał postrach i tylko nieliczni potrafili nawiązać z nim nić rywalizacji, niestety Michał nie otrzymywał szans startów międzynarodowych. Trener reprezentacji, Hubert Migaczew był wielkim zwolennikiem talentu tego sportowca i wróżył mu nawet występ na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro.
- Ten chłopak ma papiery na boksowanie i świetną dynamikę, która jest rzadkością wśród facetów ważących ponad 90 kilogramów - opowiadał.
Kierunek brazylijski okazał się zbyt odległy, bowiem bardziej kusząca była wizja związania się zawodowym kontraktem z Tomaszem Babilońskim. Zanim jednak to nastąpiło, otrzymał jeszcze szansę udziału w elitarnych rozgrywkach World Series of Boxing, gdzie reprezentował barwy Rafako Hussars Poland, drużyny dowodzonej zresztą wtedy przez Migaczewa. Cieślak w meczu z Italia Thunder na wyjeździe pokazał się w najcięższej dywizji wagowej, tocząc nieustępliwy bój z mierzącym 2 metry wzrostu i ważącym ponad 120 kg Mateo Modugno (obecnie na zawodowstwie legitymuje się bilansem 17-0). Polak co prawda przegrał na punkty próbę ognia, ale udowodnił wszystkim, że ma ogromne serce do walki i po odpowiednim szlifie może stać się wartościowym wojownikiem.
Zawodowy sprint
W czerwcu 2013 roku Cieślak rozpoczął karierę zawodową i od razu został rzucony na głęboką wodę. Pierwszym jego oponentem w wyjątkowej scenerii ostródzkiego Amfiteatru był Łukasz Zygmunt. Po czterech rundach zwyciężył radomianin, do końca roku tocząc jeszcze trzy boje, zawsze opuszczając ring z ręką w górze. Na rozkładzie miał już wtedy Łukasza Rusiewicza, który wcześniej sprawiał wielkie problemy Izu Ugonohowi.
W kwietniu 2014 roku w Legionowie Cieślak przystąpił do walki z kontrowersyjnym Arturem Binkowskim, byłym olimpijczykiem mającym za sobą ośmiorundowy przegrany test z Krzysztofem Zimnochem. "Art" tak wytrzymały nie był w bezpośrednim starciu z młodszym rodakiem i poległ w przeciągu niespełna dwóch rund. I to był pierwszy jasny sygnał - liczcie się ze mną.
Naturalny następca Gołoty i Adamka?
Przemysław Saleta będzie drugim obok Michała Cieślaka polskim pięściarzem, który w ringu spotka się z Andrzejem Gołotą i Tomaszem Adamkiem. Jak to? Kontekst jest oczywiście inny, bowiem były mistrz Europy skrzyżuje rękawice w oficjalnych spotkaniach, zaś 26-latek już to zrobił, ale podczas sesji sparingowych. W 2013 roku otrzymał on zaproszenie od obozu Gołoty, by pomóc byłemu czterokrotnemu pretendentowi do pasa wypracować odpowiednią formę przed drugą edycją Polsat Boxing Night. Co prawda Michał pomylił się przy typowaniu zwycięzcy, bowiem śmiało stawiał na "Andrew" (Saleta wygrał przez nokaut w 6. rundzie przyp. red.), ale wielokrotnie podkreślał, że możliwość boksowania na treningu z Gołotą stanowi pożyteczną lekcję, porównywalną do edukacji na uczelni wyższej.
Telefon rozpalił wyobraźnię wschodzącej gwiazdy również przed tą edycją PBN. Pojawiła się propozycja sparingów z Tomaszem Adamkiem, odpowiedź mogła być wyłącznie twierdząca i Cieślak zameldował się w Osadzie "Śnieżka" w Łomnicy, by wejść między liny z byłym czempionem dwóch kategorii wagowych. Weteran z Gilowic pytany przez dziennikarzy o przebieg treningowych bojów z młodszym kolegą, odpowiadał enigmatycznie, nie zdradzając szczegółów, za to potwierdzając, że mamy do czynienia z uzdolnionym zawodnikiem. Takiej nauki wcześniej nie miał ani Adamek, ani Gołota, Cieślak jest więc na uprzywilejowanej pozycji.
Po pas śladami "Główki"
Potencjał w Cieślaku jako pierwszy z promotorów dostrzegł Tomasz Babiloński. Wiedza i intuicja menadżera została pięknie zweryfikowana w sierpniu, gdy jego pupil Krzysztof Głowacki leciał do Newark na "ścięcie" z Marco Huckiem, a sprawił jedną z największych niespodzianek ostatnich lat i odebrał buńczucznemu Niemcowi tytuł WBO w wadze junior ciężkiej i stał się mistrzem, który podbił serca nie tylko polskich fanów. Lata temu "Główka" został zauważony właśnie przez Babilońskiego i to on przez lata samodzielnie prowadził jego karierę. Skutek tej pracy przynosi nadspodziewanie dobre owoce.
Po powrocie ze Stanów Zjednoczonych szef stajni Babilon Promotion zapowiedział, że rozwój Cieślaka może w przyszłości doprowadzić do podobnie wielkich sukcesów jak w przypadku "Główki", a drogowskaz wyznaczony został jakby samoistnie. No i niedługo później miał nadejść istotny dla umiejętności wciąż raczkującego na zawodowstwie boksera sprawdzian. Na gali w Międzyzdrojach, 22 sierpnia, naprzeciw Cieślaka stanął mierzący 195 cm wzrostu Fin Jarno Rosberg. Pochodzący ze Skandynawii osiłek przeżył nad polskim morzem prawdziwe gradobicie pięściami i poległ w pierwszej rundzie, nie wytrzymując nawet dwóch minut. Piorunujący akcent był ostatnim razem, czy w łódzkiej Atlas Arenie czekają nas kolejne grzmoty?
[b]Piotr Jagiełło
[/b]