7 października zeszłego roku Jarrell Miller (23-0-1, 20 KO) przez nokaut w drugiej rundzie pokonał Tomasza Adamka (53-6, 31 KO). Dla polskiego boksera była to dotychczas ostatnia walka w zawodowej karierze. Nie jest jednak wykluczone, że potyczka ta zostanie uznana za nieodbytą. Wszystko przez możliwość stosowania dopingu przez Millera.
31-letni Amerykanin został przyłapany na stosowaniu trzech zakazanych substancji, w tym hormonu wzrostu i EPO. To miało mu pomóc w pokonaniu Anthony'ego Joshuy, z którym miał zmierzyć się 1 czerwca. Zastanawiający jest szybki rozwój sylwetki Amerykanina. W 2017 roku zmierzył się z Mariuszem Wachem, którego znokautował w dziewiątej rundzie, a jego ciosy były dużo wolniejsze niż w potyczce z Adamkiem.
Mateusz Borek, który w ostatnich latach prowadził karierę Polaka, rozważa złożenie protestu dotyczącego walki Miller - Adamek. - Nie chodzi o wskrzeszanie kariery Tomka. To kwestia uczciwości. Nawet wobec samego siebie, że doprowadziłem tę sprawę do końca. Z perspektywy czasu można mieć jednak uzasadnione podejrzenie, że nie wszystko było w porządku, tym bardziej, że dla Millera to nie jest pierwsza wpadka dopingowa - powiedział Borek w rozmowie z "Super Expressem".
Zobacz także: Adam Balski potencjalnym sparingpartnerem Krzysztofa Głowackiego
Promotor bokserski zdradził, że podpisując kontrakt na walkę z Millerem musiał zgodzić się na wyrywkowe badania antydopingowe. Mimo to inspektorzy ani razu nie pojawili się skontrolować Polaka. - Tomek chciał iść po walce na kontrolę antydopingową, ale gdy zapytałem o nią organizatora, usłyszałem tylko: "nie będzie badań, za 10 minut przyjdźcie po czek". Zamurowało nas - dodał Borek.
ZOBACZ WIDEO Nie ma rywala dla Mateusza Rębeckiego. "Chciałbym walczyć jak najszybciej"